Harry obudził się oblany zimnym potem.
Widział go. To nie mógł być nikt inny. Ale jakim cudem? To wydawało się takie realne. Jego ojciec rozmawiał z psem! I to łudząco podobnym do jego pupila!
Zapalił lampkę nocną i spojrzał na psa. Był taki sam jak ten ze snu.
Jak jego ojciec to niego mówił? Dlaczego on myśli, że to było prawdziwe?! To tylko sen...Prawda?
- Łapa? - odezwał się niepewnie Wybraniec.
Pies gwałtownie podniósł łeb i nastawił uszu.
- Chcesz się tak nazywać? - spytał ponownie.
Pies powoli pokiwał głową uważnie obserwując swojego pana.
Harry pogłaskał go i spojrzał przez okno. Był środek nocy. Na ulicy nie było widać żadnego ruchu. Jego uwagę przykuła postać stojąca pod jednym z drzew. Patrzyła prosto na dom, prosto w jego okno, prosto na niego.
Potter powoli zgasił lampkę nocną, wstał i ubrał dżinsy. Wyjął różdżkę z dziury w podłodze, zakrytej poluzowaną deską. Gdy szedł do drzwi potknął się o prezenty urodzinowe, które wczoraj przyniosła Hedwiga.
Wstał, otrzepał się od kurzu i chciał iść dalej do drzwi, ale drogę zagrodził mu Łapa.
- Odsuń się. - rozkazał Wybraniec.
Pies nie ruszył się.
- Łapa, odsuń się. Muszę sprawdzić kto to!
Zwierzę warknęło i zaczęło iść wprost na niego, przez co Harry zaczął się cofać.
- Łapo? Spokojnie! - szeptał przerażony Wybraniec.
Co miał robić? Zwierzę ewidentnie nie chciało go wypuścić z jakiegoś powodu.
Nagle pies zatrzymał się, przy prezentach urodzinowych. Zaczął dokładnie obwąchiwać prezent od Rona.
Harry skorzystał z okazji i szybkim krokiem, opuścił pomieszczenie, zamykając drzwi. Wybiegł z domu starając się nie robić hałasu. Spojrzał w kierunku drzewa. Postać nadal tam stała.
Potter wyjął różdżkę z kieszeni i pomaszerował ostrożnym krokiem w kierunku tajemniczej osoby. Gdy dotarł do niej, zorientował się iż był to mężczyzna ubrany w czerń (czarny płaszcz, spodnie, buty, jak i kapelusz).
- W końcu dotarłeś Harry. - rzekł nieznajomy.
- Kim jesteś? - odezwał się podejrzliwie Wybraniec. Cały czas miał się na baczności. W końcu mógł być to Voldemort w innym wcieleniu.
- Ach no tak... - zaczął. - Lucyfer, miło mi.
✶ ✶ ✶
Remus Lupin mógł powiedzieć wiele rzeczy o sobie.
Nieśmiały, pracowity, zamknięty w sobie...
Ale nigdy nie stwierdziłby, że może pracować jako nauczyciel w Hogwarcie! Zdziwił go, więc list od samego Albusa Dumbledore'a, w którym pisał by dołączył do kadry nauczycielskiej jako nauczyciel OPCM'u.
Był właśnie przed gabinetem dyrektora, w Hogwarcie. Wziął parę głębokich oddechów i zapukał.
- Wchodź Remusie. - dostał odpowiedź z środka.
Lupin ostrożnie otworzył drzwi i zgodnie z poleceniem wszedł do dużego pomieszczenia.
Za biurkiem ujrzał jego byłego dyrektora. Albusa Dumbledore'a, którego w młodości z przyjaciółmi nazywał "Dropsem".
- Spocznij sobie Remusie. - powiedział łagodnie, wskazując fotel przed nim. - Cytrynowego dropsa?
- Nie, dziękuję profesorze. - odparł Lupin i zasiadł w wygodnym, skórzanym fotelu.
- Remusie, teraz możesz mówić do mnie "Albus", zamiast per Pan. - uśmiechnął się Dumbledore.
- Dobrze, prof...Albusie.
- A więc, zostaniesz profesorem Obrony Przed Czarną Magią? Byłbyś idealny.
- Dyrektorze, nie jestem pewny...
- Wywar Tojadowy, zobowiązał się robić Severus.
- Dzieciaki są sprytne i mądre. Domyślą się. - odparował Remus.
- Racja, ale spróbować nie zaszkodzi. Czyż nie mam racji? - zapytał Albus.
Lupin w tej chwili zdał sobie sprawę, ze swojej głupoty. Nikt nigdy nie przegadał, ani nie nakłonił Albusa Dumbledore'a do zmiany zdania. A on myślał, że ma jakiekolwiek szanse.
- Tak...Oczywiście. Przyjmuję ofertę pracy. - odpowiedział.
✶ ✶ ✶
- Lucyfer? Ten Upadły Anioł? - spytał niedowierzająco Potter.
- Nie. Lucyfer to imię, które mu zabrałem. - odparł mężczyzna z nieukrywaną satysfakcją. - Ja jestem Diabłem. Tym Diabłem.
- I czego ode mnie chcesz Diable?
- Lucyferze. - powiedział krótko Diabeł, a jego oczy zapaliły się jak pochodnie. - Lucyferze, głupi bachorze.
- Dobrze, Głupi Bachorze. - odparł chytrze Potter.
Lucyfer złapał Harry'ego za rękę, przez co ta zaczęła parzyć Wybrańca.
- Lucyferze. - powtórzył Diabeł.
- Dobrze, Lucyferze! - krzyknął Potter i wyrwał rękę z uścisku. - To czego chcesz?
- Umowy.
Harry wytrzeszczył oczy. Diabeł chciał zawrzeć z nim umowę? Dlaczego? I gdzie haczyk?
- Jakiej umowy? - spytał w końcu.
- Czego pragniesz najbardziej, ale to najbardziej na świecie? - odparł pytaniem na pytanie Lucyfer.
Słowa, niczym powietrze wyleciało Potter'owi z ust.
- Rodziny.
- A więc, otrzymasz ją.
Chłopcu oczy niemal wypadły z orbit.
- C-co? Jak to? - zapytał tylko. - Za co?
- Za małą, nieistotną kompletnie rzecz. - powiedział zagadkowo Lucyfer.
- Jaka to rzecz?
- Twoje szczęście.
- Czyli miałbym mieć pecha całe życie? - stwierdził ponuro Potter.
- Nie. Nie zabrałbym Ci szczęścia, a tylko je kontrolował. - zapewnił Diabeł. - Wiesz, kiedy masz farta, a kiedy nie. To chyba mała cena za całe życie u boku rodziny, nie sądzisz?
Harry'emu w sercu pojawiła się nadzieja. I tak całe życie ma pecha, więc co mu szkodzi?
- Co muszę zrobić? - spytał.
- Wystarczy, że podasz mi rękę. - odparł Lucyfer i wystawił dłoń. - I powiesz "Zgadzam się".
Chłopiec-Który-Przeżył przez chwilę się wahał. Pragnął mieć rodzinę! To oczywiste, ale czy umowa z samym Diabłem nie jest podejrzana? W końcu się przełamał.
Podał dłoń mężczyźnie i rzekł:
- Zgadzam się, Lucyferze.
Ich dłonie zabłysły czerwonym światłem.
- Podpisałeś pakt z Diabłem, Harry Potterze. - uśmiechnął się Diabeł.
Jedyne co Harry pamięta, przed zemdleniem, to wielki czarny pies, rzucający się do gardła Lucyfera...
YOU ARE READING
Prawda Jest Kłamstwem [BRAK KONTYNUACJI]
FanfictionHarry kończy trzynaście lat. Pierwszy raz od swojego wujostwa dostał prezent urodzinowy, który o dziwo nie jest parą starych, brudnych skarpetek. Ten rok zapowiada się ciekawie: Z Azkabanu uciekł morderca - Syriusz Black. Wybraniec spotkał tajemnicz...