Rozdział 15

603 50 13
                                    

- O mój boże - wyszeptałam i położyłam głowę na obojczykach chłopaka, rękoma dotykając boków jego szyi.

Tak, to była imitacja przytulasa. W końcu leżał. Kiedy oderwałam się od niego, podniósł się do pozycji siedzącej.

- Co się wydarzyło? - zapytał słabym głosem.

- Dostałeś kulą w brzuch - rzekła Lisiasta.

- Od mojego ojca - dodałam z obrzydzeniem.

- ...oh.

- O, no właśnie - przywaliłam Ericowi z liścia w twarz z całej siły. - To za to, że zachciało ci się mnie osłaniać.

- Super... - mruknął.

Złapałam go za koszulkę i przyciągnęłam do siebie, po czym złożyłam krótki pocałunek na jego ustach.

- A to za to, że żyjesz - powiedziałam cicho cała czerwona, patrząc gdzieś w bok.

Jakimś cudem nikt nie dodał głupiego komentarza. Ktoś ich przeprogramował czy jak?

- Baby... - wyszeptał.

- Elizabeth - sprostowałam.

- Co? - zapytał zdezorientowany.

- No, na imię mam Elizabeth Afton.

- Jak.

- No... Teraz już cię chyba mogę wtajemniczyć - powiedziałam z nieśmiałym uśmiechem. - Ogólnie szczegółów ci nie powiem. Wyobraź sobie człowieka. Wyobraź sobie, że ten człowiek ma trójkę dzieci: straszego syna i bliźnięta, chłopca i dziewczynę. Starszy syn zabił brata, wkładając jego głowę do animatrona, którego szczęki zatrzasnęły się od łez dzieciaka. Starszy syn skłamał ojcu, że animatron się na niego rzucił. Ojciec popadł w paranoję, zamordował mnóstwo dzieci. W tym tą córkę. Wszystkich zabił czymś, co było wysmarowane remnantem - substancją, która więzi duszę w obiekcie. Ciała wsadził do robotów, dusze przejęły te roboty, bla bla bla. Teraz, dzięki iluzji pewnego urządzenia, jesteśmy jak ludzie... Ale tak naprawdę to wciąż jesteśmy kupą metalu.

Widziałam, że chłopak nie za bardzo ogarniał. Jednak jaśniej tego nie potrafiłam wyjaśnić.

- Skąd wiesz o istnieniu czegoś takiego jak remnant? - zapytała Foxy. - Ja nie miałam pojęcia.

- Halo, byłam córką mordercy! Ty byłaś randomowym dzieckiem. Posiadam należną mi wiedzę. Byłam przy tworzeniu tego gówna, okej.

- Boże, jaka szpanerka - powiedział Yenndo. - Twój ojciec jest mordercą i co, i uważasz się za lepszą?

- Zdradliwy skurwiel - mruknęła Ballora.

- Co? - zapytał kilka osób jednocześnie.

- Nic, nic - odpowiedziała.

- Co? - powtórzył Yenndo. - Że ja jestem zdradliwym skurwielem? Lol, o co ci chodzi.

- Co? Nie, nie ty! - zaśmiała się. - Nieważne, nikt.

- Ballora - powiedział Ennard. - Ballora, skończ z tym gównem, no. Ile jeszcze masz...

- Nie teraz - zaprzeczyła. - Nu-uh.

- O co wam chodzi? - zapytałam.

- O nic - odpowiedziała szybko.

- Jaka pojebana konwersacja - skomentowała Foxy. - Lisiasta dislike it. Lisiasta is out.

Zaśmialiśmy się.

Odwróciłam się w stronę Erica.

- Jak się czujesz? - zapytałam z troskliwym uśmiechem.

- Trochę dziwnie - odpowiedział. - Jakim cudem ja żyję?

- Uhh... W-wstrzyknęłam ci remnant - zająknęłam się.

- To znaczy, że jestem nieśmiertelny? - zapytał, unosząc brew do góry.

- W sensie, remnant przestaje działaś w momencie, kiedy spotka się z bardzo wysoką temperaturą. Zabiję cię tylko ogień - wyjaśniłam.

Skinął głową na znak, że rozumie, a ja wtuliłam się w jego klatkę piersiową.

[Zjebałam ten rozdział tak bardzo.]

Tajemnica || FNaF SL ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz