Rozdział 8

468 47 42
                                    

Kiedy poczułam się spragniona, a woda z kranu nie była zbytnio kuszącą opcją, postanowiłam wyjść z mojej jaskini i przejść się do kuchni. Kiedy tylko otworzyłam drzwi do moich nozdrzy uderzył zapach gorącej czekolady. Dochodził z kuchni, która była moim celem. W drzwiach minęłam się z Freddy'm, który obrzucił mnie dziwnym spojrzeniem. Coś typu połączenie tego:

 Coś typu połączenie tego:

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

I tego:

Przerażający typ

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Przerażający typ.

Kiedy weszłam do kuchni ujrzałam Bonnie'go w uroczym fartuszku, pochylającego się nad blachą wypieczonych babeczek. Słysząc moje kroki odwrócił się.

- O, hej, Chica - powiedział niepewnie.

No, też bym się bała.

- Hej - odpowiedziałam twardo, choć przychodziło mi to z trudem.

- U-upiekłem babeczki - zająknął się. - D-dla ciebie...

Momentalnie cały mój gniew na niego został zastąpiony poczuciem winy. Dlaczego byłam chamska? Mrugnęłam kilka razy oczami, żeby powstrzymać łzy i, nie mogąc wymówić ani słowa, przytuliłam go. Momentalnie odwzajemnił uśmiech.

- Przepraszam za bycie nachalnym... - powiedział.

Westchnęłam.

- Mogłeś sobie odpuścić przeszukiwanie mojego pokoju - powiedziałam trochę już milszym tonem.

- W-wiem... J-ja... Po prostu się o ciebie martwię - w jego głosie wyraźnie było słychać nadchodzące łzy.

- Proszę, nie mieszaj się w moje sprawy - odkleiłam się od niego i spojrzałam na jego twarz.

Wyglądał, jakby dostał młotkiem w ryj.

- C-co? - jego mózg zdecydowanie za wolno trawi informację. - A-ale... Chica!

- Co. - odpowiedziałam niezbyt grzecznie.

- Ty... Ja... Ale ja nie mogę tego zignorować! - wyraźnie był zrozpaczony.

Już nie wiem, co ja mam o tym myśleć.

- A to niby dlaczego? - uniosłam jedną brew do góry.

- Bo jesteśmy... P... Przyjaciółmy - wyjąkał.

- To nie jest rzecz, jaką muszą wiedzieć przyjaciele - skrzyżowała ręcę na piersi.

- Chica, kocham cię! - krzyknął. - Nie pozwolę... Ci... - powoli dotarło do niego to, co właśnie powiedział i bardzo mocno się zarumienił.

Niezdolna do wypowiedzenia jakiegokolwiek słowa po chwili uciekłam. Stwierdziłam, że chyba jednak zadowolę się kranówką. Jednak zanim to zrobiłam o mało się nie zabiłam o drzwi przez rozmazany obraz. Łzy i te sprawy. Wzięłam żyletkę, odwinęłam rękaw i wbiłam ją sobie w rękę. Delikatnie przejechałam nią po skórze i widząc spływającą krew się uspokoiłam. Zrobiłam jeszcze jedną ranę i odłożyłam żyletkę. Owinęłam rękę bandażem i weszłam do łazienki.

Pochyliłam się nad kranem i wzięłam kilka łyków wody. Przemyłam twarz mokrą od łez i spojrzałam w lustro. Moje długie, rozczochrane blond włosy spływające po ramionach niczym wodospad oraz... Te obrzydliwe, fioletowe oczy. Nienawidzę ich. Nienawidzę tego koloru, nienawidzę swoich włosów, nienawidzę swojego ciała. Nienawidzę niczego, co przypomina tą kreaturę, która była moim więzieniem. To przez nią tu jestem. To przez nią tak cierpię. Przez tego idiotę w fioletowym mundurze. Tęsknię za spoglądającymi na mnie z lustra oliwkowymi oczami. Za tymi ciemnobrązowymi włosami. Za moim wspaniałym, zdrowym kolorze skóry. Teraz jestem, do cholery, lekko żółta. Niektórzy uważają, że to piękne, ale... Wyglądam jak chińczyk. Pozbawiona moich wspaniałych, długich rzęs, mojej wąskiej, kobiecej talii, moich dużych, krągłych piersii... To wszystko zostało zastąpione tym... czymś. Zero bioder, zero piersi, zero rzęs, zero kobiecości.

Nienawidzę tego. Nienawidzę tego wszystkiego. Nienawidzę tego miejsca.

Nienawidzę mojego pieprzonego życia.

Nie Zrozumiesz [FNaF]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz