Alec
Alexander od samego rana miał zły humor. Wczorajsza rozmowa z Jacem wyprowadziła go z równowagi. Jace chciał porady, gdzie ma zabrać Clary na randkę. Alec zdecydowanie nie był odpowiednią osobą, by rozmawiać na ten temat, mimo że już powoli przyzwyczajał się do ich związku.
Zastanawiał się dlaczego właśnie on. Dlaczego na niego spadało zawsze wszystko co najgorsze.
Był najstarszym z rodzeństwa. Każde ich przewinienie odbijało się na nim. Rodzice nie odwiedzali ich zbyt często. Całe swoje życie poświęcili pracy w Idrysie. W ten sposób chcieli odpokutować swoje winy. Alec miał z nimi styczność tylko wtedy, kiedy przyjeżdżali, by wydać mu kolejne rozkazy. Starał się jak mógł, zawsze przestrzegał przepisów, no z wyjątkiem tej pamiętnej nocy w Pandemonium.
Ochraniał rodzeństwo, nawet podczas misji. Teoretycznie Jace i Izzy potrafili walczyć i byli w tym całkiem dobrzy, jednak Alec wiedział, że wystarczy jeden mały błąd i straci ich bezpowrotnie.Magnus
Wielki Czarownik Brooklynu wychodził właśnie z głównej kwatery w Idrysie. Nie mógł uwierzyć w to co się stało. Od bardzo dawna współpracował z Nocnymi Łowcami. To przecież on zapobiegł wojnie między nimi, a podziemnymi, a oni jak mu się odwdzięczają? Chcą pozbawić go wolności! Przyznali mu przymusową ochronę. Magnus doskonale radził sobie z zagrożeniami, które stawały mu na drodze, nie potrzebował jakiegoś pożal się boże, Nocnego Łowcy do ochrony. Sam potrafił się obronić, a poza tym, jego ochroniarz miał mu towarzyszyć codziennie i przy każdej czynności. To godziło w jego wolność i przestrzeń osobistą. Czarownik próbował to wytłumaczyć tym zatęchłym potomkom Nefilim, ale oni i tak nie zmienili swojego zdania. Dobrze chociaż, że pozwolili mu samemu wybrać, kto go będzie strzegł. Skoro najbliższe kilka tygodni miał spędzić w czyimś towarzystwie, to chciał wybrać kogoś wyjątkowego.
Alec
- Alec! Zaczekaj! - Głos Izzy zatrzymał go w drodze na trening.
- Co jest?
- Słyszałeś o dzisiejszym spotkaniu?
- Jakim spotkaniu? O co chodzi? - Uniósł brwi w zdziwieniu.
- Wieczorem ma przybyć do nas Magnus Bane. - Izzy była podekscytowana.
- Jaki znowu Magnus Bane?! - Alec kompletnie nie wiedział o kim mówi jego nawiedzona siostra.
- Jak to jaki?! TEN Magnus Bane! - Izzy podskakiwała z radości. - Wielki Czarownik Brooklynu, ten sam, który pomógł nam zapobiec wojnie.
- Po co? I co ja mam z tym wspólnego? - Alec nadal nie bardzo rozumiał o co tak właściwie chodzi.
- Przyjedzie tu, by wybrać dla siebie ochroniarza! Podobno kilku z towarzyszy Valentina chce go dopaść za to, że zapobiegł wojnie. Mam nadzieję, że wybierze mnie! - Uśmiechnęła się szeroko.
- Muszę być na tym spotkaniu? - Alecowi nie bardzo podobał się pomysł ochraniania jakiegoś podziemnego. Chciał potrenować, bo gdy to robił, jego ciało i umysł odprężały się, a właśnie tego w tej chwili potrzebował. Podczas treningów nie myślał ani o sytuacji z Jacem, ani o rodzicach.
- Tak! - Podniosła głos. - To nasz obowiązek. Z resztą nie musisz się martwić, jestem pewna, że wybierze mnie.
- Dobrze, już dobrze. - Wzruszył ramionami. - Zawołaj mnie jak przyjdzie. Idę postrzelać.Magnus
Instytut znajdował się po drugiej stronie miasta, w opuszczonej dzielnicy. Magnusowi nie bardzo podobała się ta okolica. Cieszył się, że przyszedł tu tylko na chwilę. Już za kilka minut wróci do swojego loftu, żałował jedynie, że nie wróci do niego sam.
Gdy tylko dotarł przed drzwi, któryś z Łowców otworzył je przed nim, by mógł wejść głębiej. Tak jak się spodziewał, czekało na niego około dwudziestu młodych Nocnych Łowców. Najbardziej z nich wyróżniała się piękna dziewczyna o czarnych, długich włosach z alabastrową cerą. Niestety, gdy tylko zorientowała się kto przyszedł, ulotniła się. Już miał rozpaczać z tego powodu, gdy wtem wróciła do pomieszczenia, i to nie sama. Tuż za nią, do holu wszedł niebieskooki brunet. Ten sam, którego całował jeszcze miesiąc temu. Ten sam, o którym co noc śnił. Ten, który zawrócił mu w głowie, przez którego nie mógł jeść ani spać. Szukał go bez skutku, a teraz on tak po prostu stoi przed nim, uroczo się rumieniąc.
Magnus był zdziwiony zachowaniem chłopaka. W tamtym klubie nie wydawał się być nieśmiały. Wręcz przeciwnie. To jak dotykał go i całował... Magnus nadal miał to w pamięci. Zdecydowanie nie miał się czego wstydzić. Czarownik już od bardzo dawna, a żył przecież od stuleci, nie widział tak przystojnego mężczyzny.
Magnus podszedł bliżej do zebranych Łowców, nadal nie spuszczając wzroku z niebieskookiego.
- Magnus Bane. - Przedstawił się. - Jak wiecie, jestem tu, by wybrać jednego z was, by przez najbliższe kilka tygodni towarzyszył mi w charakterze ochroniarza. - Skrzywił się nieznacznie. Podszedł do niebieskookiego, który nadal uparcie na niego nie patrzył. Strasznie mu się to nie podobało. Nie mógł doczekać się, aż znów będzie mógł spojrzeć w te niesamowite oczy.
- Jak się nazywasz? - Gdy tylko go zobaczył, od razu wiedział, że to właśnie jego wybierze. Nie było innej opcji. Dziewczyna, stojąca obok trąciła go łokciem w bok. Dopiero teraz, będąc na przeciwko, zauważył między nimi podobieństwo. Przez ułamek sekundy zastanawiał się czy może nie są rodzeństwem, gdy chłopak w końcu uniósł wzrok, ku uciesze czarownika i odpowiedział.
- Alexander Lightwood.
- Alexander... - Magnus uśmiechnął się promiennie. - Podobasz mi się. Wybieram ciebie. - Alec znów się zarumienił. Kociooki już wiedział, że niezaprzeczalnie i bezwarunkowo kocha te jego rumieńce. Alec skinął głową i odwrócił się na pięcie, by po chwili zniknąć za rogiem.Jest rozdział pierwszy! Trochę wcześniej niż zapowiadałam, ale to chyba dobrze :P Biedny Alec... Taki wstydzioszek :P Komentujcie <3
CZYTASZ
Everything about you is so easy to love // Malec
Hayran KurguMagnus Bane - Wysoki Czarownik Brooklynu. Żyje od stuleci, ma doświadczenie w każdej dziedzinie życia. Alexander Lightwood - Nocny Łowca. Nieśmiały, oddany swojej pracy i rodzinie, młody wojownik. Jego życie odmienia pewien czarownik, który pojawia...