Rozdział 1

1.1K 46 1
                                    

Wracając z pracy wstąpiłam do sklepu po kilka rzeczy. Miałam zamiar zrobić spaghetti napoli wg sekretnego przepisu Wiktora. Zapewne nie będzie bliskie pierwowzorowi, ale wystarczająco smaczne, by pochwalić się nim przed moją przyjaciółką Sarą. Abstrahując od tego, po przeszukaniu wszystkich półek nie zauważyłam świeżej bazylii, co wprawiło mnie w pewna konsternację. Wiktor twierdzi, że musi być świeża i już. Cóż, poszukam jakiegoś pracownika. Po uważnym prześledzeniu zawartości żywego „towaru" w sklepie odnalazłam jeden i to całkiem z niezłym opakowaniem. Był naprawdę przystojny, jego urocze dołeczki unosiły się w uśmiechu podczas rozmowy z współpracownicą. Mm.... Wycałowałabym te jego słodkie dołeczki. Chwila! Opamiętaj się! Bazylia, bazylia.

-Przepraszam, czy macie państwo świeżą bazylię? Gotuję dziś spaghetti napoli, wg przepisu mojego przyjaciela, jest naprawdę świetnym kucharzem, no, ale nie mogę znaleźć bazylii. Musi być koniecznie świeża, bo jak nie jest świeża to nie smakuje już tak jak powinno- wyparowałam z prędkością światła zbędne informacje.

Tak gadaj tak dłużej a uzna cię za wariatkę a w najgorszym przypadku za napaloną! O Fu!

- Tak mamy – proszę za mną – uśmiechnął się szelmowsko. Zaprowadził mnie do stosika z warzywami, przy którym stałam wcześniej10 minut i wpatrywałam się w tę wszelka zieleninę, nie dostrzegając upragnionego celu.

- Proszę- podał mi paczuszkę z świeżą bazylią patrząc na mnie tak, jakby tatuś nauczył swojego synka jeździć na rowerze. To był wzrok mówiący „pełne zwycięstwo i satysfakcja". Ach ci mężczyźni. Wystarczy im pokierować kobietę w sklepie spożywczym w odpowiednie miejsce i czują się jak zwycięzcy decydującej dla ich kraju bitwy.

- A więc dziękuje panu za pomoc- uśmiechnęłam się w podzięce.

- Też lubię gotować, może mógłbym cos doradzić?- Uśmiechnął się uwodzicielsko.

O nie. O niie, znam te maślane oczka, zaraz zaprosi mnie kolację lub coś w tym stylu. Widziałam już setki razy takie spojrzenie u Wiktora.

- Y.. dziękuję ale mam instrukcje od najlepszego kucharza jakiego znam – odparłam grzecznym tonem. To znaczy na tyle grzecznym, na jaki umiałam się zdobyć.

- Na pewno nie lepszym ode mnie. Może pozwoli sobie pani to udowodnić przy wspólnej kolacji?

Zarozumialec! Faceci i ich ogromne krzyczące na każdym kroku EGO!

- Hm. No cóż. – zamruczałam cicho.

No cóż? No tak! Lecę na niego!

- No dobrze, to może jutro o 8? Proszę podać mi swój numer, skontaktuje się z panią- zaproponował nieustannie się uśmiechając

Odmów!

- No dobrze - odparłam gapiąc się na jego kuszące dołeczki i marząc by wycałować każdy z osobna. Najpierw delikatnie a potem przesunąć się do ...

- Ostatnia to była 7?- rozbawiony moim zamyśleniem zapytał.

- Tak 7 – odparłam już przebudzona.

- Bardzo się cieszę. I tak w ogóle to mam na imię Jack..

Mam 24 lata a zachowuje się jak nastolatka. Laura wstydź się dziewczyno!

- Laura - odparłam pośpiesznie.

- Miło mi, że mogłem ci pomóc- powiedział z nieukrywaną szczerością Jack.

- Mi też – uśmiechnęłam się lekko.

Pożegnałam się z nim i pobiegłam do domu .Oczywiście w przenośni, bo nie byłabym w stanie biec z dwiema torbami pełnymi zakupów. Wpadając w pośpiechu do domu, użyłam swej mocy do otworzenia szafki, w której były garnki. Po czym wyjęłam dwa. Odkładając zakupy, użyłam ponownie swych zdolności, by napełnić garnek wodą. Uradowana, że tak sprawnie mogę kontrolować czynności człowiecze i magiczne zrzuciłam energicznie płaszcz na krzesło. Kolejne zadania poszły mi równie sprawnie. I tak po około godzinie miałam przyrządzone pachnące smakowicie danie. Gdy kończyłam nakrywać stół usłyszałam pukanie do drzwi. Pobiegłam, czym prędzej by wpuścić mojego gościa. Niestety, gdy otworzyłam drzwi popadłam w osłupienie. Ja to mam szczęście! Spotkałam dziś niezłego przystojniaczka a teraz kolejny stoi u progu moich drzwi.

Jak czarownica poznała wampira ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz