Rozdział 12.

12.1K 593 40
                                    

Zniecierpliwiona czekałam na przystanku autobusowym. Był piątek. Liam obiecał, że pojawi się tego dnia w Londynie i słowa dotrzymał. Pół godziny temu dostałam od niego wiadomość z prośbą, abym powoli zbierała się do wyjścia i czekała w umówionym miejscu. Pierwszy raz od dawna szykowałam się z takim entuzjazmem. Nie widziałam go prawie rok i poziom mojej tęsknoty był wyższy, niż mogłam to sobie wyobrazić.

Od pamiętnej kolacji nie widziałam się z Harrym. Po tym… incydencie w restauracji spędziliśmy tam jeszcze godzinę, usiłując skleić rozmowę. Chcąc nie chcąc, dowiedziałam się o nim kilku ciekawych rzeczy. Nie miałam pojęcia na przykład, że ma o rok starszą siostrę, Nathalie. Mówił o niej w sposób, który kazał mi się domyślić, że jest z nią naprawdę mocno związany. Nie mogłam się temu nadziwić. W ciągu jednego wieczoru zauważyłam kilka znaczących dysonansów pomiędzy osobą, na którą się kreował a tą, którą najwyraźniej był naprawdę.

Po co więc to wszystko? Dlaczego świadomie mnie do siebie zniechęcał? No cóż, powody mogły być co najmniej dwa. Po pierwsze – oczywistym było, że nigdy nawet nie starałabym się o randkę z nim. Byliśmy z dwóch różnych światów, zbyt odmiennych, aby mogły ze sobą zagrać. Po drugie – po prostu lubił utrzymywać swój status skurwysyna. W przypadku obydwu mimo wszystko absolutnie nie potrafiłam go zrozumieć.

Coraz częściej w ciągu tych dwóch dni, kiedy się nie widzieliśmy, nachodziło mnie pytanie, czy warto za wszelką cenę utrzymywać tak wrogą atmosferę między nami. Na razie i tak nie miałam innego wyjścia, niż w tym tkwić. Może jeśli będę bardziej przyjazna i zacznę się tym bawić, to szybciej mi odpuści? Lub zamydlę mu czy i będę mogła spokojnie gdzieś uciec?

Nie potrafiłam odpowiedzieć sobie na te pytania. Dlatego póki co cieszyłam się każdą wolną od Stylesa chwilą. Och, widziałam go tylko raz – na okładce gazety. Zdjęcie przedstawiało mojego prezesa w towarzystwie pięknej top modelki, na wczorajszej imprezie. Faktycznie, on nie zamierzał zmieniać swoich przyzwyczajeń. W końcu nie jestem przecież kimś, kto byłby tego wart.

Z rozmyślań wyrwał mnie autobus, który właśnie zbliżał się do przystanku. Wiedziałam, że wyglądam idiotycznie z szerokim uśmiechem na ustach skierowanym do nikogo, ale nie dbałam o to. Przestępowałam z nogi na nogę, niecierpliwie czekając, aż w końcu zatrzyma się, otwierając drzwi. W końcu zobaczę Liama!

W końcu ta chwila nastąpiła. Najpierw zauważyłam białe addidasy za kostkę, a dopiero potem ujrzałam całą sylwetkę przyjaciela. Payne zeskoczył z ostatniego stopnia i przystanął, szukając mnie wzrokiem. Od razu zauważyłam, że ściął włosy i trochę przypakował. Z ramienia zwisał mu plecak, a w drugiej dłoni trzymał jeszcze torbę. Kiedy mnie zobaczył, rzucił ją na ziemię i niemal natychmiast zamknął w uścisku.

Nie zastanawiając się nad obecnością innych ludzi, oplotłam nogami jego biodra i wtuliłam się jeszcze mocniej. Liam schował twarz w moich włosach. Trwaliśmy tak przez kilka minut, chłonąc ulgę płynącą z tak długo wyczekiwanej obecności. Czułam, jak łzy gromadzą się pod powiekami, ale nie starałam się nawet ich powstrzymać.

W końcu Payne postawił mnie na ziemi i wierzchem dłoni starł ciecz z moich policzków. Uśmiechał się delikatnie.

- Kopę lat, Sophie.

- Wiem – powiedziałam, przyciskając palce do kącików oczu – Bardzo się za tobą stęskniłam, Liam.

- Mogę powiedzieć dokładnie to samo. Wszystko w porządku? Wyglądasz na… zmarnowaną. – przekrzywił głowę, uważnie mi się przyglądając. Znałam to spojrzenie.

Boże, tak bardzo nienawidziłam go oszukiwać.

- Bo taka jestem – uśmiechnęłam się i pogłaskałam przyjaciela po policzku – Praca, studia, Louis…

lost | h.s.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz