Rozdział 3

13.3K 585 528
                                    

Leżałam na łóżku, myśląc nad tym czy zjeść snickersa, czy liona. Podczas, gdy moi znajomi świetnie bawią się na imprezach, ja się napycham słodyczami. Tak, to są problemy dwudziestego pierwszego wieku.

Słodycze są moim uzależnieniem. Od czekoladek, aż po chipsy, orzeszki czy nawet chrupki. W pokoju mam całą szafkę zawaloną nimi. Tak na wszelki wypadek.

Jedząc tę pyszność usłyszałam trzask. Fakt, że byłam sama w domu wcale mi nie pomagał. Wzięłam z szafy kij bejsbolowy i po cichu zaczęłam kierować się na dół. Ani jedno światło się nie świeciło, prócz małej lampki stojącej w rogu pokoju, która nadawała efekt półmroku. Gdy na nią patrzyłam, jakiś cień się poruszył.

Z sercem w gardle skierowałam się na dół. Przeszłam przez hol i dotarłam do salonu. Było tak cicho, że słyszałam odbijanie się mojego serca o żebra. Ponownie usłyszałam trzask, tym razem obok mnie. Gdy już miałam brać zamach, aby uderzyć włamywacza, usłyszałam zduszony śmiech. Zapaliłam światło i co zastałam? A mianowicie moja siostra, wiła się z bólu na podłodze, chichrając się przy tym, jak małe dziecko.

Tak, była pijana.

Miała dzisiaj imprezę u swojej koleżanki. A, że ona praktycznie nigdy nie pije, to był to dla mnie przełomowy widok.

Wstając zachwiała się pare razy, po czym zaczęła nucić jakąś balladę, żeby chwilę później wziąć mi z ręki kij bejsbolowy i zacząć z nim tańczyć. Co chwilę mówiła do niego teksty typu''świetnie tańczysz'', żeby chwilę póżniej powiedzieć''jakiś drętwy ostatnio się zrobiłeś''. Gdy wybuchłam gromkim śmiechem, odwróciła się do mnie z grymasem na twarzy i wybełkotała, że idzie spać ze swoim chłopakiem. Gdy odchodziła z kijem pod pachą rzuciła swoje kluczyki od samochodu na sofę, po czym chwiejnym krokiem dostała się na górę.

Opadając na sofę, poczułam wibracje w tylnej kieszeni moich spodni. Wyjęłam telefon, po czym odebrałam numer Jessici.

-Megi? - spytała czkając co jakiś czas.

-Tak, Jess? - spytałam. Wiedziałam, że zapewne nie dzwoni do mnie bo chce pogadać, ale po to bym po nią przyjechała. Była na imprezie, więc można było jej wybaczyć ten stan.

-Bo wiesz, ja zgubiłam klucze od samochodu - mówiła czkając bez przerwy.

-Wiesz, że nie mogę po ciebie przyjechać. Nie mam samochodu -odpowiedziałam po chwili.

-Jak to nie? Przyleć po mnie na swoich skrzydłach z drugiej klasy.

Dziewcznie zapewne chodziło o moje skrzydła z drugiej klasy, które były tak brzydkie i wieśniackie, że nie da się tego opisać.

Pasknęłam śmiechem słysząc jej słowa. Jessica zawsze po wypiciu alkoholu się tak zachowuje. Zawsze.

Po chwili zakończyła połączenie. Przecież nie mogę jej tak zostawić. Spojrzałam na kluczyki od samochodu leżące obok mnie. Może Amanda się nie obrazi, jak raz go pożycze.

Chwilę później upewniłam się, że moja siostra śpi, po czym włożyłam, białe conversy i wyszłam z domu. Wsiadłam do białego mercedesa, kierując się pod adres Lucasa Stafforda.

***

Wysiadłam z samochodu, żałując, że nie wzięłam kurtki. Miałam na sobie tylko bluzę w kolorze pudrowego różu oraz białe spodnie. Idealnie na imprezę poprostu.

Z domu dudniła głośna muzyka. Współczuję jego sąsiadom. Nie dość, że puszcza muzykę na full, to jeszcze takie imprezy odbywają się co najmniej, co dwa tygodnie.

Wypatrywałam wszędzie Jessici, jednak nigdzie nie mogłam jej znaleźć. Weszłam do domu, odbijając się co jakiś czas o ludzi. Od razu uderzył mnie smród papierosów, alkoholu i spoconych ludzi.

Nie cierpię takich miejsc.

Na końcu korytarza dostrzegłam Jess. Stała z paroma osobami, ale tylko jedna osoba przykuła moją uwagę. Braden. Ubrany w czarne spodnie, skórzaną kurtkę i białą koszulkę, stał luzacko rozmawiając.

Idiota.

Podeszłam do nich,wkładając ręce do kieszeni mojej bluzy. Jess wskazała na mnie palcem i krzyknęła:

-Oh, przyszłaś, wspaniale -wydawała się być rozanielona moim widokiem, bo wpatrywała się we mnie, jak w obrazek.

Skrzyżowałam spojrzenie z Bradenem, który wydawał się być mocno rozbawiony tą sytuacją. Miał cwaniacki uśmiech, przez co uwydatniły się jego dołeczki w policzkach. Zawsze chciałam mieć takie, jednak geny mi na to nie pozwoliły.

-Co?- spytałam z grymasem na twarzy, zaraz po tym jak Braden wgapiał się we mnie, niczym królik na marchewkę.

-Nic, poprostu zastanawiam się,czy miałaś zamiar zmyć tą czekoladę z twarzy, czy może zostawiłaś ją sobie na póżniej? -spytał z chrypką i widocznym politowaniem.
Posłałam mu pytające spojrzenie.

Wyjął z kieszeni lustereczko, otwierając je i unosząc na wysokości mojej twarzy. Cała umorusana od lodów czekoladowych, wlepiałam wzrok w swoje odbicie. Właśnie zostałam upokorzona przez niego. Lepiej być nie mogło. Co jak co, ale zawstydził mnie, przez co nawet mu się nie odcięłam.

Nachylił się do mnie i rzekł:

-Wiedziałem, że lubisz błoto, ale nie wiedziałem, że aż tak - rzucił zawadniacko.

-Dobrze wiesz, że to nie błoto -powiedziałam, ale chłopak wciąż się ze mnie śmiał. - spadaj.

Złapałam Jessicę za rękę i wyszłam na zewnątrz. Chciałam się jak najszybciej z tamtąd ulotnić, dopóki inni tego nie zauważyli.

Gdy znalazłyśmy się w samochodzie, jak najszybciej starłam plamę z twarzy i odwiozłam Jess do domu. Upewniając się, że jej brat się nią zajmie, wróciłam do domu. Potrzebowałam uspokojenia.

I słodyczy.

***

Następnego dnia rano w pośpiechu się ubierałam, żeby nie spóźnić się do szkoły. Pierwszą miałam muzykę, więc oczywste było to, że kochałam ten przedmiot. Zniechęcał mnie tylko jeden fakt. Do klasy chodziłam z Bradenem.

Ubrałam szybko moje jasne jeansy z dziurami, a pod spód czarne kabaretki. Do tego moja ulubiona część ubrań. Bluzy.

Zajmują w mojej szafie, co najmniej połowę kolekcji. Szare, czarne, obcisłe, luźne. Różne, po prostu różne. Dzisiaj zdecydowałam się na szarą, ze znaczkiem jednorożca na prawej piersi.

Zeszłam na dół. Nikogo nie było. Moja siostra pewnie odsypiała po wczoraj, a mama jak to moja mama, w pracy. Wzięłam pieniądze leżące na stole i skierowałam się do drzwi. Założyłam conversy i wyszłam z domu.

***

Gdy weszłam do szkoły, Lea - moja koleżanka z angielskiego, podeszła do mnie.

-Słyszałaś? - spytała z wyraźną ciekawością w głosie.

-O czym? - odpowiedziałam pytaniem.

W naszej szkole naprawdę dużo się dzieje. Kiedyś jedna dziewczyna zaczęła rodzić na szkolnym korytarzu, nasz były nauczyciel od fizyki wyjechał za granicę by chodować stado kóz. Tak, nasza szkoła, a raczej ludzie znajdujący się w niej, są zdrowo rąbnięci.

Lea wskazała na koniec korytarza. Skierowałam swój wzrok na miejsce, które mi pokazała, ale to co tam zobaczyłam, przerosło moje najśmielsze oczekiwania

Meet meOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz