Było już ciemno, kiedy zaparkowaliśmy przed domem mojego przyjaciela. W Wolverhampton. Wszyscy schowali się już w swoich domach, na ulicach panowały zupełne pustki. Nic dziwnego – o tej porze niebezpiecznie było wałęsać się po mieście. Mimo wszystko… Nic się tutaj nie zmieniło, zupełnie nic. Te same stare domy na przedmieściach, mury zapełnione graffiti… Moje serce biło coraz szybciej i szybciej. Wyglądałam przez okno, panicznie bojąc się końca podróży.
Teraz siedzieliśmy w ciszy przed domem Liama. Nie umiałam zrobić żadnego konkretnego ruchu. Po prostu patrzyłam na dom mojego przyjaciela, który znałam jak własną kieszeń. Mimo długiej nieobecności, nadal mogłabym po omacku trafić do poszczególnych pomieszczeń, ani raz się nie myląc.
Nie widziałam twarzy Harry’ego, ale wyczuwałam, że na mnie patrzy. Po chwili po raz kolejny tego dnia jego duża dłoń uścisnęła moją. Była zimna… tak, jakby on też się bał.
- Jestem tutaj – powiedział nagle, jakby nie do końca to planował.
Chciałam coś odpowiedzieć, cokolwiek, co pozwoliłoby mi okazać mu, jak wielką czuję wdzięczność. Pierwszy raz od momentu, w którym poznałam Stylesa, czułam z nim taką więź. Ale nie zdążyłam, bo drzwi domu się otworzyły, a na zewnątrz wypadł Liam. Wiedziona impulsem, otworzyłam drzwi i wybiegłam mu na spotkanie.
Myślałam, że nie jestem już w stanie płakać. Myliłam się jednak. Kiedy tylko zobaczyłam jego twarz, łzy znowu popłynęły. Z impetem wpadłam w ramiona przyjaciela, ale nie stracił równowagi, tylko zamknął je wokół mnie i mocno do siebie przytulił. Wtuliłam twarz w jego pierś, łkając rozpaczliwie. Pachniał domem, którego już nie miałam. Dopiero teraz zdałam sobie z tego sprawę i to ostatecznie mnie złamało.
Usłyszałam ciche chrząknięcie za swoimi plecami. Wyplątałam się z uścisku Liama i odwróciłam. Za nami stał Harry, z rękami wbitymi w kieszenie i niepewną miną. Wiedziałam, że nie za bardzo ma pojęcie, co ze sobą zrobić. To była dość intymna chwila, a on czuł się jak intruz. Dlatego spojrzałam przepraszająco na Liama i podeszłam do Stylesa, jakimś cudem chwytając go za rękę.
- Harry… zaoferował mi swoją pomoc – powiedziałam cichym, zachrypniętym głosem, jednocześnie czując, jak stojący obok mnie chłopak trochę się rozluźnia – Znajdzie się gdzieś dla niego miejsce?
Liam popatrzył najpierw na niego, potem na mnie, a na końcu na nasze złączone dłonie. Widziałam, że stara się nie oceniać sytuacji, ale przychodziło mu to z cholernym trudem. Mnie też, Liam, mnie też.
- Jasne… na pewno coś się znajdzie – powiedziałam niepewnie, po czym potrząsnął wyciągniętą ręką Stylesa – Dzięki, że się nią zaopiekowałeś.
W tym momencie ciszę wieczoru przerwał dźwięk mojego telefonu. Przeprosiłam chłopaków i odeszłam na bok. Tak, jak się spodziewałam, dzwonił Louis. Z tego wszystkiego zapomniałam poinformować go o tym, co się wydarzyło.
- Sophie? Gdzie ty, do kurwy nędzy, jesteś? – mówił podniesionym głosem. Najwyraźniej był bardzo zdenerwowany, a ja niespecjalnie się temu dziwiłam.
Nakryłam dłonią słuchawkę, aby Harry i Liam nie słyszeli jego słów.
- Louis… Przepraszam, że nie zadzwoniłam, to się stało tak nagle – głos mi zadrżał tak wyraźnie, że niemal czułam, jak mój przyjaciel po drugiej stronie się uspokaja – Lou… mój ojciec… on…
- Co się dzieje? – wściekłość w głosie Tomlinsona ustąpiła niepokojowi.
- On nie żyje, Louis… - po mojej twarzy znowu pociekły łzy. W tym momencie poczułam czyjeś ramiona oplatające mnie w talii – Dowiedziałam się dzisiaj, od Liama… Musiałam przyjechać do Wolverhampton.
CZYTASZ
lost | h.s.
FanficHarry Styles - spadkobierca świetnie prosperującej londyńskiej wytwórni płytowej. Nałogowy podrywacz i łamacz kobiecych serc. Zapragnie znacznie trudniejszego celu. I wtedy pojawi się ONA. Sophie Clarence - niepozorna studentka, która przyjechała do...