Rozdział 11

698 57 57
                                    

Po wyjściu Erica Ballora spojrzała na mnie. Była całkowicie poważna.

- BonBon zaczął gadać - powiedziała.

- O, nareszcie - mruknęłam. - Co mówił?

- Baby, ten człowiek, który ją zaatakował... - zaczęła niepewnie, odwracając wzrok. - On miał fioletowe ubranie.

Momentalnie się poderwałam.

- Co? - zapytałam, czując przypływ wściekłości.

- W dodatku, Eric twierdzi, że w tej ciężarówce mignęła mu fioletowa postać - odważyła się na mnie spojrzeć.

- Nie... - wyszeptałam, chowając twarz w dłoniach. - Nie, nie, nie...

- Jeśli to on, to jesteśmy w dupie, dobrze o tym wiesz.

- On nie może... On nie... Nie! - krzyknęłam.

Ballora westchnęła.

- Wyłaź stąd, wracamy do domu - rozkazała i podała mi moją sukienkę.

***

Siedzieliśmy w salonie. Jakimś cudem wszyscy. I był z nami Eric.

- Jesteś. Totalną. Kretynką! - darł się Ennard. No tak, musi dać mi ochrzan, jakby inaczej. - Ty nawet nie wiesz, ile ja się martwiłem! Psiakrew, wiesz co mogłoby ci się stać?

- Ennard, nic nie mogło mi się stać - odpowiedziałam, znudzona patrząc w okno.

- ...no tak, zapomniałem. To tylko ja i Yenndo.

- Pf - rzucił złotooki. - Bo co, bo nie należymy do kółeczkowego gangu? - zapytał, unosząc brew do góry.

- Ano - odpowiedziałam. - Było metalu nie gubić.

- O co wam wszystkim chodzi? - zapytał Eric.

Zamarliśmy.

- Uh... Stary, zapomnieliśmy o twojej obecności - stwierdził Ennard, zakłopotany.

- Super - mruknął chłopak. - A wytłumaczycie mi cokolwiek czy nie mam na to szans?

- Ballora, twoja decyzja - rzekłam.

- Co? - zapytała, unosząc jedną brew do góry. - A czemu niby ja? Przecież to ty jesteś przywódczynią gangu i to twój oj...

- SKOŃCZ TERAZ - przerwałam jej, bojąc się prawdy. Tak, staram się przed nią uciekać. - Skoro tak, to wstrzymajmy się.

- Dzięki - powiedział Eric.

Westchnęłam.

- Kiedyś ci wszystko wytłumaczę. Chyba.

- Trzymam cię za słowo - powiedział z uśmiechem. - Pójdziesz ze mną na spac...

- NIE - przerwała mu Ballora, zwracając na siebiw uwagę. - Jak ostatnio była z tobą na spacerku, skakała pod ciężarówkę. Nie ma mowy, nigdzie z tobą nie idzie.

- Ballora, nie jestem małym dzieckiem, żebyś musiała mnie niańczyć - powiedziałam, lekko zirytowana.

- Problem w tym, że dobrze wiesz, że nie masz racji - uśmiechnęła się zwycięsko. - Ennard, idź z nimi.

- No nie! - wykrzyknął Eric. - Znaczy, uh, stary nie mam nic do ciebie, alee...

- Okej, dobra, już rozumiem - rzekła Ballora, szeroko się uśmiechając. - Idźcie. Tylko jeśli coś się jej stanie, to przyrzekam, że zrobię ci rzeczy, których nie jesteś w stanie sobie wyobrazić.

- A co zrobisz? - zapytała Foxy, unosząc brew do góry.

- Przyniosę nabieraczkę.

- O NIE - powiedział Yenndo. - Stary, nie chcesz wiedzieć, co robi nabieraczka.

- ...wierzę ci na słowo - odpowiedział Eric.

Chłopak podszedł do mnie i wyciągnął dłoń w moją stronę. Przyjęłam ją z uśmiechem i wstałam z jego pomocą. Po chwili już byliśmy na dworze.

- A więc - zaczęłam, ale brutalnie mi przerwano.

- Nie zaczyna się zdania od "A więc" - powiedział Eric ze śmiechem.

- Zamknij się. Dokąd mnie zabierasz? - zapytałam,  patrząc na profil towarzysza.

- W ciekawe miejsce - uśmiechnął się tajemniczo.

Tym ciekawym miejscem okazał się najzwyklejszy park. Usiedliśmy na jednej z ławek przy jeziorku - to było jedno z moich ulubionych miejsc w mieście.

- Baby, muszę ci coś powiedzieć - zaczął Eric, patrząc w wodę.

- U, zabrzmiało groźnie - zaśmiałam się. - Tylko nie wyskakuj mi tu zaraz z jakimś "jestem w ciąży", bo uduszę się ze śmiechu.

- Baby, to poważne.

Spoważniałam.

- Kontynuuj - rozkazałam.

- Okej. Ja... - zaczął chłopak, coraz bardziej czerwieniąc się z każdą sekundą. - Ja... Ty.

Okej, zaczyna się interesująco. Ale dałabym dwa na dziesięć jak na razie.

- Ty zajmujesz mój umysł przez cały czas - spojrzał mi w oczy, a ja już wiedziałam, do czego zmierza. - Nie mogę przestać o tobie myśleć. Jesteś perfekcyjna pod każdym względem i... cholera, Baby, kocham cię.

Zaniemówiłam. Byłam cholernie zdziwiona. Ale bardziej smutna, bo nie wydawało mi się, żebym odwzajemniała to uczucie. Do moich oczu napłynęły łzy.

- Ja... - zaczęłam ze świadomością, że nie skończę. - Przepraszam - wyszeptałam i uciekłam z płaczem w stronę domu, zostawiając chłopaka przygnębionego.

Tajemnica || FNaF SL ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz