Rozdział 11

413 46 3
                                    

Obudziłam się. Leżałam pod kołdrą, lecz było zbyt ciemno, aby określić, czyj to pokój. Podniosłam się do pozycji siedzącej.

- Obudziłaś się - usłyszałam głos po lewej stronie.

- Co się stało? - zapytałam, nie do końca pamiętając wydarzenia z... No właśnie, ile czasu minęło?

- Zaczęłaś się topić, bo w środku nocy po jakąś cholerę poszłaś pływać - zapaliła lampkę. Miała mokre włosy i była okryta kocem. Czy ty wiesz, co mogło ci się stać?

- Eeee...

- Mogli cię porwać, zabić, zgwałcić, dzikie wilki cię zjeść mogły...

- Okej, już rozumiem - przerwałam czarnowłosej. - Przepraszam.

- Nie przepraszaj mnie, po prostu nabierz do siebie szacunku. Kolejnego życia niestety nie będę w stanie ci dać.

- ...o-okej - zajaknęłam się. Mimo wszystko, Marionetka dalej mnie przerażała.

- Nie bój się mnie - czytała mi w myślach. - Nic ci nie zrobię.

Z niewiadomego powodu uśmiechnęłam się.

- Dziękuję, że mnie uratowałaś.

- Po raz drugi - zaśmiała się. - Zaczęłaś się topić z bardzo głupiego powodu. Ja wiem, że to mogła być szokująca wiadomość dla ciebie, ale bez przesady.

- Naprawdę się tego nie spodziewałam, okej.

- Kłamiesz, całkowicie się tego spodziewałaś - spojrzała mi w oczy. - A raczej twoja podświadomość się spodziewała.

Nastała cisza, jednak czarnowłosa szybko ją przerwała.

- Zorganizuję wam randkę.

- Co? - odskoczyłam jak oparzona. - Nie! Przecież...

- Opór jest daremny - uśmiechnęła się złośliwie. - Jak ja coś postanowię, to nic tego nie zmieni.

Jeknęłam, a Marionetka tylko się zaśmiała.

- Za jakieś pół godziny Mangle zwoła nas na śniadanie. Polecam się ubrać i umyć.

- D-dobrze, dzięki - wyszłam z pomieszczenia i jak najszybciej przemknęłam do swojego pokoju.

Szybko wykonałam poranną toaletę i ubrałam się tak, jak zawsze - bluza, jeansy i jakieś cienkie skarpetki. Kiedy się ubrałam, do pokoju weszła Marionetka.

- Na boso nie pójdziesz - powiedziała.

- Bo? - zapytałam unosząc jedną brew do góry.

- Wiesz, zdziwię się, jeśli nie będziesz chora po tym.

Westchnęłam i założyłam grubsze skarpetki.

- Chociaż tyle - mruknęła.

- Śniadanie! - usłyszałyśmy głos Mangle.

Obie wyszłyśmy z pokoju i skierowałyśmy swe kroki w stronę jadalni. Marionetka spojrzała na mnie z wrednym uśmieszkem.

- Za chwilę ujrzysz-

- Nie, przestań! - przerwałam jej krzykiem, a ta się zaśmiała. Cała czerwona zakryłam twarz dłońmi.

W takim właśnie stanie ujrzeli nas wszyscy obecni.

- Wtf. - powiedział Freddy wyraźnie zdziwiony. - To ty umiesz się śmiać?

- Powiedziała wróżbitka - odgryzła się.

- O cholera - powiedział Goldie. - Mar zaczyna rzucać pociskami, kryjmy się!

- Odczep się - dalej była rozbawiona, a ja, odsuwając ręce od twarzy, dalej z burakiem na twarzy usiadłam na swoim miejscu.

- A tej co? - zapytał Freddy. Jak widać, miał niezły ubaw.

- Mnie tu nie ma, zostaw mnie - powiedziałam cicho patrząc na swoje ręce, na co kilka osób odpowiedziało śmiechem.

- Ale wy ubaw macie - westchnęła Mangle. Jako jedyna nawet się nie uśmiechała.

- Nie bądź taka poważna - szturchnął ją Foxy, na co ona tylko prychnęła.

To był pierwszy posiłek, przy którym panowała wesoła atmosfera.

Nie Zrozumiesz [FNaF]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz