Chapter 28

2.6K 181 158
                                    

Louis uśmiechnął się zadowolony, wkładając grzanki do tostera. Miał zamiar zrobić im kakao i tosty. Uśmiechał się, opierając o blat i miał nadzieję że Harry do niego za chwilę dołączy i pomoże przygotować śniadanie do końca. Styles podrapał się po głowie i spojrzał w niewielkie lustro zawieszone w środku jednej z szafek stękając z niezadowolenia. Naprawdę wszystko było w powiedzmy odpowiednim porządku, a on jako prawdziwa niezdara zamykał się w wielkiej szafie. Czy mogło być gorzej?

- Louis?!- krzyknął nagle gdy uświadomił sobie, że przecież nie będzie tu siedział całego dnia.- Lou?- ponowił próbę i zapukał niepewnie w drzwi, próbując je otworzyć po raz enty.

Tomlinson zmrużył oczy i ruszył w kierunku swojej sypialni, gdzie ostatni raz widział bruneta i słyszał stamtąd jego głos.

-Harry? - zapytał zdezorientowany, gdy nie zastał go nigdzie, a po chwili dostrzegł zamknięte drzwi garderoby. Zaśmiał się pod nosem i pchnął drzwi, otwierając je z wielkim uśmiechem rozbawienia.

Styles spojrzał zdezorientowany na mężczyznę i zawstydził się, robiąc minę zbitego szczeniaka. Nie umiał sobie nawet drzwi otworzyć i miał wrażenie, że to może być dla niego udręką.

- Uratowałeś mnie!- pisnął nagle i przyległ do jego warg swoimi, które w tym momencie układały się w sympatyczny uśmiech.

Niższy oddał pocałunek, trochę zaskoczony jego nagłym ruchem przez co uderzył plecami o ścianę, ale nie odsunął się, kładąc dłonie na jego policzkach. Był rozbawiony tym że zatrzasnął się w jego garderobie.

- Bawi cię to?- zapytał nagle Harry, a w jego oczach można było ujrzeć iskierki, które odżywały pod wpływem aksamitnego dotyku Louisa.

- Tak, nawet bardzo - uśmiechnął się.- Śniadanie jest gotowe - cmoknął jego usta i pociągnął go za rękę do kuchni.

Harry poszedł do kuchni tak jak Louis chciał i zauważył na stole tosty wraz z kakaem, które ubóstwiał. Z pewnością mógł stwierdzić, że chciałby aby Lou robił mu śniadanie dzień w dzień, ale to był głupi pomysł. Zielonooki usiadł na jednym z wygodnych krzeseł i posłał przyjacielowi uśmiech, co weszło mu już chyba w nawyk.

- Dziękuje - powiedział nagle spoglądając na jedzenie i chociaż to były drobne rzeczy, on zawsze za wszystko dziękował.

- Za co?- odwrócił się do niego z pudełkiem ciasteczek, które położył na stoliku obok ich kako, po czym zajął miejsce na przeciwko brueneta. Nie rozumiał za co dziękował, Louis nic nie zrobił za co mógłby podziękować, więc nie widział w tym sensu.

- Poprostu.- odezwał się, bo skrycie dziękował mu nie tylko za śniadanie, jeszcze nikt nie traktował go w ten sposób, a wydawało mu się, że na siłę ciężko jest cokolwiek robić.

Zamilkł na dłuższą chwile wpatrując się w niego, a potem spojrzał na jedzenie, podczas gdy gula w jego gardle tylko rosła. Wziął pierwszego kęsa w ciszy i nie mógł, nie był w stanie wytłumaczyć co go tak rozkruszyło od środka właśnie przy śniadaniu z kimś, kogo skrycie kochał. Louis zdawał się tego nie zauważyć i wziął jednego tosta, a następnie odchylił się na krześle, po czym spojrzał na niego. Harry patrzył jedynie na stolik i widać, że zamyslil się nad czymś. W zasadzie to Louis nie miał pojęcia co się z nim dzieje, ale to jak Harry na niego działał, było straszne, a jednocześnie czymś naprawdę miłym i Louis nie miał pojęcia co ma robić sam ze sobą. Zielonooki poczuł silny ból brzucha, bo przecież zawsze gdy się za długo stresował musiały być jakieś skutki. Dlaczego on zawsze był takim problematycznym człowiekiem? Samego go to wkurzało, a co dopiero kogoś z jego otoczenia. Starał się zignorować swoje kruche zdrowie i wziął kolejnego kęsa do ust, spoglądając na Louisa, zupełnie jakby wzrokiem wołał o pomoc. Szybko postanowił przestać martwić przyjaciela i przeniósł swój niespokojny wzrok na swoje palce, które zaczynały drżeć.

- Jakie masz plany na dziś?- zapytał, ledwo opanowując swój głos.

Louis zmrużył oczy nie odpowiadając i obserwował mowę jego ciała. Jego głos nie był taki jak zwykle, a dłoń lekko drżała tuż na stole, gdy próbował wziąć tosta.

- Nie mam planów - odpowiedział po chwili i podniósł się dynamicznie.- Harry? - zapytał, kucając tuż obok niego i położył dłoń na udzie mężczyzny. Znał go na tyle dobrze, żeby dostrzec taką zmianę w nim. - Co się dzieje?-zapytał, łapiąc jego dłoń na chwilę, po czym wstał i nalal wody do szklanki, podał mu.

Styles zacisnął zęby, bo dał po sobie poznać swoje marne samopoczucie, a nie chciał sprawiać nikomu takich nerwów jakie sam odczuwał. Upił łyka wody i zmrużył oczy, ponieważ widział w niektórych momentach jakby przez mgłę.

- A co ma się dziać?- wtrącił niekontrolowanie, pomimo, że bardzo chciał komuś powiedzieć, tylko właśnie nie samemu Louisowi.

Wszystko było dobrze w danym momencie i zapragnął wyłączyć uczucia, wyłączyć stres i oddać się swojej pracy tak jak powinien. Nieprzespane noce miały to do siebie, że odzywały się bardzo często i pukały do jego drzwi wtedy, gdy próbował być szczęśliwy.

- Widzę - nakierował jego podbródek tak, żeby mógł spojrzec w jego oczy, jednak on wciąż uciekał wzrokiem.- Harry, powiedz mi co się dzieje. - powiedział, kładąc dłonie płasko na jego ramionach, widząc lekki ból, trzęsące sie ciało i zamglone, praktycznie załzawione oczy.

- A-Ale ja nie mogę.- powiedział nagle, ponieważ miał w sercu pewną blokadę i cholernie chciał wygłosić to komuś, kto by go naprawił.

Wiedział, że uczucie nie może zostać poddane naprawie ani nic z tych rzeczy, dlatego szybko siebie znienawidził za to, że był tak głupi. Los zesłał na niego to, co w głębi bardzo chciał ale on nie umiał z tego korzystać bo był świadom jednego.

- Możesz - spojrzał na niego z troską, spod długich rzęs i ujął jego policzki. - Powiedz Harry... - mówił trochę poważniej, ale w jego oczach wciąż więc było troskę. - Harreh, proszę.

Cisło szatyna momentalnie się spięło, gdy Louis wpatrywał się w niego zmartwiony. Poczuł poczucie winy i to, że okłamywał na codzień samego siebie, że umiał przez to przejść. On go nie kochał i prawdopodobnie nie zdąży pokochać, bo może go zabraknąć szybciej niż ktokolwiek by pomyślał.

- Boli mnie to, że być może nie zdążę się w tobie odkochać i odejdę zbyt wcześnie.- wyznał szczerze, gdy uświadomił sobie, że nie ma co ukrywać.

Louis zmrużył oczy, kompletnie zdezorientowany.

- O czym ty mówisz? - zapytał, nie odsuwając się ani na chwilę.- Cholera, Harry. Nigdzie nie odejdziesz, o co ci chodzi? Co się dzieje? - spytał trochę panicznie i ujął jego dłoń ciasno w swoją.

- Bo to teoretycznie jest tak, że jak ma się problem to nie chce się o nim myśleć i się go ignoruje.- powiedział żałośnie i otarł łzy drugą dłonią, żeby widzieć go lepiej.

Nawet jego matka, zestresowana i zapracowana nie miała pojęcia co w sobie skrywał, a to ona powinna być na pierwszym miejscu do dowiedzenia się o tym. Żył codziennie ze świadomością, że nosi to w swoim ciele i próbował udawać, że wcale tak nie jest. Ból fizyczny, ale i psychiczny, który go pożerał, ale wystarczyła ignorancja. Nic więcej nie pragnął jak prawdziwej miłości.

- Jestem chory, bardzo chory Louis.- dodał po chwili, a z jego oczu wylało się jeszcze więcej łez, niż by przypuszczał.

Ściskał mocno jego dłoń i obserwował reakcje przyjaciela, nie mając pojęcia co więcej powiedzieć aby go nie przestraszyć. Nie chciał zmuszać go do niczego, ani tym bardziej samego siebie.

We were too young | Larry StylinsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz