Rozdział III

4.7K 326 17
                                    

Alec

     Obudził się cały spocony. W mieszkaniu Magnusa było strasznie gorąco i do tego w nocy dręczyły go koszmary senne.
Ściągnął przepoconą koszulkę i cisnął nią na podłogę.
     Wychodząc z pokoju ostrożnie i cicho zamknął za sobą drzwi, nie chcąc obudzić Magnusa.
Udał się prosto do kuchni i nie włączając światła sięgnął po szklanką, nalał do niej zimnej wody, a gdy opierał się o blat usłyszał za sobą znajomy głos.
 - Nie możesz spać Alexandrze? -  Odwrócił się i rozglądnął po ciemnym pomieszczeniu. Na kanapie, na wpół siedział, na wpół leżał, czarownik. Światło księżyca wpadające przez duże okna odbijały się od czerwonego, satynowego szlafroka kociookiego.
 -  Strasznie tu gorąco. - Przytaknął nadal opierając się o blat.
 - Po pewnym czasie się przyzwyczaisz. - Alec wszedł do salonu i wyglądnął przez okno. Oderwał się od niego dopiero, gdy usłyszał głębokie westchnięcie. Spojrzał w  stronę Azjaty unosząc jedną brew. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że stoi przecież przed Magnusem w samych bokserkach. Odwrócił się  na pięcie i szybkim krokiem skierował się w stronę pokoju.
 - Gdzie idziesz? - Zawiedziony głos zatrzymał go w progu.
 - Ubrać się.
 - Skoro musisz... - W głosie czarownika ewidentnie słychać było rozczarowanie. W pewien sposób nawet mu to schlebiało.
Alec założył na siebie tylko spodnie od dresu, nie było sensu ubierać się bardziej, nie chciał się ugotować.
Nie bardzo wiedział co ma teraz zrobić. Zostać w pokoju, czy tak po prostu wrócić do Magnusa. Po krótkich rozmyślaniach zdecydował się wybrać opcję numer dwa.
 - Już myślałem, że szafa cię pochłonęła. - Uśmiechnął się odrobinę.
 - I tak nie mam co robić. Pewnie już nie zasnę.
- To może jakiś film? - Czarownik podniósł się zwinnym ruchem z kanapy i podszedł do odtwarzacza DVD. - Na co masz ochotę?
 - Obojętnie. - Wzruszył ramionami siadając na kanapie. - Byle nie horror. - W swoim życiu już wystarczająco naoglądał się potworów. 
- Boisz się? - Magnus mrugnął do niego z rozbawieniem.
- Ja się niczego nie boję. - Roześmiał się. - Jestem Nocnym Łowcą. Wszystko można zabić, nie ma się czego bać. - Czarownik przewrócił oczami.
- W takim razie będziesz idealnym ochroniarzem dla mnie. Ja boję się horrorów. - Wzdrygnął się.
 - Mogę ci zadać pytanie? - Alec nie był pewny czy to dobry pomysł, ale i tak się odważył.
 - Tak Alexandrze? - Odwrócił się w jego stronę.
 - Tak właściwie to po co ci ochroniarz? Myślałem, że czarownicy potrafią o siebie zadbać.
- Bo potrafimy. - Włączył film i usiadł obok Aleca. - Tylko, że Clave najwyraźniej w ten sposób chce spłacić dług wdzięczności. Nie chcą mnie narażać i ja to rozumiem, ale myślę, że to nie jest konieczne. Oczywiście ani ja, ani ty, nie mamy na to wpływu. Wszyscy musimy słuchać rozkazów Clave. - Czarownik przewrócił oczami,a  ostatnie słowa wypowiedział z nieukrywanym  poirytowaniem.
 - Masz rację... - Alec kiwnął głową
- A czy teraz ja mogę zadać pytanie tobie? - Po oczach  Magnusa wiedział, że to pytanie mu się nie spodoba, ale mimo wszystko zgodził się kiwając głową
- Hmmm. - Zawahał się. - Wtedy... W klubie... - Niebieskooki już podejrzewał do czego zmierza, ale mimo to nie przerwał mu. - Co się stało, że wtedy wyszedłeś?
 - Co? - Tego się nie spodziewał. Był pewien, że będzie go pytać o powód, dla którego tam był, ale nie o coś takiego. Tak właściwie to nigdy się nad tym nawet nie zastanawiał.
 - Dlaczego wtedy ode mnie uciekłeś? - Na jego twarzy malowała się prawdziwa ciekawość.  - Zastanawia mnie, co zrobiłem nie tak. Od tamtego momentu cały czas o tym myślę. Wydawało mi się, że podobało ci się to co robiliśmy.
 - Bo podobało mi się. - Wyrwało mu się zanim zdążył pomyśleć. Widząc zadowoloną minę Magnusa spuścił głowę zarumieniony.
 - Więc dlaczego uciekłeś? - Dalej drążył temat.
 - Bo... - Teraz on się zawahał. - Bo jestem Nocnym Łowcą. Nie mogę się tak zachowywać. Nie ważne czego pragnę ja... Twarde prawo, ale prawo.
 - Wy i to wasze prawo... - Magnus przewrócił ostentacyjnie oczami. - Żałujesz? - Na jego twarzy znów malowała się ciekawość.
- Nie. - Odparł. - Stało się i już więcej się nie powtórzy. - Tak naprawdę chciał żeby to się powtórzyło, ale wiedział, że nie powinien tego mówić.
 - Nigdy nie mów nigdy. - Czarownik mrugnął do niego, szeroko się przy tym uśmiechając. Alec posłał mu  kuksańca w bok i też się uśmiechnął.
 - Nie przeszkadzaj mi. Oglądam. - Kociooki znowu westchnął.
Po kilkunastu minutach Alec nie mógł już wysiedzieć w ciszy. Swoją obecnością czarownik rozpraszał go, tak że nie mógł skupić się na fabule  filmu.
 - Jakie mamy plany na jutro? 
- Nic szczególnego. - Wzruszył ramionami. - W południe mamy spotkanie, później możemy zjeść lunch, a wieczorem wyprawiam imprezę.
- Imprezę? - Zmarszczył brwi. Impreza oznaczała dużo gości, co wiązało się z większą możliwością ataku - Myślisz, że to bezpieczne?
- W zupełności. Zaprosiłem tylko tych, których dobrze znam. Kilku podziemnych.
 - Kilku? A w twoim słowniku ile to oznacza?
- Maks pięćdziesięciu. 
- Ilu?! - Podniósł głos.
- Alexandrze... To tylko kilku moich znajomych. Ufam im. Nie mogę pozwolić, by myśleli, że się boję. - Kociooki spojrzał mu w oczy. - Jestem Wysokim Czarownikiem Brooklynu. Nie przestraszy mnie jakieś tałatajstwo, pragnące mnie zabić.Nie będę się ukrywać.
- Jak chcesz... - Poddał się, widząc twardą minę czarownika. - Tylko miej na uwadze swoje bezpieczeństwo. Ja nie dam rady przejrzeć pięćdziesięciu osób.
- Moja w tym głowa. - Poklepał go po kolanie. - Nic złego się nie stanie.

Kolejny rozdział. Dziękuję, że ktoś w ogóle to czyta! Jesteście wspaniali! :*

Everything about you is so easy to love // MalecOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz