Chapter 60

1.7K 115 50
                                    

I w tym momencie Louis usłyszał jak drzwi się otwierają, przez co odrazu podniósł się patrząc na lekarza.

-Co z nimi? - spytał natychmiast, stając przy Samanthcie, mamie Shay.

- Wszystko jest dobrze, możecie wejść do Pani Green. Dziecko przekazano na badania. Najszybciej zobaczycie je pojutrze. Nie jest najlepiej, ale wszystko w naszych rękach, proszę się nie martwić - uśmiechnął się lekarz i wyminął ich.

Tomlinson odetchnął przerażony. Co miało znaczyć, że nie jest najlepiej? Jego oddech stał się płytki, a on nawet się nie ruszył gdy kobieta szła w stronę sali.

- Hej, wszystko będzie dobrze Loui - mruknął do niego Harry, obejmując lekko, aby poczuł się odrobinę spokojniej.- To napewno nie pierwszy taki przypadek, a oni są w końcu profesjonalnymi lekarzami - dodawał mu otuchy, gładząc delikatnie ramię.

- Pójdę zobaczyć co u Shy, a później... pojedziesz ze mną na zakupy. Kupię coś dla małego i... pomożesz mi wybrać ubranka - uśmiechnął się, kiwając głową.

- Poczekam - przytaknął zielonooki, spoglądając na ponure ściany szpitala, nie mogąc doczekać się aż będzie pomagał wybrać szatanowi jakieś urocze ubranka.

Starszy uśmiechnął się i odszedł od niego. Wszedł na salę, wcześniej kontaktując się z pielęgniarką, w dodatku byli już w sali obok.
- Hej- podszedł do Shay, która była blada i wyglądała jak kompletnie bez sił. - Jak się czujesz?

- Jak myślisz?- spojrzała na niego zamglonym wzrokiem.- Muszę się przespać.

- Potrzebujesz czegoś?- kucnął obok jej matki.- Jadę na zakupy.

- Wodę... może coś lekkiego do jedzenia.

-Jasne.

- Toby- uśmiechnęła się, a Louis zmrużył oczy.- Mówiłeś, że podoba ci się to imię, więc nasz syn nazywa się Toby.

Na usta Louisa wstąpił uśmiech, a on odetchnął ulgą.
- Pięknie.

Harry'emu zaczynały się zamykać powieki, ale szybko dostrzegł uśmiechniętego Louisa, który do niego prędko wrócił. Jak on nienawidził swoich leków, nie dość, że miał przez nie mdłości, to jeszcze był senny. Wstał i ziewnął, mając ochotę poprostu walnąć się na łóżko jak głupi.

- I jak?- rzekł niepewnie, słysząc jak język zaczynał mu się plątać, a mroczki przed oczami znacznie się powiększały.

- Dobrze - odpowiedział i zmrużył oczy. Czy on zawsze jest taki blady? - Wszystko okay? - spytał, ale ten pokiwal głową. - Moge cię zawieść do domu, pojadę sam, najwyżej jutro z tobą, jak odpoczniesz.

- Nie, jest w porządku, naprawdę - westchnął, próbując utrzymać się na nogach i pociągnął go resztkami sił do wyjścia, nie mówiąc nic więcej.

Niebieskooki wywrócił oczami i złapał jego dłoń ciasno.
- Możemy iść później zjeść coś mało zdrowego - zaproponował, otwierając mu drzwi do samochodu.

Młodszy przytaknął tylko i wsiadł do samochodu, próbując opanować swoje złe samopoczucie z nadzieją, że zaraz się polepszy, a następnie zapiął pasy, narzucając na swoją głowę kaptur. Lou usiadł obok i odpalił silnik, powoli wyjeżdżając z danego miejsca.

- Harry powiesz mi co jest nie tak? Nie jestem aż tak głupi - mruknął, łapiąc jego dłoń i ścisnął ją lekko.

- Ale co mam ci powiedzieć?- odpowiedział cicho, następnie zaciskając na krótki moment powieki, aby odgonić od swojej głowy przeszywający ból.- Czuję się okropnie przez leki, to zupełnie normalne w moim przypadku. Przejdzie za godzinę, ewentualnie pół - dodał, spoglądając na mężczyznę obok.

We were too young | Larry StylinsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz