Rozdział 1

760 63 1
                                    

'Staliśmy na  na brzegu morza, słońce właśnie zachodziło. Zatopił rękę w moich włosach i wdychał zapach cytrynowego szamponu. Uśmiechnął się i musnął moją skórę policzkiem szepcząc trzy najpiękniejsze słowa, jakie mogłam usłyszeć.

- Kocham Cię, Chica...'

- Co tam piszesz? - usłyszałam głos należący do opisywanej w notatniku osoby, która w tym momencie stanęła za moimi plecami.

Podskoczyłam i z trzaskiem zamknęłam zeszyt. Nie może tego zobaczyć.

- F-Foxy... Prze-Przestraszyłeś mnie...

Zaśmiał się krótko i usiadł na krześle obok mnie.

- Pokażesz?

- A-Ale co? - wiedziałam, że chodzi o moje wypociny, ale wolałam udawać głupią.

- No... to, co pisałaś - powiedział czerwonowłosy i uśmiechnął się w moją stronę.

Drogie dzieci, morał z tej bajki jest taki: nie piszcie w jadalni scen miłosnych z sobą i swoim zajętym współlokatorem, bo możesz się nieźle wkopać. Na szczęście (lub niestety) w tym momencie weszła Mangle.

- Hej wam - usiadła koło Lisiastego i krótko go pocałowała. - Co tam?

Uciekłam zanim ktokolwiek zauważył łzy w moich oczach. Zamknęłam się w moim pokoju i z frustracji podarłam zeszyt z moimi wypocinami. Usiadłam na łóżku i zaczęłam płakać, kiedy rozległo się pukanie do drzwi.

- Chica? - usłyszałam głos Bonnie'go. - Coś się stało?

Szybko wytarłam oczy, ale pogorszyłam sprawę, bo rozmazałam sobie tusz do rzęs.

- Nie, wszystko w porządku - pociągnęłam nosem i udałam uśmiech, którego mój rozmówca i tak nie mógł zobaczyć.

- Chica, płakałaś. Nie może być w porządku.

- Walnęłam się w kostkę - zmyśliłam na poczekaniu.

- Oh. Poczekaj, zaraz przyniosę opatrunek, jakiś...

- Nie musisz! - powiedziałam trochę zbyt gwałtownie, ale miałam nadzieję, że nie zauważy.

- Na... Na pewno wszystko w porządku?

- Idź już.

Nie przejmowałam się tym, jak to zabrzmi. Chciałam, by już sobie poszedł i zostawił mnie samą. Po chwili usłyszałam próbę otworzenia drzwi, jednak zamknięte były na klucz. Bonnie zrezygnował i odszedł, a ja odetchnęłam z ulgą. Wstałam z łóżka i usiadłam na parapecie, wpatrywałam się szarość wieczornego nieba. Po moich oczach ponownie spływały łzy, jednak już bezdźwięcznie.

Uświadomiłam sobie, jaką jestem egoistką. Użalam się nad swoimi problemami, chociaż dokładnie takie same miałaby Mangle, gdyby Foxy wybrał mnie. Pewnie ranię Mangle tym, że nie chcę z nią rozmawiać. Nie odzywam się do niej. Dlaczego? Rani mnie sam jej widok. A przecież to taka wspaniała osoba.

Z rozmyśleń wyrwał mnie stukot do drzwi.

- Chica? - usłyszałam załamujący się głos Mangle. - Nie wiem, czym cię zraniłam, ale to zrobiłam. Przepraszam.

Nie byłam w stanie odpowiedzieć wpatrywałam się dalej za okno i czekałam, aż sobie pójdzie. Po chwili głośno wypuściła powietrze i odeszła od drzwi. Byłam zmęczona całą sytuacją, chociaż ona tylko weszła do pomieszczenia. Nie rozumiem siebie.

I prawdopodobnie nie zrozumiem.

Nie Zrozumiesz [FNaF]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz