Rozdział VI

4.8K 319 32
                                    

Magnus

     Ostatnimi czasy, odkąd Alexander zawsze był w pobliżu, Magnus budził się szczęśliwy i wypoczęty. Wiedział, że to zasługa niebieskookiego.
Zerwał się z łóżka i magią ogarnął włosy, by ruszyć na spotkanie Łowcy, który jak się spodziewał, czeka na niego ze śniadaniem. Oczywiście wolał, by Alec dostarczał mu je do łózka, ale na to był jeszcze czas.
- Witaj Alexandrze. - Uśmiechnął się promiennie, a Łowca odwzajemnił uśmiech. 
- Co dziś mamy w planach? - Zapytał skupiając się na nalewaniu kawy.
 - Hmmm... - Zamyślił się wpatrując w poczynania Aleca. - Właściwie to nic. Mamy cały dzień dla siebie. - Na jego twarzy zagościł szeroki uśmiech. Coś czuł, że ten dzień będzie wyjątkowy. - Czas odpocząć. Możemy obejrzeć jakiś film albo iść na...
- Tak właściwie to chcę cię o coś prosić. - Alec szybko mu przerwał, zanim ten zdążył zaplanować im cały dzień.
- Chciałbym zapytać, czy mógłbyś, tymi swoimi czarami, stworzyć dla mnie miejsce do ćwiczeń?Jestem tu, by cię chronić, ale nie uda mi się, jeśli nie będę w formie.
- Ależ oczywiście. Na pewno da się coś z tym zrobić.
- Dzięki. - Alec wrócił do jedzenia, gdy w tym samym czasie, Magnus zagłębiał się w wyobrażeniu Alexandra bez koszulki. - Tak. To jest bardzo dobry pomysł. Alec poćwiczy, a ja będę mógł popatrzeć na to boskie ciało. - Czarownik już nie mógł się doczekać.
Do czego to doszło, żeby Wysoki Czarownik Brooklynu musiał uciekać się do podstępów, by popatrzeć na nagie ciało.

Alec

     Magnus zaprowadził go na dach, gdzie kilkoma machnięciami dłoni, wyczarował dla niego matę ćwiczebną, worki treningowe i manekiny do rzucania nożami.
 - Jeszcze tarcza strzelnicza.
- Będziesz używał broni palnej? - Uniósł brwi w zdziwieniu.
- Zobaczysz. - Tajemniczo odpowiedział, a gdy tarcza już stała na swoim miejscu, pobiegł szybko po cały sprzęt jaki ze sobą wziął. Gdy wrócił, zastał Magnusa siedzącego, na dopiero co wyczarowanej kanapie, z drinkiem w ręku. Spodziewał się, że będzie miał widownie, ale nie wiedział, że tak ostentacyjną.
Wzdychając sięgnął do swojej torby i wyciągnął z niej łuk oraz kołczan wraz ze strzałami,
- Łuk? - Usłyszał zdziwiony głos. - To bardzo staroświecka metoda zabijania. Umiesz w ogóle się tym posługiwać chłopcze? - Alec uśmiechnął się pod nosem. Stanął naprzeciw tarczy, oddalonej od niego o jakieś sto metrów, nałoży strzałę, naciągnął cięciwę i wycelował, lecz zamiast nie spuszczać celu z oczu, spojrzał wymownie na Magnusa i nadal się na niego patrząc wypuścił strzałę. Trafił dokładnie w sam środek.
Na twarzy Magnusa malowała się mieszanka zdziwienia i podziwu. Alec był zadowolony tym, że chociaż raz, to on mógł czymś zaimponować czarownikowi.
- Nieźle. - Skomentował klaszcząc w dłonie. Alexander pokłonił się lekko dziękując za pochwałę. - Możesz to zrobić jeszcze raz?
 - A co? Myślisz, że miałem szczęście? - Podpuszczał go. Doskonale wiedział, że nawet gdyby całkowicie zasłonięto mu oczy, efekt byłby taki sam.
- Nie. Wierzę w twoje umiejętności, ale po prostu chcę to zobaczyć jeszcze raz. - Alec powtórzył swoje ruchy, tym razem zamykając oczy. Strzała wbiła się tuż obok poprzedniej.
- Niesamowite! - Magnus nie mógł usiedzieć na miejscu. A co z ruchomymi celami? To też potrafisz?
 - Sprawdź mnie. - Alec świetnie się bawił. Nie powinien się tak popisywać, ale i tak, nikt nie mógł go za to zganić.
     Magnus oddalił się od niego, a w jego dłoniach pojawiły się krążki strzelnicze.
- Gotowy?
 - Zawsze i wszędzie. - Uśmiechnął  się łobuzersko.
- To zaczynamy. - Mówiąc te słowa, wyrzucił pierwszy krążek w górę, który nie zdążył polecieć za daleko, bo chwilę później wbiła się w niego strzała z czerwonymi lotkami.
 - Nieźle, ale teraz spróbuj tego. - Czarownik wyrzucił dwa krążki w tym samym momencie, każdy w inną stronę.
Alec błyskawicznie podjął działanie. Najpierw zestrzelił ten, który poleciał niżej, a gdy zauważył, że drugi zbliża się do ziemi, przeturlał się po macie i leżąc na plecach wypuścił strzale. Trafił i tym razem.
 - Miałem nadzieję, że ci się nie uda. - Westchnął, ciężko opadając na kanapę i sięgając po drinka. 
- Dlaczego? To chyba dobrze, że strzeże cię kompetentny ochroniarz?
- Tak, ale nie o to chodzi. - Przewrócił oczami. - Chciałem żeby okazało się, że nie we wszystkim jesteś najlepszy. To takie niesprawiedliwe. - Wyjęczał zawiedziony.
- Co? - Alec nie wierzył w to co słyszy. - Ja wcale nie jestem we wszystkim najlepszy.
- Mnie wydaje się inaczej. - Pokiwał głową. - A niby co, według ciebie, robisz źle? Z czym ty możesz mieć problem? - Łowca dłuższą chwilę się nad tym zastanawiał.
- Nie umiem mówić o uczuciach, ani ich okazywać. - Stwierdził w końcu, całkiem szczerze.
 - Co masz na myśli? - Magnus podchwycił temat.
 - To, że ile razy chciałbym swoje uczucia wyrazić słowami, to zacinam się i w efekcie nie mówię nic. Tłumię wszystko w sobie, a później, gdy to wybucha, jestem zły sam na siebie, za doprowadzenie do takiego stanu.
 - Z nikim nigdy nie rozmawiasz o uczuciach? - Poklepał siedzenie obok siebie.
- Właściwie to czasami mi się zdarza. - Usiadł na wskazanym miejscu. - Moja siostra - Izzy, wie o mnie wszystko. No prawie, ale głównie dlatego, że ma intuicję i potrafi to ze mnie wyciągnąć.
- Masz rodzeństwo?- Zdziwił się marszcząc brwi. - Nigdy o niech nie wspominałeś.
- Mówiłem już, nie potrafię rozmawiać o ważnych sprawach, a oni są dla mnie najważniejsi.
- A czy teraz chciałbyś o nich opowiedzieć?- Magnus zrobił zachęcającą minę, przez którą Alec nie mógł mu odmówić.
- Jest ich troje. Izzy, Jace i Max. Jace został adoptowany w wieku dziesięciu lat. - Już dawno nie wypowiadał imienia swojego brata z taką łatwością. - Jest moim Parabatai. Jestem z nich wszystkich najstarszy. Są dla mnie najważniejsi. Mogę na nich liczyć w każdej sytuacji, no może nie na Maxa, bo to jeszcze dzieciak, ma dopiero sześć lat. Jest taki mały, a już z charakteru zaczyna przypominać moją matkę, Maryse.
- Maryse? - Znowu zmarszczył brwi. - Maryse Lightwood. Tak właśnie myślałem, że skądś znam to nazwisko.
- Znacie się? - Alec był szczerze zdziwiony. Jego matka należała do tych osób, które lekko mówiąc, nie przepadały za podziemnymi.
- Och... Bardzo dawno temu mieliśmy okazję się poznać. Niestety...
- Nie lubicie się.
- Alec ja... - Zaczął się tłumaczyć, ale niebieskooki szybko mu przerwał.
- Spokojnie, rozumiem. Moja matka jest dość... specyficzna.
- Wyjątkowa. - Magnus uśmiechnął się promiennie. - Tak jak jej syn. - Alec speszył się. Powinien już dawno przyzwyczaić się do tekstów Magnusa, jednak nie potrafił. Czuł, że wszystkie jego słowa miały jakieś ukryte znaczenie i nie dawało mu to spokoju. - Teraz już wiem, po kim odziedziczyłeś urodę.
- Chyba... Chyba wrócę do ćwiczeń.- Podszedł do worka, odwracając swoją zarumienioną twarz. Komplementy czarownika schlebiały mu. Przez to co wcześniej czuł do Jace'a myślał, że już nigdy nikt mu się nie spodoba... Aż tu nagle, w jego życie, wparował Magnus z tym swoim brokatem i powoli zaczynał wywracać jego świat do góry nogami.

Magnus

     Siedział  na kanapie popijając drinka i obserwując poczynania Alexandra. Podziwiał jego mięśnie tańczące pod skórą, w rytm muzyki, którą słyszał tylko ich właściciel. Każdy jego ruch był pewny i celny. Magnus dopiero teraz mógł w stu procentach stwierdzić, że Alec idealnie nadawał się na jego obrońce. Jeśli nie pokona wroga w walce, to zabije urokiem osobistym.
 - Jeśli, dla ciebie, tak wygląda odpoczynek, to obawiam się, że się nie dogadamy. - Zaśmiał się, gdy Nocny Łowca kolejny raz zabierał się za walkę na noże. 
- Może zamiast siedzieć tam, dołączył byś do mnie? - Słowa Aleca wprowadziły go w niemałą konsternację. Nigdy dotąd, Alexander nie był w stosunku do niego tak otwarty.
- W sumie czemu nie? - Odłożył drinka i wstał z kanapy. - Ostrzegam tylko, że jak do tej pory, jestem niezwyciężony. - Machnął ręką, w której od raz pojawił się niebieski ogień.
- Nie miałem na myśli magii. - Uśmiechnął się podstępnie. - Walcz ze mną wręcz.
Magnus zatrzymał się w pół kroku. W prawdzie kilka set lat temu uczył się kung fu, ale ta umiejętność kompletnie nie była mu potrzebna. Wolał używać magii. Ona nigdy go nie zawiodła.
- Boisz się? - Alec go prowokował.
- Skądże znowu. - Odwzajemnił uśmiech. - Po prostu nie chcę skopać ci tego zgrabnego tyłeczka. - Odparł wchodząc na matę.
- Pożyjemy, zobaczymy. - Wypowiedział to z przebiegłym uśmieszkiem i jednym ruchem, pozbył się swojej koszulki, odrzucając ją daleko za siebie. 
- Tak się nie bawimy! - Magnusowi muskulatura Aleca zaparła dech w piersi. - Nie wolno w ten sposób rozpraszać przeciwnika. - Powiedział z oburzeniem, na co Alec  mrugnął do niego.
 - Sam tego chciałeś. -  Patrząc prosto w niebieskie oczy Alexandra, powoli zaczął rozpinać guziki granatowej koszuli. Gdy dotarł do ostatniego, jednym pstryknięciem pozbył się jej z zasięgu wzroku. Widział jak wzrok Aleca przesuwa się po jego nagim torsie. Wiedział, że nie ma się czego wstydzić. Był równie umięśniony co Alec, tylko w drobniejszym ciele. Dbał o to nie tyle z obowiązku, co z próżności. Właśnie po to, by w takich chwilach obserwować pożądliwe spojrzenie, którym aktualnie obdarowywał go Łowca.
- Zaczynajmy. - Odezwał się w końcu, nie spuszczając czarownika z oczu. Właśnie o taki efekt mu chodziło. Może dzięki rozkojarzeniu Łowcy, zdoła go pokonać.
     Zbliżyli się do siebie i rozpoczęła się walka. Ciosy Aleca były mocne, ale jak do tej pory, udawało mu się wszystkie zablokować. Raz czy dwa zdołał nawet przejść do kontrataku, lecz wygrana znowu szybko przechylała się ma stronę przeciwnika.
Magnus nie mógł się skupić. Raz za razem dotykał tego boskiego ciała. Nie potrafił przestać myśleć o tym, w jak odmienny sposób chciałby to robić. Nie chciał zadawać ciosów, chciał gładzić i pieścić każdy centymetr ciała anioła.
Właśnie te myśli doprowadziły do jego przegranej. Nawet nie zauważył kiedy Alec podciął mu nogi, rzucił nim o ziemię i przygwoździł jego ręce po obu stronach głowy.
Alec w końcu znalazł się na tyle blisko, by mógł policzyć każdą , nawet najmniejszą, plamkę w jego błękitnych oczach.
- Wygrałem. - Powiedział nadal trzymając go w uścisku, Magnus czuł ciężar jego ciała całym sobą. Wątpił czy, gdyby jego ręce nie były skrępowane, potrafiłby oprzeć się pokusie, by go dotknąć.
- Niezaprzeczalnie. - Wydusił z siebie i obserwował jak wzrok Aleca przesuwa się powoli po całej twarzy, na dłużej zatrzymując się na ustach. Magnus przygryzł dolną wargę zachęcająco. Wszystko w nim błagało o ten pocałunek. Do tej pory sam nie zdawał sobie sprawy, że aż tak tego potrzebuje.
Poczuł wielką ulgę, gdy niebieskooki zaczął się przybliżać do niego, był pewien, że tak się to musi skończyć. Pragnął tego pocałunku całym sobą i był już gotowy, kiedy Łowca nieoczekiwanie postanowił się odsunąć i zejść z niego.
Chwycił swoją koszulkę i mamrocząc coś pod nosem zniknął w budynku.
- Och Alexandrze... - Westchnął ciężko kładąc głowę z powrotem na macie. - Niszczysz moje marzenia.

Myślę, że Alexander zniszczył marzenia, nie tylko Magnusowi :P  To, jak na razie, mój ulubiony rozdział. A wam? Jak się podobał?

Everything about you is so easy to love // MalecOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz