Harry drgnął gwałtownie, gdy się obudził i spojrzał przed siebie na biały, okropny pokój. Zmrużył oczy, chcąc wyostrzyć swój wzrok i odetchnął, gdy zauważył, że na dworze jest już praktycznie ciemno, a on znów spał zbyt długo. Pociągnął nosem i dostrzegł, że nie ma na sobie aż tylu kablów co wcześniej, dlatego odetchnął z ulgą. On naprawdę po tym incydencie bał się spać i to go strasznie przytłaczało.
- Hej - powiedział Louis, który wciąż siedział na niewygodnym krześle, tym razem w jego sali i chwycił jego dłoń.- Podam ci wodę, nie ruszaj się.
Zielonooki obrócił się do mężczyzny i kiwnął głową z przymusu, bo dopiero gdy szatyn wstał, dotarło do niego o co go zapytano. Nie miał pojęcia dlaczego, ale nie czuł nic oprócz zmęczenia. Tak jakby skupił się tylko i wyłącznie na nim, chociaż nie do końca tego chciał. Chwycił od niebieskookiego szklankę wody i podniósł się ledwo do pozycji siedzącej, aby się trochę napić. Odrazu poczuł w ustach metaliczny smak krwi, ale tak jak i ból głowy, szybko minął.
- Połóż się - powiedział i złapał ponownie jego dłoń. - Pójdę po lekarza- powiadomił i niechętnie się odsunął. Musiał to zrobić.
- Lou, nie - stęknął i zakrył się kołdrą całkowicie. Nienawidził ani lekarzy, ani wszelkich badań. Pomijając już fakt, że ich nie znał i nie czuł się dobrze.
- Musisz, przepraszam - nie czekał na odpowiedź, po prostu wyszedł z sali i poszedł po lekarza, który się nim zajmował.
Harry jęknął z niezadowolenia, a następnie zauważył swojego znienawidzonego lekarza. Nie był dla niego nawet w najmniejszym stopniu miły. Podłączył mu bezlitośnie kolejną kroplówkę, a następnie opuścił pokój, nawet nie pytając jak się czuł. Młodszy zwinął się w małą kulkę i schował twarz w swoje kolana. Pomimo zapewniania go, że wszystko było w porządku, on czuł się winny za to wszystko. Przecież gdyby przystopował tamtego wieczoru, nie byłoby takiego typu akcji, a wszyscy bez niego by się cieszyli. Dotarło do niego, że to wszystko co mu się śniło, działo się naprawdę. Louis dostał ataku paniki, a Haylee powiedziała za dużo. Nie wspominając już o Anne. Podniósł głowę i przetarł swoje zapłakane oczy, obserwując jak Tomlinson ponownie siada obok niego.
- Jak się czujesz? - spytał, splatając jego dłoń ze swoją. Wciąż sam nie czuł się najlepiej, jego głowa nadal bolała po ataku, jednak starał się tego nie okazywać.
Zielonooki zawahał się przez chwile, czy warto mówić prawdę, ponieważ to jeszcze bardziej mogłoby zmartwić szatyna obok. Kłamstwo w tym przypadku jednak nie miało najmniejszego sensu, bo wszystko wyszłoby na jaw w kilka minut i poza tym, nie musiał przy nikim nic udawać.
- Psychicznie jak na razie okropnie - odparł i przełożył swoją dłoń z tą Louisa na miejsce, gdzie biło jego niespokojne serce.
Pokiwał głową i uśmiechnął się do niego miło.
- Nigdy więcej tego nie rób - powiedział spokojnie. - Nawet nie kupuj papierosów, czy innych rzeczy - szepnął cicho i ułożył jego dłoń na swoim policzku. - Nie jestem warty twojego zdrowia.- Jesteś warty nawet więcej - westchnął i z trudem próbował powstrzymać łzy.- Ty też musisz odpocząć. Widzę, że nie masz się najlepiej.
- Jest dobrze - odpowiedział. - Mam się naprawdę dobrze, nie musisz się martwić.
- Ale chce się o ciebie martwić, jesteś dla mnie ważny i nie możesz tak mówić o sobie - uśmiechnął się nieświadomie szatyn i nachylił się lekko na tyle ile mógł, a następnie pocałował mężczyznę w policzek.
- No właśnie, a ty nie możesz nigdy więcej robić takich rzeczy - wywrócił oczami i spojrzał w jego słabe oczy. - Martwiłem się o ciebie.
Harry wpatrywał się w mężczyznę z małym zaskoczeniem. Jeszcze jakiś dłuższy czas temu nie widział w tych jakże pięknych i błękitnych oczach nic oprócz pustki, ale teraz dostrzegł znacznie więcej. Widział zmartwienie, zmęczenie, ale również coś jeszcze, tylko nie umiał tego nazwać. Przytłaczało go to w dużym stopniu, ale był dumny, że Louis chciał się przed nim jakkolwiek otworzyć. Wiedział o nim dużo, a za razem tak mało.
- Jestem dumny z ciebie, Loueh - stwierdził po chwili i wziął pierwszy, pełniejszy oddech od kilku krótkich minut.- Po prostu. Tyle razem przeszliśmy, ale to nie jest wszystko i ja to widzę. Nabroiłem trochę i wiem, że jesteś najsilniejszym człowiekiem jakiego znam.
Starszy uśmiechnął się i musnął jego suche usta.
- A ty jesteś przepiękny. I naprawdę, naprawdę nie zasługujesz na żadne zło. Zasługujesz na wszystko co najlepsze i na całą miłość, na szczęście. Anne wychowała cię bardzo dobrze i jesteś najlepszym człowiekiem, jakiego poznałem w moim beznadziejnym życiu.- Dziękuje, że tak sądzisz - przytaknął cicho i zarumienił się, chociaż wcale tego nie chciał.
To, że żył tyle czasu w biedzie teoretycznie go wykształtowało, a w dodatku ludzie, którzy zawsze życzyli mu źle, nieświadomie dawali mu mocnego kopa, aby iść tylko na przód. Nie żałował żadnej chwili, którą spędzał z Louisem. Nawet tych złych. Przecież to on dawał mu siłę do wszystkiego wokół i zdawało mu się, że gdyby ciągle żył bez niego, a w dodatku ciągle miał okropne zdanie o ludziach w show biznesie, zwariowałby sam ze sobą. Harry przechylił głowę lekko i dotknął delikatnie szyi mężczyzny obok, szukając wisiorka. Gdy go znalazł, na jego ustach zawidniał szeroki uśmiech. On nie zdjął go nawet podczas ich ostrej wymiany zdań. Pamiętał o tej małej drobnostce jak o niczym innym i jeśli miał być szczery, kochał szatyna tylko mocniej.
- Nie zdejme go - powiedział jakby czytał w jego myślach. - Nic nie sprawi, że nie będzie go tutaj - uśmiechnął się i uniósł brew widząc jego mały uśmiech. - Jesteś słodki.
Chciał powiedzieć coś więcej, ale bał się, że Harry pomyśli, że to z litości, więc po prostu uniknął tego i stwierdził, że gdy wyzdrowieje to zaprosi go gdzieś, albo do siebie i wtedy zrobi to co powinien już dawno.
- Chodź do mnie - szepnął, przesuwając się tak, żeby zrobić dla niego miejsce obok siebie, a następnie podniósł kołdrę, aby Louis mógł się tu wcisnąć.
Szatyn niepewnie położył się obok i objął go lekko, starając się nie naruszyć niczego.
- Harreh - szepnął i odgarnął jego włosy. - Jeśli stąd wyjdziesz to będziemy mogli odebrać Toby'ego, ponieważ dowiedziałem się, że wyjdzie dopiero za jakieś dwa tygodnie do domu, jak nie więcej - uśmiechnął się dumnie. - I mi pomożesz z tym wszystkim, bo ja nie dam sobie rady.
- Pomogę - dodał i wtulił się w swojego chłopaka, czując się bezpiecznie.- Ale wiem, że dałbyś radę beze mnie, tylko za bardzo w to wątpisz - dodał pewnie i schował twarz w jego szyi.
- Nie, nie dałbym. Potrzebuję cię obok mnie, do zwykłych czynności - wytłumaczył cicho i musnął jego czoło. - Zostań tutaj ze mną.
- J-Ja będę z tobą zawsze - obiecał i odsunął się na moment, aby spojrzeć w jego błękitne oczy. Tak bardzo chciał mu okazywać swoją miłość, ale bał się również i tego.- Lekarz powiedział, że moje wyniki są lepsze. Potrzebuje jeszcze tylko dwie kroplówki i mnie wypuszczą.
- Powinieneś zostać tutaj dłużej pod okiem lekarzy - jego mina zmieniła się na poważną. - Naprawdę nie chce oglądać cię znowu tutaj czującego się okropnie.
- Kiedy będę brał poprawnie leki, zabiorą mnie jedynie na badania raz na miesiąc. A one trwają może z godzinę - odetchnął i znów schował się w ciele mężczyzny obok. Potrzebował jego bliskości tak, jak jeszcze nigdy dotąd.
CZYTASZ
We were too young | Larry Stylinson
FanfictionLouis jest modelem, który mieszka wraz ze swoim ojcem w dużym domu na obrzeżach Londynu. Oboje nie umieją wyrażać uczuć, są zimni i dość oschli, chcąc tylko wspinać się po szczeblach kariery. Harry, nieśmiały pracownik księgarni zostaje zatrudniony...