Chapter 62

1.5K 113 46
                                    

Louis włączył sobie muzykę z telefonu i uśmiechnął się sam do siebie nalewając mleka do garnka, po czym zaczął robić kakao. Był zajęty tym kompletnie, pochłonięty muzyka i to było najlepsze co mogło być.
Harry ledwo wywlókł się z łóżka i poszedł do pierwszego lepszego pokoju, który był łazienką. Machnął ręką, ponieważ uważał, że mógłby się tu spokojnie zgubić. Gdyby chciał trafić do łazienki, zapewne znalazłby się jakimś trafem w salonie. Wycofał się i wszedł do drugiego pokoju, w którym widniały żółte ściany, a na nich kilka własnoręcznych obrazów. Bardzo jasne, lecz pokryte kurzem. Było tu coś takiego jak w pokoju Mary. Być może ta pustka i rozwiane uczucia w kątach pokoju. Dlaczego ktokolwiek miał w swoim domu takie opuszczone miejsca?
Młodszy zauważył przy skromnym łóżku worek z rozsypanymi kasetami i ściągnął brwi. Klęknął przed nimi, biorąc jedną do dłoni i przyglądał jej się uważnie. Czuł się niczym Sherlock Holmes, ale tutaj raczej nie rozwiązywał zagadek. Pociągnął za worek, aby następnie usiąść, ale jego uwagę przykuła całkiem nowa gitara. Dotknął jej strun, ale po chwili kichnął, gdy pyłki kurzu dmuchnęły w jego twarz.  Instrument był przyozdobiony czerwoną wstążką zawiniętą w kokardkę, a to było dla Harry'ego bardzo zastanawiające. Wszystko było grubo zakurzone i wyglądało na stare. Zdjęcia które traciły swój kolor, pogniecione ubrania i dziwny zapach. Harry wstał i spojrzał na jedno ze zdjęć. Mały Louis.... jakaś kobieta i obok dwie dziewczynki.

Tomlinson w tym czasie nałożył do misek owsianki i położył owoce na talerz, kładąc obok jeszcze świeżo przypieczona chleb i kubek z kako.
- Harry! - krzyknął, idąc w stronę sypialni, jednak go tam nie było.

Styles drgnął, słysząc głos szatyna i chciał wycofać się z pokoju, ale jego niezdarność wygrała. To wszystko co robił wydawało się być dla niego zakazane. Potknął się o gitarę, którą wcześniej wyjął i runął o ziemie, na szczęście ochraniając się łokciami. Dlaczego on zawsze w takich sytuacjach musiał coś odwalić? Spojrzał przerażony na mężczyznę w drzwiach i jęknął, bojąc się o własny stan po upadku.

Louis zacisnął szczękę, odwracając wzrok od jakiejkolwiek rzeczy w tym pokoju.
- Dlaczego ty zawsze musisz wchodzić tam gdzie nie powinieneś? - spytał, nienawidząc tego pokoju, a z drugiej strony nie chciał go psuć, bo pożegnałby sie z ostatnią cząstką prawdziwej rodziny, do której już nie należał, która nie istniała. Ten pokój był gorszy niż ten Mary, był bliżej do każdej jego cząstki, każdego uśmiechu na zdjęciach i miłości, którą kiedyś siebie dzielili.

- Przepraszam...- stęknął i podniósł się, odkładając rzeczy, które wywrócił na swoje miejsce.- Nudziłem się...- dodał cicho, praktycznie nie słyszalnie i stanął przed nim zupełnie jak skarcone dziecko.

- Mogłeś do mnie przyjść i mi pomóc, a nie chodzić tutaj. Pokazałbym ci to miejsce, gdybyś mógł tu wchodzić. To jeden z niewielu pokoi do których nie możesz. Pomyśl, dlaczego? - spytał ironicznie i odwrócił się. - Chodź.

Zielonooki miał mu jeszcze dużo do powiedzenia i własnej obrony, ale ugryzł swój język bo dotarło do niego co Louis mógł w tym momencie czuć. Coś jednak było przyczyną tego, że miał kompletnie gdzieś ten pokój przed kilka dobrych lat. Z jego oczu popłynęło kilka łez i ruszył za nim w stronę kuchni, czując się jak największy idiota. Właściwie to nim był wchodząc tam bez pozwolenia. Starszy usiadł przy stole, nie miał najmniejszej ochoty na jedzenie, a w dodatku miał kompletnie zepsuty humor. Nienawidził jak ludzie nie szanują kogoś prywatności, a tamtej pokój mniej więcej do tego należał. Pokazał Harry'emu cały dom, specjalnie omijając akurat ten. Nie chciał tam nikogo. Zayn był tam może raz, a ten pokój istniał tutaj od ponad dziesięciu lat, czasami sprzątany przez niego samego. W dodatku każde wejście tam sprawiało, że miał ochotę płakać, a nienawidził tego jeszcze bardziej.

- Lou ja nie chciałem - mruknął, siadając na przeciwko i spojrzał na posiłek. Chciał mu podziękować nawet za takie drobne gesty, a tym czasem powodował u niego złe wspomnienia. Był okropny i nieuczciwy.- Mogę sobie iść, jeśli tego chcesz.

- Nie o to chodzi, Harry! Wyobraź sobie, że specjalnie ci nie pokazałem tamtego miejsca i miałem nadzieję, że okarzesz się na tyle mądry, że poczekasz aż zaufam ci na tyle aż sam ci je pokaże. Ale nie. Mogłeś chociaż spytać.

- Ale skąd ja miałem to wiedzieć? Przepraszam, ale nic dziś już nie zjem - prychnął czując, że zaraz by się popłakał i ruszył w stronę drzwi, aby udać się z powrotem do swojego ponurego domu i nie zawracać nikomu ważniejszego od niego głowy.

Louis nic nie odpowiedział, nawet na niego nie spojrzał. W jego oczach stanęły łzy, po raz pierwszy od długiego czasu. Wszystkie wspomnienia zawarte na tymtych zdjęciach wróciły i miał ochotę zakończyć to wszystko. Wyrzucić wszystkie tamte rzeczy do śmieci i nigdy do tego nie wracać. Nienawidził tamtej cząstki siebie, stracił swoją rodzinę i brał na siebie całą winę. Młodszy wyszedł z domu bruneta, idąc na piechotę do swojego. Deszcz praktycznie całkowicie przemoczył mu bluzę, ale miał to gdzieś. Droga strasznie mu się dłużyła, ale co miał na to poradzić? Rozumiał, że dla Louisa nie było to miłe przeżycie, ale przecież nie chciał mu sprawiać kolejnych przykrości. Zapukał w drzwi kilka razy, ale nikogo nie było, dlatego odszukał odpowiednich kluczy w mokrych kieszeniach i wszedł, następnie kierując się odrazu do swojego pokoju. Nie zwracał uwagi na nowe rzeczy, które pojawiły się w domu, nie zwracał uwagi już na nic. Miał wrażenie, że był wyprany z wszyskich innych emocji oprócz żalu do samego siebie. Westchnął i usiadł na łóżku, nie martwiąc się swoim stanem i zaczął płakać, chociaż wcale tego nie chciał. Louis byłna siebie zły za to jak go potraktował, a jednocześnie trochę zawiedziony. Wziął kawałek banana do ust i wstał. Postanowił iść na siłownię odreagować wszystko i przemyśleć. Nie mógł płakać, to nie byłby on. On tak nigdy nie reagował.
Młodszy zgarbił się i podszedł do okna, otwierając je. Deszcz praktycznie zacinał i moczył mu pokój, ale miał to w nosie. Usiadł na parapecie, skulając się w małą kuleczkę i obserwował swoją spokojną ulice podczas brzydkiej pogody. Lubił tak robić, kiedy był smutny, to zawsze mu w jakiś sposób pomagało. Być może to dlatego, że gdy był mały, Anne próbowała go uspokoić szukającym dźwiękiem deszczu, czy też wodospadu. Przymknął oczy i pociągnął nosem, chowając twarz w swoich kolanach. Nie chciał kłócić się z kimś, kogo kochał, ale czasami poprostu się w tym gubił.
Starszy czuł się dużo lepiej, gdy rozwalił sobie kostki o worek, nie ubierając rękawic, gdy biegał na bieżni i podnosił coraz większe ciężary. Dopóki nie upadł obolały tuż przy ścianie. Zmęczony, jego oddech był płytki. Wziął butelkę wody i napil się dużo. Nie miał siły na nic kompletnie, a miał przed sobą jeszcze cholernie dużo. Skrzywił się sięgając po swój telefon, z którego wciąż leciała nieustannie muzyka.

Do: Harry
Jesteś w domu? Bezpieczny?

We were too young | Larry StylinsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz