2. Umowa z Piekła Rodem

3.2K 181 149
                                    

Harry obudził się oblany zimnym potem.

Widział go. To nie mógł być nikt inny. Ale jakim cudem? To wydawało się takie realne. Jego ojciec rozmawiał z psem! I to łudząco podobnym do jego pupila!

Zapalił lampkę nocną i spojrzał na psa. Był taki sam jak ten ze snu. 

Jak jego ojciec to niego mówił? Dlaczego on myśli, że to było prawdziwe?! To tylko sen...Prawda?

- Łapa? - odezwał się niepewnie Wybraniec.

Pies gwałtownie podniósł łeb i nastawił uszu.

- Chcesz się tak nazywać? - spytał ponownie.

Pies powoli pokiwał głową uważnie obserwując swojego pana. 

Harry pogłaskał go i spojrzał przez okno. Był środek nocy. Na ulicy nie było widać żadnego ruchu. Jego uwagę przykuła postać stojąca pod jednym z drzew. Patrzyła prosto na dom, prosto w jego okno, prosto na niego.

Potter powoli zgasił lampkę nocną, wstał i ubrał dżinsy. Wyjął różdżkę z dziury w podłodze, zakrytej poluzowaną deską. Gdy szedł do drzwi potknął się o prezenty urodzinowe, które wczoraj przyniosła Hedwiga.

Wstał, otrzepał się od kurzu i chciał iść dalej do drzwi, ale drogę zagrodził mu Łapa. 

- Odsuń się. - rozkazał Wybraniec.

Pies nie ruszył się.

- Łapa, odsuń się. Muszę sprawdzić kto to!

Zwierzę warknęło i zaczęło iść wprost na niego, przez co Harry zaczął się cofać.

- Łapo? Spokojnie! - szeptał przerażony Wybraniec.

Co miał robić? Zwierzę ewidentnie nie chciało go wypuścić z jakiegoś powodu.

Nagle pies zatrzymał się, przy prezentach urodzinowych. Zaczął dokładnie obwąchiwać prezent od Rona. 

Harry skorzystał z okazji i szybkim krokiem, opuścił pomieszczenie, zamykając drzwi. Wybiegł z domu starając się nie robić hałasu. Spojrzał w kierunku drzewa. Postać nadal tam stała.

Potter wyjął różdżkę z kieszeni i pomaszerował ostrożnym krokiem w kierunku tajemniczej osoby. Gdy dotarł do niej, zorientował się iż był to mężczyzna ubrany w czerń (czarny płaszcz, spodnie, buty, jak i kapelusz).

- W końcu dotarłeś Harry. - rzekł nieznajomy. 

- Kim jesteś? - odezwał się podejrzliwie Wybraniec. Cały czas miał się na baczności. W końcu mógł być to Voldemort w innym wcieleniu.

- Ach no tak... - zaczął. - Lucyfer, miło mi.

                                                                                 ✶ ✶ ✶    

Remus Lupin mógł powiedzieć wiele rzeczy o sobie. 

Nieśmiały, pracowity, zamknięty w sobie...

Ale nigdy nie stwierdziłby, że może pracować jako nauczyciel w Hogwarcie! Zdziwił go, więc list od samego Albusa Dumbledore'a, w którym pisał by dołączył do kadry nauczycielskiej jako nauczyciel OPCM'u.

Był właśnie przed gabinetem dyrektora, w Hogwarcie. Wziął parę głębokich oddechów i zapukał.

- Wchodź Remusie. - dostał odpowiedź z środka.

Lupin ostrożnie otworzył drzwi i zgodnie z poleceniem wszedł do dużego pomieszczenia.

Za biurkiem ujrzał jego byłego dyrektora. Albusa Dumbledore'a, którego w młodości z przyjaciółmi nazywał "Dropsem".

- Spocznij sobie Remusie. - powiedział łagodnie, wskazując fotel przed nim. - Cytrynowego dropsa?

- Nie, dziękuję profesorze. - odparł Lupin i zasiadł w wygodnym, skórzanym fotelu.

- Remusie, teraz możesz mówić do mnie "Albus", zamiast per Pan. - uśmiechnął się Dumbledore.

- Dobrze, prof...Albusie.

- A więc, zostaniesz profesorem Obrony Przed Czarną Magią? Byłbyś idealny.

- Dyrektorze, nie jestem pewny...

- Wywar Tojadowy, zobowiązał się robić Severus.

- Dzieciaki są sprytne i mądre. Domyślą się. - odparował Remus.

- Racja, ale spróbować nie zaszkodzi. Czyż nie mam racji? - zapytał Albus.

Lupin w tej chwili zdał sobie sprawę, ze swojej głupoty. Nikt nigdy nie przegadał, ani nie nakłonił Albusa Dumbledore'a do zmiany zdania. A on myślał, że ma jakiekolwiek szanse. 

- Tak...Oczywiście. Przyjmuję ofertę pracy. - odpowiedział.

                                                                                 ✶ ✶ ✶    

- Lucyfer? Ten Upadły Anioł? - spytał niedowierzająco Potter.

- Nie. Lucyfer to imię, które mu zabrałem. - odparł mężczyzna z nieukrywaną satysfakcją. - Ja jestem Diabłem. Tym Diabłem.

- I czego ode mnie chcesz Diable? 

- Lucyferze. - powiedział krótko Diabeł, a jego oczy zapaliły się jak pochodnie. - Lucyferze, głupi bachorze.

- Dobrze, Głupi Bachorze. - odparł chytrze Potter.

Lucyfer złapał Harry'ego za rękę, przez co ta zaczęła parzyć Wybrańca.

- Lucyferze. - powtórzył Diabeł. 

- Dobrze, Lucyferze! - krzyknął Potter i wyrwał rękę z uścisku. - To czego chcesz?

- Umowy. 

Harry wytrzeszczył oczy. Diabeł chciał zawrzeć z nim umowę? Dlaczego? I gdzie haczyk?

- Jakiej umowy? - spytał w końcu.

- Czego pragniesz najbardziej, ale to najbardziej na świecie? - odparł pytaniem na pytanie Lucyfer.

Słowa, niczym powietrze wyleciało Potter'owi z ust.

- Rodziny.

- A więc, otrzymasz ją.

Chłopcu oczy niemal wypadły z orbit.

- C-co? Jak to? - zapytał tylko. - Za co?

- Za małą, nieistotną kompletnie rzecz. - powiedział zagadkowo Lucyfer.

- Jaka to rzecz?

- Twoje szczęście. 

- Czyli miałbym mieć pecha całe życie? - stwierdził ponuro Potter.

- Nie. Nie zabrałbym Ci szczęścia, a tylko je kontrolował. - zapewnił Diabeł. - Wiesz, kiedy masz farta, a kiedy nie. To chyba mała cena za całe życie u boku rodziny, nie sądzisz?

Harry'emu w sercu pojawiła się nadzieja. I tak całe życie ma pecha, więc co mu szkodzi?

- Co muszę zrobić? - spytał.

- Wystarczy, że podasz mi rękę. - odparł Lucyfer i wystawił dłoń. - I powiesz "Zgadzam się". 

Chłopiec-Który-Przeżył przez chwilę się wahał. Pragnął mieć rodzinę! To oczywiste, ale czy umowa z samym Diabłem nie jest podejrzana? W końcu się przełamał.

Podał dłoń mężczyźnie i rzekł:

- Zgadzam się, Lucyferze. 

Ich dłonie zabłysły czerwonym światłem. 

- Podpisałeś pakt z Diabłem, Harry Potterze. - uśmiechnął się Diabeł.

Jedyne co Harry pamięta, przed zemdleniem, to wielki czarny pies, rzucający się do gardła Lucyfera...

Prawda Jest Kłamstwem [BRAK KONTYNUACJI]Where stories live. Discover now