Rozdział 7

38 10 0
                                    

– Ona przyniesie nam nieszczęście! – Ktoś na środku sali krzyczał. – Mogliśmy jej nie pomagać! Tu są nasze dzieci, nasze rodziny! Nie wiem jak wy, ale ja uważam, że to zły pomysł.

– Przestań! Nawet jej nie znasz! Zresztą... Ja też! I co? Mieliśmy ją tam zostawić na pastwę losu, żeby tamci ją zgarnęli i nastawili przeciwko nam?! Co to, to nie. Wtedy dopiero byłaby dla nas zagrożeniem!

– Tak?! To powiedz mi chociaż kim ona jest? Nie, nie kim, powiedz mi czym ona jest? – Mówiąc to dokładnie zaakcentowała słowo "czym". – Dlaczego niby jest ona taka ważna, co?!

– Nikt tego nie wie... Nawet ona sama. – Z każdym słowem kobieta mówiła coraz ciszej.

– No właśnie. Nikt nie wie czym ona jest, dlatego też nie powinniśmy jej tu sprowadzać. – Stałam w drzwiach z otwartymi ustami. Nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić, a szczególnie wtedy, kiedy kobiety na mnie spojrzały. Ich oczy się rozszerzyły, ale nie minęła chwila, a kobieta, która mnie tu nie chciała, niemalże od razu wyszła drzwiami po przeciwnej stronie stołówki. Druga popatrzyła na mnie przepraszającym wzrokiem, po czym usiadła i spokojnie dokończyła swój posiłek. Spojrzałam na Ksenię. Była zła, a nawet bardzo, ale gdy zorientowała się, że na nią patrzę, od razu się rozchmurzyła.

– Przepraszam za nie... Naprawdę większość z nas tak nie uważa...

– Większość to jednak nie wszyscy, prawda? – Popatrzyła na mnie smutno i skinęła głową na znak, że mam rację.

– Naprawdę mi przykro, że musiałaś tego słuchać. Uwierz mi około dziewięćdziesiąt siedem procent wszystkich, którzy są w siedzibie myśli tak jak ja, nie tak jak ona, dlatego z radością ci pomogą i przyjmą cię do naszego grona.

– Czy to prawda? – zapytałam po chwili krępującej ciszy, która zapadła między nami.

– Ale co? – Chyba zbiłam ją z tropu.

– To, że nikt nie wie, kim jestem? Przecież to oczywiste. Jestem człowiekiem, najzwyklejszym w świecie człowiekiem.

– No właśnie nie, dlatego to prawda. Nikt nie wie kim jesteś, ale może to dobrze, że tak jest. Pewnie w swoim czasie dowiesz się prawdy o sobie. – Popatrzyłam na nią z niedowierzaniem. – Chodź, musisz coś zjeść po tych wszystkich ćwiczeniach. Aegon wycisnął chyba z ciebie wszystkie soki. – Zaśmiała się i podeszła do okienka. Zabrała dość sporą porcję dla siebie, a ja poprosiłam tylko o butelkę wody niegazowanej i jabłko. Jeszcze nigdy nie widziałam go w takim wydaniu. Było one w kolorze soczystej czerwieni, a rozmiarem dorównywało średniej wielkości pomelo. Gdy spytałam, czy mogę dostać mniejsze, usłyszałam tylko, że to i tak za mało na taki wysiłek fizyczny, więc jedyne co mi pozostało, to je zjeść.

– Dlaczego wzięłaś tylko tyle? Przecież byłaś taka głodna...

– Straciłam apetyt. Idę po nóż. – Wstałam i podeszłam do okienka, prosząc o nóż i talerzyk. Gdy wróciłam, Ksenia zdążyła już zjeść połowę tego co dostała, a nie było tego wcale mało. Jestem ciekawa gdzie jej się to wszystko mieści. Usiadłam na swoje miejsce, po czym zaczęłam szybko i sprawnie obierać jabłko. Gdy skończyłam, pokroiłam je na małe kawałki i zjadłam. Wychodząc ze stołówki, w butelce zostało mi już tylko mniej niż połowa butelki, czyli około dwieście mililitrów wody.

– To co teraz? – zapytałam będąc już na korytarzu.

– Masz dwie godziny wolnego. Możesz w tym czasie pójść spać albo poczytać coś w twoim tymczasowym pokoju. Po dwóch godzinach wrócę po ciebie. – Odprowadziła mnie do zielonego pomieszczenia, zamknęła mnie i poszła zająć się swoimi obowiązkami. Na biurku leżała piżama, w którą mogłam się przebrać, jeśli zdecydowałabym się pójść spać. Usiadłam na łóżku i zaczęłam myśleć o tym, co się dzisiaj działo oraz co mnie jeszcze czeka tego dnia. Ostatecznie zmęczenie wzięło górę, więc postanowiłam pójść spać. Położyłam się w łóżku, które było takie miękkie i cieplutkie, że minęła tylko chwila nim ogarnął mnie sen.

Boskie Pokolenie: Zaginiona ZawieszoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz