3.Przesyłka

64.8K 2.5K 253
                                    

 Zbudziłam się w środku nocy z płaczem. Śnił mi się koszmar, a dokładniej, że ktoś mnie dusi. Wstałam z łóżka i powędrowałam do kuchni, po szklankę wody. Po kilku łykach uspokoiłam się. Była godzina 4:25, a za oknem widniało oświetlone Seattle. Mimo że mieszkam tu już od rozpoczęcia studiów, trudno mi się przyzwyczaić do tętniącego życiem miasta, ale pamiętam, że zawsze chciałam tu mieszkać. Dzisiaj o 9:30 miałam spotkanie w sprawie stażu w jednej z kancelarii prawniczych, potem zamierzałam wyjechać na kilka dni do rodziców, do Port Angeles. Chociaż to pomoże mi w pewnym stopniu zapomnieć o Nathanie. Wypiłam wodę do końca i poszłam się położyć, chociaż wiedziałam, że sen przyjdzie z trudem. Leżąc, myślałam o Nathanie i o jego rudej dziewczynie. Czułam żal do niego, że tak ze mną postąpił. Byłam zła również na siebie, że straciłam trzy miesiące dla takiego dupka. Moje myśli męczyły mnie powoli i znów zaczęłam szlochać, a potem zapadłam w sen.

 ***

 Obudził mnie dzwoniący o 7:00 budzik. Wstałam zmęczona i poszłam do łazienki. Moje odbicie w lustrze przeraziło mnie. Po krótkim prysznicu wyglądałam i czułam się lepiej, ale moje oczy i tak były czerwone i lekko spuchnięte. Nałożyłam lekki makijaż i wyglądałam w miarę dobrze. Do spotkania zostało mi dużo czasu. Poszłam do kuchni zrobić sobie kawę i kanapkę. Po śniadaniu postanowiłam spakować się na wyjazd do rodziców. Wybiła godzina 8:30. Szybko zabrałam się za szukanie odpowiedniego stroju na spotkanie. Dzisiaj była ładna pogoda, więc postawiłam na białą, luźną koszulę bez rękawów, obcisłą, czarną spódnicę lekko przed kolano i czarne szpilki. Kiedy wychodziłam z domu było jeszcze wcześnie. Postanowiłam, że na spotkanie pójdę pieszo, ze względu na piękną, czerwcową pogodę, a firma, do której zmierzałam, znajdowała się względnie blisko. Idąc ulicą zauważyłam, że przez dłuższy czas jechał za mną czarny samochód. Gdy się obróciłam, auto przyspieszyło i zniknęło z mojego pola widzenia. A może ktoś cię śledzi - szeptała mi podświadomość. Zganiłam się w duchu za swoją lekkomyślność, ale to pewnie przez ten koszmar jestem dzisiaj nadwrażliwa. Po dwudziestu minutach dotarłam do kancelarii. Już na zewnątrz wywarła na mnie ogromne wrażenie. Był to wysoki, nowoczesny budynek. Kiedy weszłam, wnętrze budynku okazało się być równie współczesne, co na zewnątrz, a zarazem zadziwiająco przytulne. Od razu ruszyłam w kierunku recepcji, po czym zostałam skierowana na czwarte piętro. Wyszłam z windy i odszukałam pokój numer 36. Zapukałam niepewnie i weszłam, gdy donośny głos odpowiedział „proszę”. Za biurkiem siedział przystojny, umięśniony blondyn około trzydziestu lat, w garniturze.

 - Dzień dobry. Przyszłam na rozmowę kwalifikacyjną w sprawie stażu - powiedziałam pewnym głosem, gdy mężczyzna lustrował mnie wzrokiem od góry do dołu.

 - Dzień dobry. Jestem Mark Smith.

 - Anastazja Green.

 - Proszę usiąść. - Gestem dłoni pokazał krzesło, a ja zajęłam wskazane miejsce.

 - Panno Anastazjo, przeczytałem pani kwalifikacje. Wyniki na studiach miała pani bardzo dobre, a my właśnie szukamy osób ambitnych, którym chcemy dać szansę. Niech pani mi powie, dlaczego pani chciałaby u nas pracować?

 - Zawsze chciałam zostać prawnikiem, aby osiągnąć cel musiałam przejść przez wiele przeszkód, ale mimo wszystko obiecałam, że dam sobie radę i dałam. Właśnie skończyłam studia i chciałabym się realizować w takiej firmie, jak ta - odpowiedziałam dość pewnie.

 - Sprawia pani wrażenie elokwentnej osoby i jestem pod wrażeniem, że tak młoda osoba jest zdecydowana... - Chciał powiedzieć coś jeszcze, ale przerwało nam pukanie do drzwi i po chwil do środka wszedł jego asystent.

 - Panie dyrektorze, za pięć minut odbędzie się spotkanie z prezesem firmy.

 - Niestety muszę już iść. Sama pani rozumie, obowiązki wzywają. Mój asystent odezwie się do pani w ciągu trzech dni, z informacją w sprawie pracy.

 - Rozumiem. Do widzenia.

 - Do widzenia. - Pożegnał się ze mną, a ja wyszłam. Nareszcie mogłam spokojnie zaczerpnąć powietrza, wcześniej okropnie się denerwowałam, ale myślę, że nie było tak źle. Facet okazał się w miarę dostępny. Wracając do domu znów zadzwonił mój telefon, nie zdziwiłam się gdy ujrzałam na wyświetlaczu numer Nathana. Dzwonił już osiemnaście razy, ale żadne tłumaczenia go nie usprawiedliwiają. Po dłuższym zastanowieniu zdałam sobie sprawę, że bycie z nim nie miało sensu i w ogóle nie wiem, czemu z nim byłam. W sumie nie czułam do niego nic specjalnego, tylko przyjaźń. Kiedy dotarłam do mieszkania od razu skierowałam się do sypialni, aby się przebrać w luźniejsze ciuchy, nadające się na podróż. Gdy pakowałam jeszcze swojego laptopa, zadzwonił dzwonek do drzwi. Poszłam otworzyć, mimo że nie spodziewałam się nikogo. Za drzwiami ukazał się kurier z pięknym, dużym bukietem róż.

 - Panna Anastazja Green?

 - Tak.

 - Przesyłka dla pani. Proszę pokwitować. - Podpisałam bilecik i zanim się obejrzałam, kuriera już nie było. Nawet nie zdążyłam zapytać od kogo ten bukiet, ale miałam nadzieję, że jakaś informacja będzie w środku. Intuicja mnie nie zawiodła, do kwiatów była dołączona wiadomość napisana męskim charakterem pisma:

 „Nie mogę przestać myśleć o Tobie.

 Twój wielbiciel”

 ----------------------------------------------------------------------------------------------------------------

 Jest już trzeci rozdział :) Akcja zacznie się pomału rozwijać. Liczę na wasze komentarze i opinie, na których mi bardzo zależy! Czy ktoś czyta? Sorry za błędy.

 Pozdrawiam Anastazjaa :-*

Jedno słowo / Dwa słowaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz