Chapter 11

3.9K 232 24
                                    

Harry mimowolnie się uśmiechał razem z Louisem, ponieważ to były tylko zdjęcia, a potrafiły czasami poprawić jego dzień diametralnie na lepszy.
Tak, były śliczne, ale brunet uważał jeszcze oczy Louisa za śliczne. Wciąż pragnął domagać się co się w nich kryje, ale za każdym razem gdy na niego patrzyły widział ten sam błękit, który go wciągał w swoje fale.
Mężczyzna cofnął się do kanapy, wziął łyka herbaty, którą zostawiła Haylee i zaczął się zastanawiać jak ona może pić coś tak przesłodzonego. Dałby sobie rękę uciąć, że jest tu conajmiej dziesięć łyżeczek cukru.

- W takim razie ty też musisz mi pokazać swoje zdjęcia z dzieciństwa.- zachichotał Styles i oparł się o fotel, nie zajmując całej jego powierzchni.

Spojrzał na niego i skrzywił się.
-Nie, lepiej nie - mruknął bez emocji i nawet na niego nie spojrzał, przypominając sobie nagle jak bardzo chciałaby wrócić do dzieciństwa i bawić się w najlepsze, nie przejmując się tym, że zaraz ktoś zrobi zdjęcie i jego życie prywatne istniało, choć sam nie wiedział co to znaczy. W dodatku w większości zdjęć, które miał u siebie, akurat w Londynie, był wydarty jego ojciec i nie były jakoś piękne. Cieszył się z jednej strony, że ma kopie w domu rodzinnym, ale nie bywał tam zbyt często. Harry westchnął głośno, ponieważ miał wrażenie, że gdy powiedział coś źle, Louis dawał się ponieść nerwom i swojej oziębłości.

- W takim razie cofam to co powiedziałem - burknął, aby poruszyć jego grymas na twarzy i spojrzał na swoje pierścionki, uśmiechając się od ucha do ucha, ponieważ tak właśnie reagował na mężczyznę od teraz.

Louis odwrócił się do niego i wzruszył ramionami, jakby nic kompletnie nie zrobił. Usiadł obok i upił łyka wody.

-Gdzie pracujesz? - zapytał od niechcenia.

Chciał wiedzieć, lubił rozmawiać z ludźmi o pracach, ludzi, dla których każdy grosz się liczył, ponieważ zawsze chciał coś takiego robić. I to nie tak, że nie lubił swojej pracy, on po prostu był już trochę zmęczony.

- Nie udawaj, że cię to interesuje Louis.- uśmiechnął się niepewnie Harry, nie do końca mając ochotę zdradzać gdzie pracuje i zbiera marne pieniądze, aby mieć z czego zapłacić czynsz, podczas gdy tacy ludzie jak oni wręcz na nich sypiali.

-Interesuje. - zmrużył oczy patrząc na niego uważniej. - Dlaczego myślisz, że nie?

- Mną się nikt nie interesuje - stwierdził wyższy i wziął łyka herbaty, ale szybko się skrzywił na jej słodkość, jakby zapomniał o tym przez kilka minut.- Poza tym sprawiasz wrażenie, że jesteś tu na siłę.- mruknął, aż dziwiąc się od swojej szczerości, której miał teraz w nadmiarze.

-Moge wyjść jeśli ci to przeszkadza. - obrócił szklankę w dłoni i spojrzał na niego. - Chce się dowiedzieć gdzie pracujesz, bo jeśli chcesz mogę ci pomóc znaleźć lepszą pracę, albo coś po godzinach, jezeli jesteś przywiązany do swojej, w weekendy czy cokolwiek.

Wzruszył ramionami. On naprawdę nie wiedział co się właściwie działo, ponieważ halo, Harry miał być dla niego na jedną noc, a teraz coś takiego? Jasne, nie raz załatwiał komuś pracę, ale cholera, nie znał go i równie dobrze mógł być jakimś dziennikarzem.

Harry pożałował swojego chamstwa i niemalże pisnął z oburzenia, co chyba nauczył się od swojej przyjaciółki.

- Przepraszam.- wycedził nagle, jakby zamienił się w inną osobę i docenił gest mężczyzny obok.- Pracuje w księgarni... Pewnie ją mijałeś, gdy tu jechałeś.- dodał, tym razem mniej pewnie.
Pokiwał głową.

-Potrzebujesz czegoś lepszego? - zapytał - Gdzie więcej zarobisz, czy cokolwiek takiego? - zapytał, nie chcąc się narzucać i podnisol na niego ociężale wciąż ociekający wyższością wzrok, co było dziwne, bo on nawet się tak nie czuł, nie czuł się lepszy.

We were too young | Larry StylinsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz