Rozdział 20.

11K 564 23
                                    

HARRY’S P.O.V:

Od godziny kręciłem się po Londynie, nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Rozmowa z Sophie cholernie wytrąciła mnie z równowagi. Liczyłem na… nieco inne powitanie.

Chociaż, z drugiej strony, dlaczego właściwie się czegokolwiek spodziewałem? Wiedziałem, że przebywanie w moim towarzystwie nie zawsze jest dla niej przyjemne.

Przyznaję, miałem trochę wyrzutów sumienia. Tak naprawdę nie chciałem znać powodów, dla których musiała wziąć te pieniądze. Wtedy zapewne okazałoby się, że postąpiłem kurewsko podle. A tak… przynajmniej utrzymywałem się w przekonaniu, że ją przed czymś uratowałem.

Dla mnie to też nie była komfortowa sytuacja. I do tego nowa. Nigdy nie musiałem zdobywać kobiet w taki sposób. Zazwyczaj po prostu same wpadały mi w ręce i do mojego łóżka. Ale Sophie… ona była inna. W bardzo niewielu przypadkach chęci zdobywania towarzyszyło u mnie… jakieś poczucie niebezpieczeństwa. Sam nie wiedziałem, skąd się to bierze. Jednego byłem pewien – musiałem ją zdobyć, jakimikolwiek środkami.

Ale ona najwyraźniej zaczynała mnie nienawidzić. W tym momencie doskwierało mi to bardzo, ale wiedziałem… że nie powiem „stop”. Nie umiałem tego zrobić akurat w tym momencie, kiedy być może było tak blisko. Wiedziałem, że obydwoje możemy zabrnąć za daleko i w rezultacie urwać sobie ze złości głowy.

Ale to nadal mnie nie przerażało. Tylko jedno sprawiło, że poczułem się niepewnie – to, co zobaczyłem w oczach Sophie. Może powinienem podejść ją od innej strony?

Zdenerwowany swoimi bezsensowymi rozmyślaniami, chwyciłem telefon i wybrałem numer Caroline. Nie musiałem czekać zbyt długo. Już po chwili usłyszałem przyjemny alt starszej ode mnie kobiety:

- Wiedziałam, że w końcu się odezwiesz, Styles.

Uśmiechnąłem się pod nosem, bębniąc palcami w kierownicę.

- Oto jestem – powiedziałem, starając się brzmieć wystarczająco uwodzicielsko, aby zakończyć ten wieczór tak, jak pierwotnie planowałem – przyjemnie – I zastanawiam się, jak bardzo na mnie teraz czekasz.

- Bardzo – słyszałem, jak oddech Flack przyspiesza – Będziesz za…

- Piętnaście minut, skarbie – mruknąłem, gwałtownie skręcając na skrzyżowaniu. – Czekaj na mnie. Wiesz, co lubię najbardziej.

Rozłączyłem się, nie czekając na dalsze bzdurne gadanie. Zanim odłożyłem komórkę do schowka, zastanowiłem się przez moment.

Już wiedziałem, co powinienem zrobić.

-Harry? – w słuchawce zabrzmiał zaskoczony głos Perrie.

- We własnej osobie. – powiedziałem, od razu przechodząc do rzeczy. – Chodzi mi o jutrzejszy wieczór. Mam do ciebie małą prośbę.

                                                                                    ***

Ranek nadszedł zdecydowanie zbyt szybko. Obudziłam się jednak znacznie spokojniejsza. Kamień spadł mi z serca, kiedy poczułam obecność Louisa bardzo blisko siebie. Fakt, że się pogodziliśmy, czynił ten dzień zdecydowanie bardziej znośnym.

A potem… Potem lekko się pogubiłam. Dwie godziny po tym, jak wstaliśmy, dostałam tajemniczy telefon od Perrie. Pytała, czy jestem sama w domu. Akurat tak było, bo Tomlinson wyszedł na chwilę do kumpla, odebrać jakieś gry, który tamten pożyczył. Usłyszałam tylko głuchy sygnał, a pięć minut później dzwonek do drzwi.

Ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu na ganku stała Perrie. Przytuliła mnie szybko i zapytała:

- Gdzie masz pokój?

lost | h.s.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz