Rozdział 12

10.5K 422 903
                                    

Siedziałam właśnie na skórzanym, białym fotelu.

Lubiłam na nim siedzieć, ponieważ to z nim mam dużo wspaniałych wspomnień. To na nim mama czytała mi bajki na dobranoc. Zawsze, gdy tam zasypiałam przekładała mnie na łóżko. Albo, gdy płakałam, ponieważ mój były chłopak - Josh ze mną zerwał. Jessica siedziała ze mną wtedy, podając chusteczki dla takiego usmarkańca, jak ja.

-Boże, ale mnie wytraszyłaś - rudowłosa złapała się za serce.

-Już na fotelu nie można sobie posiedzieć? - spytałam retorycznie.

-Można, ale nie z miną jaguara - zaśmiała się. Rzeczywiście, miałam spiętą twarz.

-Jak zdrówko? - spytałam, patrząc na dziewczynę, która wypijała wodę stojącą obok mojego łóżka.

-Kac morderca, nie ma serca - zaśmiała się niemrawo. Uśmiechnęłam się, jednak o czymś sobie przypomniałam.

-Mogę cię o coś spytać?

Spojrzała na mnie z ukosa, kończąc wodę. Odetchnęła i zgniotła butelkę, rzucając ją na moje biurko.

-O co chodzi?

-Wczoraj powiedziałaś mi, że na tej imprezie wydarzyło się za dużo - westchnęłam - czyli?

Jessica przełknęła ślinę.

-Ja tak mówiłam? - spytała, na co przytaknęłam - musiało mi się coś pokićkać.

Machnęła ręką, nerwowo rozglądając się po moim pokoju. Chciałam jeszcze coś powiedzieć, ale dziewczyna mi to uniemożliwiła.

-Wiesz co? Chyba zadzwonię do Bradena - powiedziała, po czym wyszła z pokoju po drodze zabierając swój telefon.

Czasami mam wrażenie, że Jess żyje we własnym świecie. Potrafi ze mną rozmawiać o ciuchach, a chwilę później zmienić temat na naukę. Czasami jest zdrowo rąbnięta. A w tej sprawie coś mi nie pasuje. Rozumiem, mogła się napić, ale nie sądzę, że nic nie pamiętała.

Wstałam z fotela i skierowałam się na dół, po drodze zabierając czarną bluzę. Zeszłam po schodach do kuchni. Zastałam tam Jessicę, która trzymała telefon przy uchu i szklankę w prawej dłoni.

-Dobrze, Braden. Tak...Na pewno...Też cię kocham...Pa misiek - zakończyła połączenie.

Spojrzała na mnie zasmucona, przez co uniosłam brew do góry.

-Braden jest chory. Kupię mu leki i do niego pójdę - powiedziała, jednak chwilę później przybiła sobie ręką w czoło - miałam mieć dzisiaj spotkanie z Cassidy w sprawie projektu fotograficznego.

Słuchałam cały czas dziewczyny, podchodząc do lodówki. Wyjęłam z niej sok pomarańczowy i wlałam go sobie do szklanki. Chwilę później usiadłam na przeciwko dziewczyny.

-Co z tym zrobisz? - spytałam.

Jess chwilę dumała, aż w końcu się uśmiechnęła.

-Ty do niego pójdziesz - wskazała palcem na moją osobę.

Spojrzałam na nią, jak na idiotkę. Rozumiem, że kontakty między nim, a mną się polepszyły, ale nie oznacza to zaraz, że go uwielbiam. Pokazał się z fajnej strony, ale wciąż potrafi zachowywać się, jak debil. Chory umysłowo debil.

-Nie. Za żadne skarby do niego nie pójdę - napiłam się soku, ignorując natarczywe spojrzenie dziewczyny.

-Megi, proszę - złożyła ręce, jak do modlitwy.

Megi. Uh.

-Nie rozumiesz po ludzku? - spytałam - N I E.

-Kupię ci coś słodkiego - zaproponowała.

Meet meOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz