Nuudy. Straszne nuudy. Uczucie, kiedy nie wiesz, co ze sobą zrobić, jest najgorsze. No, gorsza jest jedynie utrata przyjaciela, która swoją drogą również zżerała mnie od środka.
Postanowiłam zejść do salonu. A może akurat robią coś ciekawego?
- Ej, a może zagramy w butelkę? - usłyszałam czyjś głos, chyba Lisiastej.
O nie, ja stąd wybywam w podskokach, zanim mnie zauważą.
- Spoko, hej Baby, widzimy cię - powiedział rozbawiony Ennard. - Chodź tutaj!
No cholera jasna. Poszłam tam do nich.
- Błagam, nie każcie mi się z nikim ślinić - powiedziałam płaczliwie, co wywołało salwę śmiechu.
- Dobrze, będziemy łaskawi - zaśmiał się Yenndo.
- To kto kręci? - zapytał Freddy.
- Mogę zacząć ja - stwierdziłam i dostałam butelkę w moje łapska.
Proszę, Yenndo albo Ennard. Błagam.
Zakręciłam przedmiotem. Koniec butelki wskazał, na moje szczęście, Ennarda.
- Tak! - wrzasnęłam tryumfalnie, ku przerażeniu kuzyna. - Znaczy, uh, pytanie czy wyzwanie?
- Cholero mała, boję się teraz - powiedział, a wszyscy się zaśmiali. - Pytanie.
- Dobrze - uśmiechnęłam się. - Jakiej jesteś orientacji? - mrugnęłam do niego.
- Uh, słabej? - odpowiedział nieśmiesznie, wyraźnie zestresowany.
- Nie w terenie, tępa dzido - rzekłam ze śmiechem. - Seksualnej.
- No, ja... - uśmiech całkowicie zszedł mu z twarzy, a spojrzenie wlepił w dywan.
- Hej - przysunęłam się i przytuliłam go. - Spokojnie, nam możesz wszystko zdradzić. Wiesz, że ja się tylko będę cieszyć.
- No dobra, no - był cały czerwony. - Jestem... gejem. Jestem gejem. Okej?
- Przyznałeś się w końcu! - krzyknęłam z radością. - Wygrałam życie!
- Dobra, uspokój się - powiedział, biorąc butelkę.
Zakręcił i wypadło na Lisiastą.
- O - rzekł z wrednym uśmiechem. - Wyzwanie czy wyzwa...
- Ballora, apteczka! - rozległ się głos od drzwi. - Natychmiast!
Baletnica momentalnie poderwała się do góry chcąc sprawdzić, o co chodzi.
- O w mordę - usłyszałam jej głos, wyraźnie spanikowany, kiedy podeszła do drzwi. - Zanieś ją do salonu.
Do wspomnianego pomieszczenia wszedł BonBon z podbitym okiem, ale nikt nie zwrócił na to uwagi. Bardziej zainteresowaliśmy się tym, że na rękach trzymał nieprzytomną Bonnet, która była wszędzie obdrapana, a na ręce miała podłużną ranę ciętą.
- O cholera - powiedziałam, podchodząc do niej.
- Odsuń się! - rozkazał BonBon, co niechętnie wykonałam.
Po chwili przybyła Ballora z apteczką i niezwłocznie podała ją chłopakowi. On rozrzucił jej zawartość w poszukiwaniu wody utlenionej i bandaża, po czym zabrał się na oczyszczanie ran. Chwilę później opatrzył już wszystkie, wrzucił wszystkie przedmioty z powrotem i podał czerwone pudełko baletnicy. Ostrożnie wziął dziewczynę na ręce i wstał.
- Ej, a ty dokąd? - zapytała Lisiasta.
- Zaniosę ją do mnie - odparł, patrząc na nią, jakby marnowała mu czas. - Jak tak wlepiacie w nią gały to blokujecie jej dostęp świeżego powietrza.
- A nawet nie wytłumaczysz nam, co się stało? - zyritował się Freddy.
- Nope, narka.
I odszedł, zostawiając nas z naszymi myślami, bez słowa wyjaśnień. Ekstra.
CZYTASZ
Tajemnica || FNaF SL ||
FanfictionUciekliśmy. W końcu byliśmy ludźmi, a nie... Tym czymś. Zamieszkaliśmy razem. Myśleliśmy, że to już koniec. Jednak została jeszcze jedna tajemnica do rozwiązania. ... Kim ta kobieta do jasnej cholery jest?