Rozdział 13

400 37 5
                                    

Wszyscy wiedzieli, że jesteśmy parą. W sumie podsłuchiwali, trudno im się dziwić. I co prawda, byliśmy wkurzeni, że nie dali nam prywatności, ale w końcu się uspokoiliśmy. Wszystko było cudownie.

Więc dlaczego wciąż się cięłam?

Od momentu, w którym zaczęłam chodzić z Bonnie'm, zauważyłam, że Mangle mnie unika. A jak nie unika, to patrzy na mnie, jakbym jej całą rodzinę wymordowała. Nie rozumiem tego. Boję się jej. A za każdym razem, kiedy chciałam z nią to wyjaśnić, mówiła, że się spieszy.

Najwyraźniej nie chciała ze mną rozmawiać.

Poza zachowaniem Mangle wszystko było wspaniałe. W końcu potrafiłam normalnie spojrzeć w twarz moim współlokatotom, śmiałam się z nimi, w końcu poczułam, że mam przyjaciół. Wciągnęłam w to nawet wiecznie ignorującą wszystko Marionetkę, a co za tym idzie, również i Goldiego. Byliśmy jak rodzina, jeśli nie liczyć Lisiczki.

Pewnego dnia, wszystko się zjebało. I nie zgadniecie, czyja to wina.

Moja.

***

Wspominałam już, że nie wyrzuciłam żyletki. Po kolejnej bezsensownej i nieudanej próbie porozmawiania z Mangle, wróciłam do mojego pokoju. Po chwili bezcelowego siedzenia i patrzenia się w przestrzeń, stwierdziłam, że jednak inaczej nie dam rady się ogarnąć.

Podeszłam do komody i wyjęłam z niej ostry przedmiot. Delikatnie wbiłam go sobie w skórę i przejechałam. Po kolejnych kilku nacięciach, w końcu się uspokoiłam. Oparłam się tyłem o komodę i patrzyłam na powoli spływającą krew. Uśmiechnęłam się.

- Chica, masz może... - w drzwiach stanął rudowłosy, który urwał widząc mój stan. - O ja pierdolę.

Widziałam czyste przerażenie. Widziałam czyste przerażenie w jego oczach. Słyszałam oddech. Słyszałam jego szybki oddech, jakby zmęczył się po długim biegu. Nie miałam zielonego pojęcia, co zrobić w tej sytuacji.

Czemu zapomniałam zakluczyć tych głupich drzwi?

- Chi... - nie mógł wypowiedzieć słowa. Po chwili podszedł do mnie i mnie przytulił. Kiedy się odsuwał, dostrzegłam łzy w jego oczach. - Dlaczego?

Nie odpowiedziałam. Nie miałam zamiaru rozmawiać. Po chwili chłopak wyszedł z pokoju, a ja zakluczyłam drzwi, tym razem napewno. Rozpowiedział wszystkim. Przez cały dzień co jakiś czas ktoś przychodził do drzwi i się pytał, czy wszystko w porządku. Martwili się. Martwili się o mnie.

Jednak nie wytrzymałam zamknięta w czterech ścianach. Otworzyłam okno i uciekłam z domu. Było ciemno. Było cholernie ciemno, bo był środek nocy. Przypomniały mi się słowa Marionetki i to, co może mi się stać. Ale jednak to olałam. I dalej szłam w głąb lasu, przed siebie.

- Chica - usłyszałam głos za sobą.

- Mangle? - odwróciłam się w jej stronę. Nie spodziewałam się, że ktokolwiek tu przyjdzie, zwłaszcza ona.

- Przepraszam, że się do ciebie nie odzywałam - spuściła głowę.

- Jest okej - uśmiechnęłam się w jej stronę i przytuliłam ją.

- Wybacz, że nie cieszę się z twojego szczęścia - powiedziała, a ja poczułam, że sięga do kieszeni. - Ale chciałam ci je rozwalić.

- Co? - chciałam się odsunąć, ale ściskała mnie za mocno.

- Moim celem była twoja śmierć - ciągnęła dalej, a z kieszeni zaczęła wyciągać nóż. - A skoro sama się nie zabijesz, to ci pomogę!

A wtedy poczułam w plecach nóż.

Nie Zrozumiesz [FNaF]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz