Rozdział 9

714 53 9
                                    

Chyba... chyba straciłam przytomność. Ale nie umarłam, za twardy ten metal. Chociaż bolało cholernie.

Obudziłam się w szpitalu. Biel dookoła mnie przytłaczała i bolała w oczy, masakra. Byłam podłączona do kroplówki. Spojrzałam na kalendarz - byłam nieprzytomna trzy dni, cholera. Próbowałam się podnieść, ale poczułam okropny ból i zobaczyłam, jak jakaś pielęgnierka do mnie podbiega.

- Leż! - wykrzyknęła i ułożyła mnie z powrotem na pościeli. - Panie Doktorze, obudziła się!

Nagle otoczył mnie sztab ludzi. Wszyscy gapili się na mnie, jak na jakieś paranormalne zjawisko.

- Rozejść się - usłyszałam głos jakiegoś typa i wszyscy, niechętnie, sobie poszli.

Oczywiście opisuję to, co przekazał mi lekarz, bo w tym momencie ogarniałam tyle, co jaszczurka czytając książkę.

...to nawet nie jest śmieszne, głąbie.

- Jak się czujesz? - zapytał troskliwie mężczyzna, stając obok mojego łóżka.

- Martwo - odpowiedziałam tępo, wciąż próbując przywrócić mój mózg przynajmniej do stanu, w którym wiem, ile to dwa plus dwa.

- ...okej - wyraźnie był zaskoczony moją odpowiedzią. Usiadł na skraju łóżka i westchnął. - Circus, Baby. Twoja skóra jest tylko iluzją, czyż nie? - spojrzał mi w oczy.

W tym momencie magicznie mój mózg doszedł do stanu ogarniania algorytmów. Ale dziwicie mu się? Po takim pytaniu każdy dostałby kopa w dupę.

- E, nie, jaką iluzją, lol, O CO PANU CHODZI - odpowiedziałam nerwowo.

- Czyli tak - spojrzał na papiery. - Interesujące.

- A-ale ja nie powiedziałam tak - zestresowałam się.

- Ale ja nie jestem głupcem, Baby - odpowiedział z uśmiechem. - Normalny człowiek już dawno by nie żył, podczas gdy ty masz wgniecenie w brzuchu.

- J-jestem androidem, okej? - próbowałam jakoś walczyć z powiedzeniem prawdy.

- Właśnie nie jesteś - uniósł jedną brew. - Tylko twoja skóra jest nienaturalna, poza nią jesteś całkowicie ludzka.

Westchnęłam.

- Ballora.

- Co? - zapytał głupio.

- Chcę widzieć się z Ballorą - zażądałam.

- Kim jest?

- To moja... współlokatorka - odpowiedziałam.

- Tylko rodzina może się z tobą widzieć - lekarz uśmiechnął się przepraszająco.

Uderzyłam ręką w stół, robiąc przy tym niemałe wgniecenie. No tak, a miałam udawać zwykłego człowieka. Ups.

- Chcę się z nią widzieć, TERAZ! - krzyknęłam, a mężczyzna w kitlu odskoczył.

- O-oczywiście - odpowiedział przestraszony, po czym wyszedł z pomieszczenia.

Spojrzałam w sufit. I przepraszam, ale muszę się pożalić, że był strasznie krzywy. Tu pęknięcie, tam kropelka ściekającej farby... Czy oni nie umieją malować sufitów?

Westchnęłam. Nie, nie z powodu sufitu. Zaczęłam się zastanawiać, co z Ericiem. W sensie, odepchnęłam go na bok, ale czy nic mu się nie stało? No wiecie, zawsze jest możliwość, że nie odepchnęłam go wystarczająco i rozjechałam mu nogi. To będzie kolejna rzecz, jaką muszę sprawdzić.

Chociaż gdyby coś mu się stało, to by mi powiedzieli, bo był tuż obok mnie.

Nagle usłyszałam kroki, które brzmiały, jakby ktoś biegł. Osoba ta przekroczyła próg moich drzwi, więc uniosłam się, spodziewając się widoku Ballory.

- Baby, nic ci nie jest! Całe szczęście! - wykrzyknęła osoba z ulgą.

Okej, nie spodziewałam się go tu.

Tajemnica || FNaF SL ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz