Rozdział 7

754 57 25
                                    

Nuudy. Straszne nuudy. Uczucie, kiedy nie wiesz, co ze sobą zrobić, jest najgorsze. No, gorsza jest jedynie utrata przyjaciela, która swoją drogą również zżerała mnie od środka.

Postanowiłam zejść do salonu. A może akurat robią coś ciekawego?

- Ej, a może zagramy w butelkę? - usłyszałam czyjś głos, chyba Lisiastej.

O nie, ja stąd wybywam w podskokach, zanim mnie zauważą.

- Spoko, hej Baby, widzimy cię - powiedział rozbawiony Ennard. - Chodź tutaj!

No cholera jasna. Poszłam tam do nich.

- Błagam, nie każcie mi się z nikim ślinić - powiedziałam płaczliwie, co wywołało salwę śmiechu.

- Dobrze, będziemy łaskawi - zaśmiał się Yenndo.

- To kto kręci? - zapytał Freddy.

- Mogę zacząć ja - stwierdziłam i dostałam butelkę w moje łapska.

Proszę, Yenndo albo Ennard. Błagam.

Zakręciłam przedmiotem. Koniec butelki wskazał, na moje szczęście, Ennarda.

- Tak! - wrzasnęłam tryumfalnie, ku przerażeniu kuzyna. - Znaczy, uh, pytanie czy wyzwanie?

- Cholero mała, boję się teraz - powiedział, a wszyscy się zaśmiali. - Pytanie.

- Dobrze - uśmiechnęłam się. - Jakiej jesteś orientacji? - mrugnęłam do niego.

- Uh, słabej? - odpowiedział nieśmiesznie, wyraźnie zestresowany.

- Nie w terenie, tępa dzido - rzekłam ze śmiechem. - Seksualnej.

- No, ja... - uśmiech całkowicie zszedł mu z twarzy, a spojrzenie wlepił w dywan.

- Hej - przysunęłam się i przytuliłam go. - Spokojnie, nam możesz wszystko zdradzić. Wiesz, że ja się tylko będę cieszyć.

- No dobra, no - był cały czerwony. - Jestem... gejem. Jestem gejem. Okej?

- Przyznałeś się w końcu! - krzyknęłam z radością. - Wygrałam życie!

- Dobra, uspokój się - powiedział, biorąc butelkę.

Zakręcił i wypadło na Lisiastą.

- O - rzekł z wrednym uśmiechem. - Wyzwanie czy wyzwa...

- Ballora, apteczka! - rozległ się głos od drzwi. - Natychmiast!

Baletnica momentalnie poderwała się do góry chcąc sprawdzić, o co chodzi.

- O w mordę - usłyszałam jej głos, wyraźnie spanikowany, kiedy podeszła do drzwi. - Zanieś ją do salonu.

Do wspomnianego pomieszczenia wszedł BonBon z podbitym okiem, ale nikt nie zwrócił na to uwagi. Bardziej zainteresowaliśmy się tym, że na rękach trzymał nieprzytomną Bonnet, która była wszędzie obdrapana, a na ręce miała podłużną ranę ciętą.

- O cholera - powiedziałam, podchodząc do niej.

- Odsuń się! - rozkazał BonBon, co niechętnie wykonałam.

Po chwili przybyła Ballora z apteczką i niezwłocznie podała ją chłopakowi. On rozrzucił jej zawartość w poszukiwaniu wody utlenionej i bandaża, po czym zabrał się na oczyszczanie ran. Chwilę później opatrzył już wszystkie, wrzucił wszystkie przedmioty z powrotem i podał czerwone pudełko baletnicy. Ostrożnie wziął dziewczynę na ręce i wstał.

- Ej, a ty dokąd? - zapytała Lisiasta.

- Zaniosę ją do mnie - odparł, patrząc na nią, jakby marnowała mu czas. - Jak tak wlepiacie w nią gały to blokujecie jej dostęp świeżego powietrza.

- A nawet nie wytłumaczysz nam, co się stało? - zyritował się Freddy.

- Nope, narka.

I odszedł, zostawiając nas z naszymi myślami, bez słowa wyjaśnień. Ekstra.

Tajemnica || FNaF SL ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz