- Wychodzę.
Zerknęłam na stojącego w wejściu do salonu Louisa znad czytanej książki. Faktycznie, nieźle się odstawił. Czerwone rurki, koszulka w paski i szelki. Moja ulubiona stylizacja, miał w niej chyba największe powodzenie. Dłonią nerwowo przeczesywał poburzone na wszelkie możliwe strony włosy. Czyżby Louis Tomlinson był zestresowany przed randką?
Od tamtego… hm… nieszczęsnego wieczoru minął tydzień. Rana na policzku wyraźnie się goiła, można było z powodzeniem zakryć ją warstwą podkładu. Siniak na brzuchu już zszedł, mimo, że drugiego dnia wyglądał naprawdę okropnie. Teraz w tym miejscu widniało lekkie zaczerwienienie. Oczywiście, Louisowi musiałam wszystko wytłumaczyć – plaster był widoczny z kilometra. Tym razem go nie okłamałam. Kiedy usłyszał, co się wydarzyło, wyglądał, jakby miał dostać apopleksji. Bladł i czerwieniał na przemian, a potem chciał wyjść i szukać tamtego dupka. Ledwo przemówiłam do resztek zdrowego rozsądku przyjaciela. Kiedy zapytał, jak to się skończyło, tylko… lekko nagięłam prawdę. Przyznałam, że był to Harry, ale znalazłam doskonałe wytłumaczenie dla jego obecności pod naszym mieszkaniem. „Wiesz, Louis, pracowaliśmy do późna i zostawiłam komórkę. Po prostu mi ją odwiózł”. Louis to łyknął, w końcu od tamtej imprezy nie widział między nami żadnych interakcji. A Styles… Idealnie odegrał swoją rolę szefa – bohatera, kiedy Tomlinson poszedł mu podziękować. Boo Bear chyba naprawdę wczuł się w rolę mojego ojca.
Oczywiście, ze Stylesem utrzymywałam kontakt. Co jakiś czas, na tyle, na ile pozwalały rozsądek i pozory, wzywał mnie do siebie do gabinetu. Obchodził się ze mną naprawdę delikatnie, ale widziałam w jego ruchach zniecierpliwienie. Wieczorami od czasu do czasu dzwonił albo pisał sms-y, ale nie było w tym przesady. Wiedziałam, jak bardzo… wypełnione miewał wieczory. Zawsze umiałam znaleźć sobie jakieś zajęcie, co nie znaczy, że nie zdarzało mi się o tym myśleć. Przez to moja frustracja tylko wzrastała.
- Okej – powiedział ostrożnie, przeciągając samogłoskę – Mogę zapytać, dokąd, czy będziesz nadal taki tajemniczy?
Ja nie zamierzałam się dzisiaj nigdzie ruszać. Co prawda, piątek miałam wolny, ale wolałam spędzić ten wieczór w spokoju. Dlatego siedziałam na kanapie, przy włączonym telewizorze, w dresie i z kubkiem herbaty pod ręką. Idealnie.
Zaczerwienione policzki Lou i nerwowe przestępowanie z nogi na nogę pozwoliło mi się domyślić, kto będzie jego partnerką na dzisiejszy wieczór.
- No… zaprosiłem Nathalie na kolację. A potem… może pójdziemy potańczyć – wymamrotał na jednym wydechu – Jak myślisz – wskazał na swoją sylwetkę – może być?
Uśmiechnęłam się lekko, widząc, jak bardzo jest przejęty. Podniosłam uniesiony kciuk.
- Jest świetnie, ja bym się zakochała, gdybyś nie zachowywał się jak mój ojciec – stwierdziłam z poważną miną, a on w odpowiedzi wywrócił oczami.
Bywałam irytująca.
- Dobra, ja idę. Wrócę późno! – zawołał i chwilę później usłyszałam trzask zamykanych drzwi.
Wreszcie upragniony spokój. Odetchnęłam głęboko i wróciłam do czytania. Nie trwało to jednak zbyt długo. Po chwili usłyszałam dzwonek do drzwi. Dość ponaglający. Z cichym przekleństwem zwlokłam się z sofy i podreptałam na korytarz. Czy on nie mógł wziąć ze sobą cholernych kluczy?
- Kurde, dopiero wylazłeś, o co… - zaczęłam, równocześnie szarpiąc klamką i otwierając drzwi. Kiedy jednak zobaczyłam, kto przed nimi stoi, dalsze słowa zamarły na moich wargach – Och.
Przede mną stał Harry Styles. No oczywiście. Uśmiechał się szeroko, kiedy patrzył na moją zaskoczoną minę. Miał na sobie zwyczajne wąskie spodnie i czarną koszulkę bez kołnierzyka. Niby nic, ale wyglądał w nich w sposób, który zapierał dech w piersiach.
CZYTASZ
lost | h.s.
FanfictionHarry Styles - spadkobierca świetnie prosperującej londyńskiej wytwórni płytowej. Nałogowy podrywacz i łamacz kobiecych serc. Zapragnie znacznie trudniejszego celu. I wtedy pojawi się ONA. Sophie Clarence - niepozorna studentka, która przyjechała do...