Chapter 64

1.4K 108 77
                                    

Zayn skrzywił się widząc swojego przyjaciela w beznadziejnym stanie. Był conajmniej pijany, zanim zdążył przyjechać. I jeszcze pił kolejną butelkę.

- Dobra, stop - mruknął Zayn i podniósł się, zabierając mu ją, na co spotkał się z jękiem niezadowolenia.- Nie możesz tak...

- Zamknij się, Zazu - przeciągnął Louis, podnosząc się chwiejnie i uśmiechnął się. - Jest idealnie.

- Połóż się Louis, nie mogę tu być wiecznie.

Louis zarechotał i podszedł do kanapy na którą praktycznie spadł. Zayn westchnął wkurzony widząc, że on nie ma kompletnie takiego zamiaru, jednak jego uwagę odwrócił telefon szatyna.

Do: Louis
Proszę cię, nie mogę wstać

Napisał Harry ostatkami sił, nie chcąc aby Haylee, czy Anne to zauważyły. Zacisnął swoje zęby, a następnie wycisnął z siebie kolejne łzy. Błagał, aby Louis przyjechał do niego właśnie w tym momencie. Zayn niechętnie wziął jego telefon. Wiedział o nim wszystko. Przeczytał smsa od Harry'ego i naprawdę się przeraził. Louis mówił mu dużo o nim, ale teraz w dodatku siedział pijany właśnie przez niego.

Do: Harry
Zaraz będę

Napisał po odblokowaniu telefonu, którego kod znał bardzo dobrze. Boże jak dobrze, że wiedział gdzie Harry mieszka, bo by go zabił gdyby nie zareagował, a Styles był ważny dla jego przyjaciela. Wyjął swój telefon aby napisać do Liama, aby przyjechał do Tomlinsona mimo, że się nie znali i kazał mu iść spać, bo on sam próbuję naprawić jego życie. Liam zerwał się gwałtownie ze snu, gdy usłyszał swój telefon i przeczytał sms'a, następnie mrużąc oczy. Westchnął, gdy zauważył kolejną wiadomość z adresem i podniósł się. Nie miał ochoty nigdzie się ruszać i nie do końca kontaktował, ale Zayn napisał, że to dla niego ważne. Wzruszył ramionami i ubrał się powolnymi ruchami, chcąc znaleść się pod podanym adresem. Może i to było naiwne, ale w końcu ufał mulatowi jak nikomu innemu.
Harry poczołgał się do swojego pokoju i zamknął drzwi, drżąc opierając się o zimną ścianę. Nie widział praktycznie nic i paraliżował go potworny strach. Jęknął, ale spróbował się szybko uciszyć i zamknął momentalnie oczy.
Zayn odetchnął z ulgą, gdy po dosłownie paru minutach dostał smsa od Liama, że jest już w drodze. Spojrzał na Louisa, który mówił coś do siebie i wyszedł z jego mieszkania, zostawiając je otwarte. I tak nikt nie wejdzie. Po zjechaniu windą na dół, powiedział, że zjawi się tutaj Liam i że może wejść, dla recepcjonistki i ochroniarzy, a sam szybko zszedł po schodach na parking. Napisał smsa, że Louis jest sam, a on nie wie kiedy wróci. Po strasznie długich minutach zaparkowal niechlujnie przed domem Harry'ego. Cóż, przynajmniej miał taką nadzieję. Zapukał do drzwi, głośno, aby usłyszeli. Nie mógł tak po prostu tam wejść. Martwił się o Stylesa mimo, że nie znał go jakoś bardzo dobrze.

- Otworzę - westchnęła Haylee, odkładając karty w które grała z Anne na stół i poszła do drzwi, szokując się widokiem Zayna.- Hej, co ty tu robisz?- uśmiechnęła się, opierając się o drzwi, będąc zmęczoną po dniu pracy.

- Gdzie jest pokój Harry'ego? Albo.... gdzie jest Harry? - spytał szybko szatyn i wszedł do środka, nie czekając na odpowiedź.

- Na górze, ale dlaczego...- zmrużyła oczy, ale zanim zdążyła cokolwiek dodać, Zayn wbiegł na górę jak poparzony. Zagryzła dolną wargę myśląc sobie, że chodziło prawdopodobnie o to wszystko z Louisem. Wróciła do Anne i westchnęła, rozkładając karty na nowo.

Zayn rozejrzał się dokładnie, starając się usłyszeć jakiś szmer. Wszedł do pierwszego pokoju. Bingo.
- Cholera - jęknął, podchodząc do prawie nieprzytomnego Harry'ego i wyjął swój telefon, klepiac delikatne jego policzek. - Harry, Harry, Harry - powtarzał niespokojnie, wybierając numer pogotowia, a jednocześnie starał się robić to, co pamiętał ze szkoły. Śmierdział papierosami co nie wyglądało najlepiej, a w dodatku chciał coś powiedzieć, ale nie był w stanie. - Louis nie jest w dobrym stanie.

Zielonooki spojrzał zamazanym obrazem na mężczyznę przed nim i zapłakał, chcąc czuć się już lepiej. Nie wiedział kompletnie co mu było, a w dodatku ból przeszył jego ciało tak, że nie był w stanie normalnie utrzymać się na nogach. Chciał powiedzieć w tym momencie tak wiele, ale język plątał się jeszcze bardziej. Był w pełni świadomy tego co się działo, ale jego ciało tak jakby nie chciało współpracować. Kaszlnął kilka razy, czując w ustach okropny smak nikotyny i mrugał szybko, bojąc się o własne życie.

- Co ty myślałeś, paląc to wszystko? - spytał, wyjmując z jego kieszeni w połowie puste pudełko po fajkach i rzucił je na łóżko. Podniósł bruneta i położył go na łóżku, dzwoniąc kolejny raz po pogotowie. Sam nie był pewien co właściwie ma robić, co tak naprawdę mu dolega. A nie miał zamiaru sprawić, że zaraz coś mu się stanie.

- Kurwa - wymamrotał Harry i podniósł się szybko, ponieważ kładąc się mial wrażenie, jakby tracił przytomność, a tego najbardziej nie chciał.- Chtse do Louisa - dodał nie do końca zrozumiale. Nie umiał myśleć w tym momencie o niczym innym, bał się, że umiera.

Zayn odetchnął i podał dokładny adres ratownikom przez telefon oraz to, co się dzieje. Usłyszał tylko? że karetka będzie za dziesięć minut. Spojrzał na niego i usiadł ponownie obok.

- On nie może tu być, nie teraz - mruknął i rozejrzał się coraz bardziej panikując. Zobaczył butelkę wody na półce i szybko po nią wstał, drżącą dłonią odkręcił i pomógł mu się napić. Widział jak powoli nie daje rady. - Hej ejej, Harry - prawie krzyknął widząc, jak się zakrztusza.

- Kim ty jesdsteś? - mruknął po chwili, nie mogąc wciąż zobaczyć poprawnego obrazu i kolejny raz zakaszlał, mając w swoim organizmie za dużo toksyny.

- Zayn, przyjaciel Louisa - powiedział i podszedł do jego szafy, wciąż patrząc co z nim i wyjął jakąś bluzę, pierwsza lepszą.- Dawaj, Harry. dasz radę - jęknął, widząc jak jest na ostatku sił. Odetchnął i podtrzymał jego głowę, ciągle starając się robić co może.

- Zosdtaw mnie - prychnął, nie mając już nic do stracenia.- Chce zdychać - wybełkotał i wziął głębszy oddech, a każdy kolejny stawał się dużym wyzwaniem.

- Przestań pieprzyć od rzeczy - mruknął, patrząc na niego i otarł pot z czoła. Nie umrzesz i nawet o tym nie myśl. Masz całe życie przed sobą, więc się zamknij.

- Dej mi fajkie i po sprawie - warknął, nie mając pełnej kontroli nad swoimi czynami i słowami.

Zayn zacisnął szczękę i nic nie odpowiedział.
- Zamknij się - powtórzył po chwili k nałożył z wielkimi trudnościami bluzę na jego ciało.
Wstał cały roztrzęsiony, podniósł go i w tym momencie jedynym plusem było to, że nie miał siły się wyrywać.

- Co ze mną robiszz?- zapytał czując jak wszystko znów go boli, a perfumy mężczyzny podrażniają jego aktualnie wyczulony nos.

- Mam zamiar dać cię komuś kto ci pomoże i sprawi, że poczujesz się lepiej. Nie dbam o twoje zdanie, a o twoje życie - powiedział i zszedł na dół, gdzie usłyszał już karetkę. Wzrok wystraszonej Haylee sprawił, że poczuł się nieswojo, ale wciąż nie dorównywał zdezorientowanej Anne. Nogi mulata były jak z waty mimo, że Harry był dość lekki, a dużo większy od niego.

- C-Co się stało mojemu synowi?- zerwała się z krzesła starsza kobieta, podchodząc do niego szybko i spoglądając na jego wycieńczoną twarz.- Czemu ja nic nie wiem? O co tu chodzi?- dodała łapiąc się za głowę, a blondynka odsunęła ją lekko, wiedząc dokładnie zarówno o chorobie jak i o kłótni Harry'ego z Louisem. To prawdopodobnie dlatego postanowił sobie samemu zaszkodzić.

Zayn spojrzał na nią przepraszająco i trochę wkurzony, na jego nierozwagę. Skoro ona o niczym nie wiedziała, jak mogłaby zareagować gdy z Zaynem nie byłoby rzadnego kontaktu, albo co gorsza z Louisem. Minęły dosłownie sekundy, gdy pogotowie weszło do domu i wzięli nieprzytomnego już Harry'ego do karetki, a kobieta obok, Anne, zaczęła panikować.

We were too young | Larry StylinsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz