Z głośno bijącym sercem sięgnęłam za tylną ściankę szafki. Zdążyłam jeszcze wczoraj podpatrzeć, jak Louis wyjmuje stamtąd kluczyk. Potrzebował pieniędzy na dodatkowy mikrofon, ale wiedziałam, że nie wziął wszystkiego.
Chwyciłam klucz w drżące palce i wetknęłam do zamka. Przez chwilę siłowałam się z mechanizmem, który jak na złość właśnie w tym momencie postanowił się zaciąć. Po kilku próbach wreszcie zamek zaskoczył, a ja prawie rozpłakałam się z ulgi. Przynajmniej tyle.
Cicho otworzyłam drzwiczki, tak, aby nie stuknęły o ścianę. Wiem, że robiłam coś bardzo, bardzo głupiego. Najprawdopodobniej większość osób na moim miejscu po prostu poprosiłaby o pożyczkę Louisa. Tylko, że ja… nie mogłam tego zrobić. Przez ten ostatni rok suma, którą mi wręczył i nazwał to „forsą na wieczne nieoddanie” wprawiła mnie w wystarczającą rozpacz. Sam fakt, że przyjął mnie pod swój dach, pomógł mi w dostaniu się na praktyki… Otrzymałam od niego zbyt wiele. Nie chciałam zaciągać kolejnego długu wdzięczności.
Zamierzałam uzupełnić deficyt już za kilka dni. Jak tylko dostanę ostatnią pensję za pracę w tym sklepiku spożywczym, w którym pracowałam do tej pory. Nikt nie zauważy, a jeśli Louis zorientuje się za wcześnie, to po prostu wszystko mu wyjaśnię. On na pewno mnie nie wyda.
Chwyciłam plik banknotów i odliczyłam czterysta funtów. Dzisiaj Liam, z pewnymi oporami, przysłał mi sms-a o kwocie, jaka jest mu potrzebna. Zamierzałam wysłać ją najszybciej, jak to będzie możliwe.
Westchnęłam z ulgą i wrzuciłam resztę banknotów do środka tak szybko, jakby mnie parzyły. Czułam się okropnie, ale wiedziałam, że robię to w słusznym celu. Naprawdę słusznym. Spokojnie zamknęłam szafkę na klucz i powoli stanęłam na nogach, próbując uspokoić rozszalałe serce.
Już po wszystkim. Chyba się udało.
Gówno, gówno prawda.
Odwróciłam się i zamarłam. Miałam wrażenie, że za chwilę zemdleję. Dlaczego?
Drzwi nadal były zamknięte. Tylko, że teraz zaszła drobna zmiana. Najspokojniej w świecie, z rękami założonymi na piersiach, opierał się o nie mój szef.
No cóż, teraz pewnie już były szef.
Musiałam złapać się oparcia fotela, aby nie upaść. Nawet nie potrafiłam się zarumienić. Wiedziałam, że cała krew odpłynęła mi z twarzy. Harry tymczasem patrzył na mnie nieprzeniknionym wzrokiem. Tylko mocno zaciśnięta szczęka wskazywała na jakiekolwiek emocje. A na pewno nie były one pozytywne. W jednej dłoni wciąż trzymał telefon. Najwyraźniej skończył rozmawiać i w całej swojej elegancji chciał się jeszcze pożegnać. A że wszystko w tym pokoju było cholernie wytłumione to nie usłyszałam, kiedy wszedł. Na moje nieszczęście.
Zaciskałam dłonie na oparciu tak mocno, że kostki mi całkowicie zbielały. Otworzyłam usta, ale wydostało się z nich tylko:
- Ja…
Przerwał mi niemal od razu.
- Powinienem cię teraz wyrzucić. Zadzwonić po policję i do twojego rektora.
Bałam się tego chłodnego spokoju, jakim emanował. Potrząsnęłam jednak gwałtownie głową.
- Proszę, nie… - wiedziałam, że patrzę na niego wręcz błagalnie – Wszystko wyjaśnię…
- Nie wiem, czy to się na cokolwiek zda – po raz kolejny nie pozwolił mi dokończyć – Ukradłaś pieniądze. Nie wiem, czy interesują mnie twoje… motywy.
- Błagam, ja… - niechciane łzy zebrały się pod moimi powiekami i spłynęły po policzkach. Głupia, głupia, głupia. Widziałam, że jego spojrzenie jednak trochę złagodniało – Proszę, niech pan tego nie robi…
CZYTASZ
lost | h.s.
FanfictionHarry Styles - spadkobierca świetnie prosperującej londyńskiej wytwórni płytowej. Nałogowy podrywacz i łamacz kobiecych serc. Zapragnie znacznie trudniejszego celu. I wtedy pojawi się ONA. Sophie Clarence - niepozorna studentka, która przyjechała do...