Chapter 13

3.4K 226 15
                                    

Louis skrzywił się słysząc dzwonek do drzwi, bo spał może z cztery godziny. Jęknął podnosząc się z łóżka i ubrał na siebie szybko bokserki, po czym wyszedł z pokoju, udając się do drzwi.
-Huh, hej. - powiedział zakłopotany, gdy zobaczył przed drzwiami Harry'ego.- Kurwa - jęknął i wpuścił go do środka.

Harry spojrzał na niego z niemrawą miną, bo nie sądził, że będzie powitany przekleństwami.

- Tak, hej.- odpowiedział i wszedł, zdejmując następnie buty, które ułożył bardzo równo pod ścianą.

Zatrzymał się na środku, przeczesał dłonią swoje dziś wyjątkowo zakręcone loki i spojrzał na Louisa, który był zaledwie w samych bokserkach. Styles nie wiedział co ma mówić, bo według niego mężczyzna odbierał mu mowę swoją urodą, a gdy stał przed nim prawie nagi nie był w stanie myśleć o niczym innym. W tym momencie znów zapragnął zasmakować jego malinowych warg i... zdawało mu się, że nie potrafi tego ukrywać. Dynamicznie oderwał wzrok od towarzysza, bo to by było zbyt dziwne gdyby nie dał sobie spokoju i spoglądał w głąb jego bogatego mieszkania jak słup soli.

-Dobra, okay - przetarł twarz dłońmi i spojrzał na niego.- Pójdę się ubrać, rozgość się czy coś. Chcesz jakąś kawę... z resztą, możesz się czuć jak u siebie. - odwrócił się i ruszył w stronę sypialni, aby się ubrać, a gdy ubrał jakieś dresy i bluzę, wrócił do niego. -Przepraszam, wczoraj się zasiedziałem.

Wyższy był zdezorientowany, bo Louis tak jakby zabawiał się z czasem i robił wszystko byle szybko, a co się z tym wiąże niechlujnie.

- Masz bluzę założoną drugą stroną, niż tak jak powinna.- uśmiechnął się szatyn i podszedł do mężczyzny, aby być zwyczajnie bliżej i czuć się bezpieczniej, nic poza tym.

Tomlinson zmarszczył brwi i sprawnie ją poprawił.

-Dobra, kawę, herbatę, sok? - zapytał, spoglądając na niego z małym uśmiechem i zmrużył oczy, odsłaniając rolety.

Był na siebie zły, że zapomniał o wszystkim i dopiero teoretycznie wstał na równe nogi.

- Wystarczy woda.- przytaknął Harry i obserwował z rozkoszą jak szatyn wykonuje kilka czynności na raz.- Było napisać, że chcesz się wyspać. Mogłem przyjść później, to nie problem, Louis.- dodał po chwili ciepłym głosem, gdy miał już wychodzić do kuchni po szklankę wody.

-Nie, to po prostu ją się zasiedziałem, ty robisz wszystko dobrze, to moja wina. - skrzywił się nalewając mu wody i sam wstawił sobie na kawę.

- Okay. To... co mam robić?- mruknął Harry, zaczynając mieć powoli dość nudnej gadki i non stop oziębłego Louisa.

Skoro przyszedł tu po prace, to chciał do tego brnąć, nic poza tym. Jego postępowanie zmieniło się od tamtej nocy ale czego innego mógłby się spodziewać właśnie po kimś takim, że w magiczny sposób się zmieni? To dla Harry'ego nie była ta bajka i w końcu był tego świadomy, tak naprawdę dzięki swojej przyjaciółce i ich nocnej rozmowie. Nie chciał pokazywać swojej niechęci, ale niespecjalnie mu wychodziło ukrywanie emocji, bo to była właśnie cecha jego charakteru, że był uczuciowy. Każda cierpliwość miała swoje granice, prawda?

-Papiery - powiedział i wstał. Pokazał mu żeby szedł za nim i wszedł do gabinetu, w którym miał pełno tego wszystkiego i przygotowane teczki. - Dobrze by było jakbyś jakiś to posegregował. - wskazał na niewielką kupkę kartek. To zależy od ciebie jak, później mi powiesz.

- Tak, pamiętam. Skończyłeś?- krzyczała nieznajoma kobieta, która wyszła z zaplecza gabinetu, rozmawiając przez telefon.- O Louis, dzięki za dodatkową robotę. Twój ojciec jest naprawdę miły, skoro zechciał załatwić mi to wszystko.- uśmiechnęła się widząc mężczyznę i walnęła telefonem o stół, zaraz przy papierach.- Co to za młodzieniec?- zapytała po chwili, gdy zauważyła Harry'ego ze zdezorientowaną miną, który również spoglądał na niebieskookiego.

Kobieta miała czarne włosy upięte w wysokiego koka i właśnie wyglądało to, jakby ona zabrała Harry'emu robię z pod nosa.

- Żarty sobie stroisz?- zapytał nagle Styles , czując się już w ogóle bezużyteczny.

Louis spojrzał na kobietę.

-Co tu robisz? - zapytał natychmiast, kompletnie zdezorientowany I praktycznie nie wiedział co ze sobą robić.

Spojrzał na Harry'ego skruszonym wzrokiem, już nie pustym, ale gdy jego wzrok ponownie znalazł się na kobiecie, był już wyższy i pusty, jak zawsze.

-Pracuje? - zapytała, a Louis momentalnie jęknął oburzony, przez to, że jego ojciec nie mówi mu nic na bieżąco.

Harry obrócił się i pokręcił głową, bo mógł się tego spodziewać po sławnej osobie, która nigdy nie zrozumie co to znaczy, że czegoś brakuje. Nie chciał dyskutować nawet z tą kobietą, ponieważ ojciec Louisa miał tu raczej większą władzę, a Harry był bezsilny. Nie narzucał się i to właśnie Tomlinson chciał załatwić mu to wszystko, bo się do tego zobowiązał, a tymczasem sam nawet nie miał pojęcia o jej pracy. Mężczyzna szedł za nim zdenerwowanym krokiem, a wyższy zatrzymał się przy swoich butach, aby rzucić kilka słów, które pewnie i tak nie będą rozważone.

- Jeśli zdecydujesz się jakie stanowisko jest wolne i dogadasz się ze swoim ojcem, to zadzwoń.- powiedział i westchnął zrezygnowany, ponieważ to oznaczało, że musi wracać do księgarni.

-Nie! - powiedział od razu, łapiąc jego dłoń, gdy chciał wyjść. - Kurwa... możesz pracować u mnie, bez jakiejś umowy. Jako asystent czy coś takiego, będę ci płacić co tydzień, a później.... - położył dłonie na skroniach i skrzywił się - Przepraszam, ja... on mi nic kompletnie nie mówi, a sam ma zakaz wstępu tutaj.

W pierwszej chwili mężczyzna pomyślał sobie, że to jakaś kpina, ale Louisowi naprawdę zależało, aby Harry tu był i nie ukrywał tego. Miał już łzy w oczach, ale skoro on sam nic nie wiedział, to nie miał nawet takiego prawa go osądzać, bo faktycznie nie miał dobrych kontaktów z ojcem.

- A-ale co jeśli... jak... jak codziennie będę tu przychodził, ktoś może zrobić mi zdjęcia. Nie chcesz tego przecież.- powiadomił go i cofnął się, czując jego ciepłą dłoń na swoim ciele, której cholernie mu brakowało właśnie w tym momencie.- Nie chcę się narażać na plotki twoim kosztem, możesz mieć dość tego rozgłosu.- dodał po chwili i spojrzał w jego błękit tęczówek, które spoczywały na jego płynących łzach.

-Możesz.... możemy traktować cię przed nimi jako kogoś ktoś sprząta czy coś takiego, a niczego takiego robić nie będziesz. powiedział od razu, bez namysłu, nie martwiąc się jak mogło to za brzmieć. - Nie musimy mówić nic, po prostu jak będziemy wychodzić razem to innymi wejściami, albo będziemy jeździć w sprawdzone miejsca, gdzie nikogo takiego nie będzie.- wzruszył ramionami i odsunął się trochę od niego, tym samym zabierając dłoń. - Huh.

Brunet stał chwilę bez słów zupełnie jakby musiał się namysleć, po czym spojrzał prosto w oczy Louisa, tym razem błagały.

- Zależy ci na tym?- zapytał ściszonym głosem i zagryzł na moment swoją dolną wargę.- Na mojej pracy w sensie.- dodał po chwili zdając sobie sprawę, że myślał o czym innym, swoimi marzeniami, a rzeczywistość była jeszcze inna niż to wszystko.

A być może w głębi siebie chciał, żeby mu na nim zależało poza pracą. Pokiwał głową.

-Zaproponowałem ci pracę, Harry. Nie mogę i nie chce teraz zostawić cię bez niczego, znajdę coś co mogłoby ci bardziej odpowiadać i nie będzie takich problemów. - wskazał głową w stronę gabinetu, w którym była tamta kobieta.

- A co jeśli ta propozycja mi się podoba?- mruknął wyższy i nachylił się lekko nad mężczyzną, zbliżył się do niego i obdarował go swoim promiennym uśmiechem.

Czuł jak na jego policzkach pojawiają się lekkie rumieńce, ale to było nieodłącznym elementem każdych jego flirtów. Zaraz, on nie mógł z nim flirtować i nawet nie próbował, pomyłka. Przyszedł pracować, tak jak powiedział Haylee i musiał się tego trzymać.

We were too young | Larry StylinsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz