Rozdział 3

944 59 28
                                    

A więc, dzisiaj wyruszamy na podbój szkoły. Rano, jak zwykle, Ballora nas obudziła. Po niecałej pół godzinie wszyscy siedzieli przy stole, na śniadaniu. Była cisza, większość, w tym ja, była poddenerwowana. Ale cóż, co się dziwić. Po raz pierwszy od dawna wychodzimy integrować się z ludźmi.

Wyszliśmy z domu i naszczęście nerwowa atmosfera opadła. Wyluzowaliśmy i zaczęliśmy powoli kroczyć w stronę szkoły. Po chwili zaczęliśmy się wydurniać, zapominając o torturze, jaka nas czeka.

Jednak doszliśmy i widok budynku sprowadził nas na ziemię. Drzwi już prawie zostały zabite przez wlewający się tłum. Jakimś cudem się przedarliśmy i dotarliśmy do szatni, chociaż nie mieliśmy czego tam zostawiać, było lato i nie potrzebowaliśmy bluz ani kurtek. Płaszczy też nie, jakby ktoś nie ogarnął.

Odnaleźliśmy klasę, w której mieliśmy zacząć nasze tortury. Usiadliśmy przy drzwiach i czekaliśmy na godzinę ósmą. Była siódma trzydzieści, więc mieliśmy sporo czasu do rozpoczęcia zajęć. Z tego co wiem, pierwsza była matematyka. Naszczęście był piątek, bo pierwszy września wypadał w czwartek, więc czekają nas jeszcze dwa dni weekendu. Przeżyjemy... chyba.

- Um, h-hej... - usłyszałam dziewczęcy głos, skierowany w moją stronę. Była to blondwłosa dziewczyna o zielonych oczach. - T-ty jesteś B-baby, t-tak?

- Tak, to ja - uśmiechnęłam się do niej. Wow, ktoś do mnie zagadał. - A ty?

- Ch-charlie, miło p-poznać - również się uśmiechnęła. - Z-zainteresow-wała mnie t-twoja wczorajsza k-konwersacja z n-nauczycielką... T-to na prawdę s-skóra?

- Tsa... - powiedziałam patrząc w ziemię. - To wszystko to moja naturalna skóra.

- Wow... T-to jest n-niezwykłe...

Spojrzałam na nią. W jej oczach widać było oczarowanie i podziw.

- Nie ma czym się zachwycać - mruknęłam. - Sposób, w jaki je zdobyłam, nie był ciekawy - dodałam szeptem.

- Oh... - najwyraźniej usłyszała. - Cz-czy ludzie cię nie w-wyśmiewają, k-kiedy idziesz u-ulicą?

- Wyśmiewają. Ignoruję to - powiedziałam z determinacją w głosie. - Co mi po opinii jakiegoś randoma z ulicy, skoro mam przyjaciół, którzy doceniają mnie pod każdym względem?

- oMg, BeBe, PrZyZnAjEsZ sIę Do NaS!

- Ennard, zamknij się - fuknęłam i walnęłam kuzyna w ramię.

- nO aLe To PrAwDa!

- Yenndo, ty też - zirytowana i trochę czerwona zepchnęłam ich z ławki. Blondynka się zaśmiała.

- U-urocze - powiedziała z uśmiechem.

- nO wIeM!

- Pieprzcie się! - wykrzyknęłam. - Ze sobą najlepiej!

- O ty kurwo - Ennard rzucił się na mnie i zaatakował mnie łaskotkami.

- Nie! - wykrzyknęłam, po czym bezwiednie zaczęłam się śmiać. - P-przestań! - wykrztusiłam.

- Z-zostaw ją - powiedziała Charlie przez śmiech.

- Oj no dobra - puścił mnie, a ja momentalnie się odsunęłam. - Tym razem ci się upiekło, młoda damo. Znaj moją dobroć.

- Niech ci bóg w dzieciach wynagrodzi tą twoją dobroć - mruknęłam zirytowana, na co zareagowano śmiechem.

- Boże, dzieci, ogarnijcie się - powiedziała Ballora, patrząc na nas z dezaprobatą.

- Dzieci? - zapytał Yenndo unosząc brew do góry.

- Bo zachowywujecie się jak dzieci - wzruszyła ramionami.

- Powiedziała ta dorosła - mruknął Ennard pod nosem.

- A żebyś wiedział - uśmiechnęła się, po czym zadzwonił dzwonek.

Chwila... Co?

Tajemnica || FNaF SL ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz