23."Przezwyczajaj się..."

42.3K 1.7K 16
                                    

Obudziłam się w objęciach ukochanego mężczyzny, po wspólnie spędzonej nocy. W uszach wciąż brzmią mi jego słowa: "Ana, kocham cię". Przyglądałam się śpiącemu Oliverowi. Wyraz jego twarzy był spokojny, lekko uchylone usta i jednodniowy zarost. Znów miałam ochotę go pocałować. Niebieskie oczy spoglądały się na mnie z zadowoleniem.

- Hej. -Mimowolnie na moje policzki wypłynęły rumieńce, które starałam się nieudolnie zakryć włosami.

- Nie chowaj się, ślicznie ci z rumieńcami. - Musnął mój kącik ust. - Wszystko w porządku? - Jego dłoń gładziła mój lewy policzek. Uśmiechnęłam się lekko na ten gest.

- Tak, jest okey. - Mówiłam szczerze. - Chyba powinniśmy wstawać. Nie mogę się spóźnić, bo Smith mnie chyba udusi.

- Wtedy będzie miał ze mną doczynienia. - Zarzekł się łobuzersko. Chciałam wstać, ale silne, ciepłe ręce pociągnęły mnie z powrotem na materac, przytulając. - Daj mi się jeszcze nacieszyć sobą, nie będę cię widział do wieczora.

- Do wieczora? - Uniosłam brew. - Co planujesz na później?

- Pójdziesz ze mną na urodziny mojej matki? - spytał z nadzieją. Nie wiedziałam, co mam mu odpowiedzieć.

- Ale to nie za wcześnie? Zresztą, nie należę do rodziny i wydaje mi się, że to raczej zły pomysł.

- Nie ma żadnego ''ale". Nie jest za wcześnie. Spotykamy się. - Starał się mnie przekonać. Zresztą, przezwyczajaj się. - Dokończył z błyskiem w oku. "Przezwyczajaj się", o co mu chodziło z tym? Później się nad tym zastanowię.

- No dobrze. Pójdę, ale nadal nie jestem przekonana, czy to dobry pomysł.

- Zaufaj mi. - Dał mi buziaka w usta po czym wstaliśmy.

Do pracy się na szczęście nie spóźniłam. Dzień minął mi zadziwiająco szybko. Smith się nie czepiał za bardzo. O godzinie 16:00 wyszłam z pracy. Rano umówiliśmy się z Oliverem na godzinę 18:00. Upierałam się, że kupię jakiś prezent, ale nie pozwolił mi na to. Stwierdził, że już wybrał coś dla matki i jest to od naszej dwójki. Otworzyłam mieszkanie i poszłam pod prysznic. Umyłam włosy i ciało, które wytarłam ręcznikiem. Założyłam szlafrok, a włosy zawinęłam w ręcznik. Skierowałam się do kuchni i przygotowałam sobie obiad. Po skończonym posiłku wybrałam odpowiednie ciuchy. Czarna sukienka do kolana, na szerszych ramiączkach, ze średnim dekoldem, który odsłaniał tyle ile trzeba. Do tego dopasowałam czarne szpilki i czarną torebkę na łańcuszku. Wysuszyłam włosy i zrobiłam makijaż. Skórę spryskałam perfumami i założyłam wcześniej przygotowane ubrania. Dobrałam jeszcze złotą biżuterię i byłam gotowa. Oliver przyjechał punktualnie.

****

Wjechaliśmy przez dużą bramę na posiadłość Johnsonów. Zaparkowaliśmy na podjeździe przed ogromnym, żółtym domem.

- Nie denerwuj się. - Uspokajał mnie Oliver i otworzył moje drzwi.

- Łatwo ci mówić - wymamrotałam pod nosem. Skierowaliśmy się do drzwi wejściowych i nacisnęliśmy dzwonek. Po chwili się one otworzyły i ujrzeliśmy w nich ciemnowłosą piękność.

- Oliver i Ana, jak miło was widzieć. - Powitała nas Evelin. Moje imię w jej ustach ociekało pogardą.

- Witaj - odpowiedział zmieszany Oliver. Świetnie, a więc rodzinne spotkanie czas zacząć. Gorzej być nie może.

-------------------------

Niestety nadal przebywam w szpitalu, więc rozdział trochę krótki :(

Ahhh znów ta Evelin :D

Pozdrawiam, Anastazjaa ;)

Jedno słowo / Dwa słowaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz