Rozdział 5

628 23 0
                                    


Kolejnego dnia Wiktor zadzwonił do mnie i orzekł, że musimy pogadać. Zdezorientowana jego powagą w głosie, odparłam, że mam dziś dużo czasu.

Gdy tylko przekroczył próg mego domu, zdjął pośpiesznie kurtkę i rzucił ją na kwiat stojący na stoliku.

- To mój ulubiony kwiat- warknęłam na niego przekładając kurtkę na wolny wieszak.

- Mamy większe zmartwienia słonko- odrzekł posępnie.

- Mhm, jeśli mój kac nie jest dużym zmartwieniem, to boje się pytać, co to. – Zagryzłam dolną wargę i usiadłam obok Wiktora na kanapie.

- Byłem dziś u Gabriela Lauro.

Gabriel jest również czarownikiem, od czasu do czasu wybierają się z Wiktorem na podryw przez wielkie P.

- I? – zapytałam, bo mówił tak enigmatycznie, że zaczynałam się denerwować.

- I... dowiedziałem się, że jeden z tych stworów wczoraj zaatakował. To było jakieś 40 km stąd. Wszyscy zaczęli panikować. Dowiedziałem się tez nieco więcej na jego temat.

- Czego na przykład?- Moje uczucia zlewały się w niespójną całość. Z jednej strony miła noc z Jack'em, następnie to coś, czyhające na nasze życie.

- To coś , nie ma swojego własnego ciała, to znaczy ma , ale nie może w nim długo żyć , bo zaczyna umierać, dlatego poszukuje ludzkich, najczęściej poszukują jednak ciał istot nadnaturalnych.

- Takich jak my- powiedziałam przerażona

- Dokładnie- potwierdził Wiktor

- Ale dlaczego akurat my? I skąd wie, że jesteśmy inni?

- Laura, właśnie, dlatego, że jesteśmy inni. W ludzkim ciele może używać tylko 50% swoich mocy. Nie wiem dokładnie, na czym one polegają. I szczerze z całego serca nie chciałbym się przekonać.

Potaknęłam głową, dając znak, że nadal uważnie słucham.

- I do tego ludzkie ciało jest mniej wytrwałe niż nasze, musiałyby częściej szukać swych ofiar.

- No dobrze, ale zapytam kolejny raz, skąd wie, ze my to my?- zapytałam najbardziej łopatologicznie jak potrafiłam

- Gabriel powiedział mi, że one tak jakby nas wyczuwają.

- Wyczuwają? To my jakoś inaczej pachniemy?- Skrzywiłam się, na myśl , że te stwory musza wpierw „obwąchać" swoją ofiarę

- Mhm- mruknął i nerwowo wyciągał swój telefon z kieszeni

- Przepraszam- powiedział do mnie i odszedł na bok. Zastanawiając się nad tym wszystkim patrzyłam jak Wiktor zaczął wymachiwać rękoma coraz mocniej i energiczniej. Spojrzenie jego szarych oczu buchało iskrami, które mogłyby spalić cały mój dom. Przerażona obserwowałam jego zdenerwowanie. W końcu rzucił telefon na blat a ja zmrużyłam oczy wraz z wywołanym przez niego hukiem.

-Idioci! – Krzyknął i zaczął chodzić po moim salonie jak rozjuszony byk gotowy do ataku.

- Co się stało? - zapytałam, chociaż bałam sie odpowiedzi.

- Zwolnili mnie! Powiedzieli, że jestem najlepszym kucharzem, ale nie ma dla mnie miejsca w ich restauracji! – krzyknął jeszcze głośniej i walnął ręką w mój stół. Chciałam mu zwrócić uwagę, żeby uważał...ale patrząc na niego w takim stanie odpuściłam.

- Hej, spokojnie- podeszłam do niego i delikatnie głaskałam po ramieniu.

- Jak to możliwe? Jak?! Goście wciąż chcieli, osobiście zobaczyć się z tym jak to nazywali „wybitnym kucharzem" - czyli ze mną- dodał gdybym miała jakiekolwiek wątpliwości. Usiadł z powrotem na kanapie i zwiesił głowę między nogami.

- To jest jedna rzecz, w której jestem dobry, a oni mnie zwalniają- powiedział bardzo przygnębiony.

Usiadłam obok niego i go mocno przytuliłam. Objął mnie czule w odpowiedzi i zaczął gładzić moje włosy. Poczułam się dziwnie. Przecież to Wiktor, lecz nie odsunęłam się od niego. Trwaliśmy tak przez jakieś 5 minut. Nagle ku mojemu zaskoczeniu Wiktor odchylił głowę, ujął mnie za podbródek. I... i musnął moje usta swoimi! Zerwałam się na równe nogi.

- Wiktor co to miało być?- zapytałam zdenerwowana. Wiktor podbiegł do mnie zdezorientowany tak samo jak ja.

- Laura, ja nie wiem. Przepraszam. Ta wiadomość o tym monstrum czyhającym na nasze życie, teraz utrata mojej wymarzonej pracy- zaczął się jąkać.

- Ok. – uśmiechnęłam się do niego.

-Zapomnijmy o tym- zaproponował.

- O tak, zapomnijmy- powiedziałam . Chciał mnie przytulić ale się zawahał.

- Może na razie nie- uśmiechnął się

- No może nie- zaśmiałam się.

Przesiedzieliśmy z Wiktorem cały dzień na poszukiwaniu dla niego odpowiedniej posady. Oczywiście nie było mowy, żeby przyjął jakąkolwiek inną,. Koniecznie miał to być zawód szefa kuchni w eleganckiej restauracji najlepiej 4 lub 5 gwiazdkowej. Zmęczona jego ciągłym niezadowoleniem wynikającym z propozycji samych (według niego) niskich posad, zaproponowałam, spacer po okolicy. Zgodził się od razu. Widocznie i jego zmęczyło to bezowocne szukanie. Podczas spaceru kontynuował naszą poprzednią rozmowę. Wyjaśnił mi, że możemy pokonać tego potwora wlewając mu do gardła specjalny idealnie wyważony eliksir. Dlatego wampiry postanowiły się do nas przyłączyć.

Po 1. Dlatego, że inaczej nie da się zabić tego czegoś.

Po 2. Jesteśmy nadal tylko ludźmi, więc nie mamy tyle siły, by nakłonić tego stwora do wypicia eliksiru. Pomyślałam, że skoro wampiry mogą to uczynić, to, po co musimy trzymać się razem? Przecież możemy porozdawać im te eliksiry i niech one się martwią reszta. Niestety Wiktor objaśnił mi, że wampir nie może dotknąć nawet buteleczki, w której jest ten preparat, gdyż sam również narazi się na nieodwracalne szkody.

Cóż, wydaje mi się, że zobaczę Logana szybciej niż myślałam.

Jak czarownica poznała wampira ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz