Eric został u nas na noc. Tak, zadzwoniliśmy do jego matki i wytłumaczyliśmy jej wszystko. Dosłownie wszystko. Nasze bycie robotami też. Ogólnie to chyba nie uwierzyła, ale to już jej problem.
My za to mamy inny problem. Mamy zamiar dzisiaj iść do szkoły. I, uh, wszystkie pytania, jakie nas czekają... Bo na pewno będą pytać. Wiecie, dziwne by było, gdyby nikt nie zainteresował się tym, że zabił pół szkoły, a na widok jakiegoś czerwonego kurdupla, który ma rozkładającą się twarz, zwiał. A w dodatku ten kurdupel był odporny na kule. A w dodatku jeden typ się teleportował.
No, normalka. Rzeczywistość każdej normalnej szkoły licealnej, można rzec.
Tak naprawdę to nie.
***
Kiedy tylko weszliśmy na teren szkoły, wszyscy się na nas rzucili z pytaniami. Ha, wiedziałam.
- Przestrzeni, kuźde - powiedziałam głośno, jednak bez żadnego skutku.
I tylko staliśmy tam tak milcząc i czekając, aż skończą.
- Z DROGI - ktoś nagle się wydarł ponad tłumem, a dalej była jakaś popychanina.
Po chwili przez tłum przedarła się Charlie - dziewczyna, którą poznaliśmy pierwszego dnia na przerwie. Dyszała i była cała czerwona. W końcu, walczyła z dzikim tłumem, by tu przyjść.
- ELIZABETH AFTON, TAK? - krzyknęła.
Zapadła cisza. Ona jest magikiem, zrobiła ciszę, co graniczyło w tym momencie z cudem.
- Uhhh, tak...? - odpowiedziałam niepewnie.
- Ten typ nazwał cię swoją córką - kontynuowała, a rumieniec na jej policzkach rosnął. - Więc to pan Afton?
- Tak, William Afton - odpowiedziałam, coraz mniej ogarniając.
- Wiedziałam, że z tym gościem jest coś nie tak! - wykrzyknęła.
- Co.
- Pracował z moim ojcem - szybko wyjaśniła. - Tworzyli roboty. Potem pan Afton sam zaczął robić roboty. A wy wyglądacie podobnie do nich, nazywacie się dokładnie tak samo. A teraz żyjecie. WHAT THE FUCK.
- Uhhh...
- Magia, tego nie zrozumiesz - wtrąciła się Lisiasta. - A w dokładności skomplikowany proces. Nie zrozumiesz, lmao.
- Boże, chcę do domu - jęknęła Bonnet w tle.
- A czemu on chciał cię zabić? - zapytała Charlie.
- No to chodź - odpowiedział jej BonBon.
- Ej, zostawiacie nas? - zapytała zdenerwowana Lisiasta.
- Tak. Walcie się - odpowiedział, po czym razem z różowowłosą odszedł.
- Też was kochamy - odpowiedziała Ballora. - Ekhem, czy możecie skończyć z przesłuchaniami?
- Nie! - odkrzyknęła inna dziewczyna z tłumu. - Dlaczego niby twój ojciec zabił moją przyjaciółkę? CHCĘ WIEDZIEĆ, CZEMU UMARŁA!
- To już nasza wina - wtrącił się Ennard.
- Uhh, bo istniejemy, a nie powinniśmy? - odpowiedziałam.
- Kurna, koniec przesłuchania! - krzyknęła Lisiasta. - Dajcie nam spokój! To nie nasza wina, że ten psychol nas zabił, to nie nasza wina, że jest psycholem, to nie nasza wina, że chce nas zabić po raz drugi!
- Lisiasta, mówisz za dużo - mruknął Yenndo.
- Ahh, pieprzyć to - odwróciła się i poszła w stronę domu.
- Ucieczka aktualnie jest bardzo dobrą opcją - rzekł Freddy.
- Nie zostawiajcie mnie bez odpowiedzi, no! - krzyknęła Charlie. - Jak to was chce zabić po raz drugi.
- Zwijamy żagle - powiedział Ennard, po czym zaczęliśmy uciekać do domu.
[Kolejny zjebany rozdział. ;;;;;;;;;]
CZYTASZ
Tajemnica || FNaF SL ||
FanfictionUciekliśmy. W końcu byliśmy ludźmi, a nie... Tym czymś. Zamieszkaliśmy razem. Myśleliśmy, że to już koniec. Jednak została jeszcze jedna tajemnica do rozwiązania. ... Kim ta kobieta do jasnej cholery jest?