Rozdział 10

722 50 16
                                    

Podszedł do mnie szybkim krokiem. Ja natomiast położyłam głowę na poduszce i skierowałam wzrok w przeciwną stronę. W końcu, byliśmy skłóceni.

- No tak - powiedział.

Kiedy złapał mnie za rękę, momentalnie na niego spojrzałam jak na kretyna. Klęczał przed moim łóżkiem. Tylko mi się nie oświadczaj. Kątem oka zauważyłam, jak kilka pielęgniarek wygląda zza framugi drzwi, wyraźnie podekscytowane.

- Baby - zaczął oficjalnym tonem, a ja poczułam, że się rumienię. - Przepraszam za coś, czego kompletnie nie zrobiłem i za to, że oskarżyłem się o coś, czego kompletnie nie zrobiłaś, bo jakieś pacany chciały nas skłócić. Wybaczysz mi?

Przez chwilę na niego patrzyłam w milczeniu, ale w końcu wybuchłam śmiechem.

- No co? - zapytał zdezorientowany. - Powiedziałem coś nie tak?

- Nie, nie, wszystko jest w porządku - odpowiedziałam, trochę się uspokajając. - Wybaczam ci. I również przepraszam.

Uśmiechnął się.

- To dobrze, bo kiedy usłyszałem, że nic ci nie jest, spędziłem cztery godziny nad pisaniem tego zdania.

- Mogłeś się nie chwalić - uśmiechnęłam się, unosząc jedną brew do góry.

- Uratowałaś mi życie - powiedział, poważniejąc. - Mogłaś zginąć.

Spojrzałam w sufit, również przestając się uśmiechać.

- Nie mogłam zginąć. Dalej trzymasz mnie za rękę.

- I dobrze - wzmocnił uścisk. - Tak w ogóle jest strasznie zimna i twarda. Wszystko okej?

Wyrwałam rękę i uścisku i spojrzałam w bok.

- Odczepcie się od mojej skóry - rzekłam.

- D-dobra, przepraszam - odpowiedział przepraszająco.

Poczułam, jak zaczyna głaskać mnie po policzku. Po raz kolejny spojrzałam na niego cała czerwona, a on szybko cofnął rękę, również się rumieniąc. Odwrócił wzrok na szafkę nocną i ujrzał wgniecenie.

- To... twoje dzieło? - zapytał.

- No... tak - odpowiedziałam zakłopotana.

- Ty masz rękę ze stali czy jak? - zapytał żartobliwie.

Parsknęłam śmiechem, uświadamiając sobie, ile w tym zdaniu jest prawdy. W końcu, ja wciąż jestem robotem. Widok skóry to tylko iluzja, to wciąż jest metal. Jedynie uszy mi dorobili, bym wyglądała bardziej jak człowiek.

- Kiedy mnie stąd zabierają? - zapytałam z nadzieją, że niedługo wrócę do domu.

- Zjeżdżać mi stąd - usłyszałam głos Ballory, przeganiającej pielęgniarki, po czym ją ujrzałam, jak zdenerwowana przekracza próg drzwi. - Teraz, natychmiast, hej Eric.

Dziewczyna szybko do mnie podeszła i lekko mnie objęła.

- Jaką ty jesteś kretynką, psiakrew - powiedziała, a ja się roześmiałam. - No i z czego się śmiejesz? Ty wiesz, jak nas wkopałaś?

- A co ja zrobiłam? - zapytałam, unosząc brew do góry.

Baletnica puściła mnie i usiadła na krawędzi łóżka.

- Wiele. Powiem ci potem. Bez świadków - spojrzała na Erica, a on zmarszczył brwi. - A na razie wyłaź stąd, dość się należałaś. I masz szlaban na wychodzenie z domu bez kogoś odpowiedzialnego, do cholery.

- Za co?! - zawołałam.

- Za skakanie pod ciężarówki. Wyłaź stąd.

Już chciałam podnieść kołdrę, ale nagle zdałam sobie z czegoś sprawę.

- Ballora...

- Co.

- Ja jestem w samej bieliźnie - powiedziałam rozbawiona.

- No i co, mnie się wstydzisz? - zapytała. - Ja i tak nie widzę, o patrz, zamknęłam oczy.

- Ballora, kretynko, ty masz wiecznie zamknięte oczy, tylko jakoś widzisz - powiedziałam. - Zresztą, chodziło mi o tego tu pana - wskazałam głową na Erica.

- ...a - odwróciła głowę w jego stronę. - Zapomniałam o tobie. Wypad stąd.

Chłopak tylko podniósł ręce do góry i wyszedł z pomieszczenia.

Tajemnica || FNaF SL ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz