Rozdział 12

682 49 34
                                    

Wbiegłam jak torpeda do domu i ignorując wszystkich uciekłam do mojego pokoju. Zamknęłam się tam i położyłam na łóżku, przyciskając poduszkę do twarzy. Typowe zachowanie płaczącej osoby. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że bolą mnie nogi. W końcu, przebiegłam sprintem pół miasta, by walnąć się na wyrko i ryczeć jak kretynka.

A może po prostu ryczeć będąc kretynką, na jedno by wyszło.

Kiedy w końcu się uspokoiłam, odwróciłam się na plecy i wyciągnęłam telefon. Kilka nieodebranych połączeń od Ballory, Ennarda, Lisiastej i Freddy'ego. Chwila, Freddy'ego? A na jaką cholerę on miałby do mnie dzwonić? Aż parsknęłam śmiechem i oddzwoniłam.

- Hej, Baby, żyjesz? - zapytał lekko zestresowany.

- Oni tam są, prawda? - zignorowałam jego pytanie. - Otaczają cię czekając, aż powiem, że potrzebuję wsparcia i że mają tu przyjść. Mam rację?

- A potrzebujesz? - wtrąciła Ballora, zapewne wyrywając chłopakowi słuchawkę.

- Wiedziałam. Nie, nie potrzebuję - westchnęłam.

- Na pewno? Wszystko w porządku? - zapytała zatroskana.

Uśmiechnęłam się. To miłe, że się tak o mnie troszczy.

- Tak - odpowiedziałam.

- Nic nie jest w porządku, lamusie - wtrącił się Ennard.

- Hej! - krzyknęła Ballora, kiedy pozbawiono ją telefonu.

- Weszłaś płacząc! - dołączyła Lisiasta. - Jak ja dorwę tego Erica to mu nogi z dupy powyrywam!

- Boże, dzieci, uspokójcie się - usłyszałam głos Freddy'ego gdzieś w tle.

- Ucisz się - odpowiedział mu Yenndo.

Nie wytrzymałam i zaśmiałam się.

- Ludzie, nie macie własnych problemów, że się moimi przejmujecie? - zapytałam. - Na przykład, dwie osoby żaliły mi się, że są zakochane, a ja wiem, że z wzajemnością. Ogarnijcie się i zróbcie coś z tą wiadomością.

Oh, no tak. Zapomniałam chyba wspomnieć, że ostatnimi czasy i Ennard, i Yenndo przyszli mi się wyżalić. Moje serce yaoistki wybuchło ze szczęścia. W sensie, ja po prostu uważam, że oni do siebie pasują, okej. Nie jestem yaoistką. Bycie yaoistką to zło największe, pf.

- ...nieważne - powiedziała Ballora. - Zejdziesz na obiad? Powinnaś coś zjeść.

- Dobra, daj mi chwilę na ogranięcie się - i wtedy się rozłączyłam.

Podeszłam do lustra. Mój makijaż był rozmazany, więc po prostu go poprawiłam. Stwierdziłam, że to wystarczy i wyszłam z pokoju. Kiedy zeszłam na dół, większość przywitała mnie uśmiechem.

- Hej - przywitałam się, ale nikt mi nie odpowiedział. W sumie nie spodziewałam się odpowiedzi.

Usiadłam na krześle obok mojego kuzyna. Był wyjątkowo zaczerwieniony. Ale ja tam nie mam nic z tym wspólnego, oczywiście, że nie.

Wcale.

Po chwili Ballora przyniosła wszystkim ugotowanie przez siebie spaghetti i zaczęliśmy jeść.

- A więc - zaczęła Foxy. - Co się tam wydarzyło?

Westchnęłam.

- Nie wiem, czy chce mi się o tym rozmawiać... - powiedziałam, wkładając do ust widelec z makaronem.

- Mów - nalegała.

- Po prostu nie odwzajemniam jego uczuć i to było dla mnie trochę... No. Bolesne, że muszę go zranić.

- Jezu, weź - powiedziała Ballora. - Już się bałam, że nie wiem, dotykał cię czy coś, a ty mi z takim gównem wyskakujesz.

Zaśmiałam się.

- Przepraszam?

Tajemnica || FNaF SL ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz