O kurwa.
No, minęło kilka dni. I co? I nagle sobie udoświadomiłam, że się zakochałam. I czuję się jeszcze gorzej. Bo odrzucić miłość od osoby, do której chwilę później czuje się miłość. No kuźwa.
Świetnie się bawię.
Uświadomiłam to sobie budząc się pewnego ranka pod moją ciepłą kołderką, dzięki której się gotowałam, bo było jakieś 30°C w pomieszczeniu. A jeszcze goręcej mi było przez cholerne rumieńce. Genialny start dnia.
Zeszłam na śniadanie. Miałam zamiar iść dzisiaj do szkoły i porozmawiać z Ericiem. W końcu czemu nie? Co może pójść nie tak?
Wszystko.
- A ty gdzie się wybierasz? - zapytał Yenndo od progu.
No tak, normalnie nie wstałabym o tej godzinie.
- Do szkoły - odpowiedziałam lekko nieobecnym głosem.
- Wszystko w porządku? - zapytała Ballora, wchodząc do pomieszczenia. - Nie wyglądasz za dobrze.
- Jest zajebiście - odpowiedziałam, siadając przy stole.
- Może lepiej zostać jeszcze w łóż...
- Żeby poczuć się lepiej muszę iść do szkoły - przerwałam baletnicy.
- Napewno nie chodzi o edukację - powiedział Ennard. - O co chodzi?
- Muszę - powiedziałam. - Muszę.
- Dobra, jak chce to niech idzie - wzruszyła ramionami Ballora i przyniosła dla wszystkich śniadanie.
***
Pierwsza lekcja. Matematyka. Będzie dobrze, chyba.
Wmawiaj to sobie, Baby.
Kiedy tylko zadzwonił dzwonek, nauczycielka przyszła otworzyć salę. Uczniowie zaczęli się wlewać do środka i siadać na swoich miejscach. Kiedy jeszcze był ogólny harmider, ale trochę osób siedziało na miejscach, podeszłam do Erica.
- Hej - powiedziałam z nerwowym uśmiechem na twarzy. - Mogę się dosiąć?
Był zdziwiony. Jednak po chwili szeroko się uśmiechnął i lekko odsunął krzesło, abym mogła usiąć.
- Jasne.
Usiadłam i odwzajemniłam uśmiech.
- Masz dzisiaj czas po lekcjach? - zapytałam.
- Tak, a co?
- Moglibyśmy... Moglibyśmy pójść do parku? - zestresowałam się.
- Jasne, dlaczegóż by nie.
- Dlaczegóż? - uniosłam brew do góry. - A co to za antyczny język?
- Cicho bądź - zaśmiał się.
- Widzę, że gołąbeczki do siebie wróciły - przerwała nam profesorka, a klasa zrobiła ciche "uuu". - Ale nie romansujcie teraz, bo jesteście na lekcji.
- T-to była normalna pogawędka! - zaprotestowałam. - Nie jesteśmy gołębeczkami! Pf!
***
W końcu, nadeszła ostatnia przerwa. Coraz bardziej zestresowana nadchodzącym spotkaniem stałam na środku korytarza. Rozmawiałam spokojnie z naszym animatronicznym gangiem (z większością z niego, kilka osób się do nas nie przyznaje) i Ericiem.
Gdy nagle, słyszymy strzały z pistoletu. Rozległy się piski i słychać było kilka osób upadających na podłogę, zapewne od strzału. Wtedy napastnik wszedł na nasze piętro i wydarł się:
- ELIZABETH AFTON! - doskonale znałam ten głos. - CÓRUSIU, GDZIE JESTEŚ?
Odwróciłam się i zobaczyłam go. Tego potwora. Człowieka, którego nienawidziłam całą sobą. Każdym kabelkiem, każdym przewodem przepływały tony mojej nienawiści do niego.
Oddał strzał.
Ale kula do mnie nie dotarła.
Jakiś kretyn skoczył by mnie uratować.
Spojrzałam na podłogę i zobaczyłam chłopaka z raną w brzuchu.
Eric, ty skończony idioto.
CZYTASZ
Tajemnica || FNaF SL ||
FanfictionUciekliśmy. W końcu byliśmy ludźmi, a nie... Tym czymś. Zamieszkaliśmy razem. Myśleliśmy, że to już koniec. Jednak została jeszcze jedna tajemnica do rozwiązania. ... Kim ta kobieta do jasnej cholery jest?