Rozdział 24

10.6K 366 818
                                    

Rozdział nie sprawdzony.

Przełknęłam głośno ślinę, wiedząc do kogo należy ten głos. Dlaczego? Czemu? Czy ja jestem złym człowiekiem! Chciał mnie zabić, pchając drzewo w moją stronę. Obserwując mnie i doprowadzając do ataków histerii. Zniszczył moją psychikę doszczętnie. Zabawił się nią w najgorszy, możliwy sposób - prześladowanie.

-L-Lucas? - spytałam, będąc na skraju wytrzymałości.

Chłopak ustał przede mną i Bradenem, po czym zdjął swoją czarną kominiarkę. Uśmiechał się złowieszczo, a swoje dłonie miał zaciśnietę w pięści. Braden patrzył na chłopaka w całkowitym osłupieniu. Przez cały czas, kiedy tu siedzimy, nie odezwał się ani słowem. Nawet nie drgnął.

-To są jakieś żarty? - spytałam, czując łzy w kącikach oczu. Chyba byłam zbyt słaba psychicznie na takie rzeczy.

-A czy wyglądam jakbym żartował? - spytał kpiąco i oparł się o lampę, zaglądając ręce pod piersi.

-D-dlaczego? - spytałam, a raczej pisnęłam, więc lekko chrząknęłam.

-Nie wiesz? Ba! Oczywiście, że nie. W końcu Megan Smith nigdy nic nie wie - rzucił oschle. - mówi ci coś imię Erick?

-Tak, to chłopak mojej mamy - powiedziałam, a chłopak parsknął śmiechem.

-No zobacz, a myślałem, że sam będę musiał przedstawiać ci mojego tatę - zakpił.

Otworzyłam szeroko oczy, bo mogąc się doprowadzić do porządku. Mężczyzna, który zapierał się rękami i nogami, że nie ma dzieci, miał Lucasa. Lucasa Stafforda, ktory przez półtora miesiąca truł mi życie. Zrobił z niego istny koszmar, a na dodatek związał się ze mną, aby to oglądać. Móc z boku kpić ze mnie i pozwolić, żebym czuła strach.

-Jak to? - spytałam.

-Tak to. Twoja mamusia doprowadziła do rozstania moich rodziców - powiedział oschle. - głupia idiotka.

-Nie przezywaj jej - warknęłam i ustałam przed chłopakiem. - ciesz się, że nie zgłosiłam tego na policję!

-Och, co byś mi zrobiła? Poskarżyła się swojemu nowemu tatusiowi? Proszę cię - zaśmiał się kpiąco. - ale wiesz, bransoletkę możesz sobie zostawić. Erick, Lucas i Josefine to przeszłość. Tatusiek kupił mi ją na piętnaste urodziny. Ironia, no nie?

-Jesteś chory! - wrzasnęłam i odepchnęłam chłopaka. - śledziłeś mnie przez półtora miesiąca. Dzień w dzień za mną łaziłeś. Tylko czemu akurat ja?!

-Hm, pomyślmy. Twoja mamusia zabrała mi mojego ojca, a gdy cię zawsze widziałem byłaś szczęśliwa. I wiesz co? Ja już nie byłem szczęśliwy. Postanowiłem się na tobie zemścić i zobaczyć jak się boisz - zaśmiał się kpiąco. - jesteś nikim, Megan.

I wtedy to poczułam. Chyba pierwszy raz w życiu było mi tak przykro. Jestem idiotką, idiotką...

-Nie mów tak do niej, ancymonie! - krzyknął czarnowłosy i podszedł do chłopaka. Zamachnął się i uderzył chłopaka w szczękę.

Brunet zatoczył się do tyłu i złapał za nos, który zaczął krwawić.

-Debil - mruknął Lucas. - świry. Nigdzie tego masz nie zgłaszać. A ty, nawet już nie licz na jakąkolwiek przyjaźń.

Chłopak odwrócił się i lekko kuśtykając poszedł na dróżkę.

Poczułam słoną ciecz spływającą po moim policzku. Wytarłam ją, ale to na nic. Zaczęłam flikać pod nosem. Braden odwrócił się do mnie i złapał za swój nadgarstek.

Meet meOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz