the sun watches what I do

200 35 20
                                    

Wystarczył dosłownie jeden moment, żeby serce Taehyunga się zatrzymało. Na jego oczach Yoongi po prostu zniknął. Szatyn nie będąc do końca świadomym, tego co robi, wyskoczył za nim z pociągu. Czuł się tak, jakby po prostu leciał, kiedy chłodne powietrze owiewało jego ciało. Jednak lot nie trwał długo, bo już po chwili wylądował boleśnie w śniegu. Wstał, strzepnął zimny puch ze swoich włosów i ubrania, a następnie rozejrzał się desperacko wokół, szukając wzrokiem czarnowłosego. Ku jego panice nie było go w pobliżu, więc postanowił ruszyć w kierunku, gdzie chłopak prawdopodobnie mógł się znajdować.

Ruszył wzdłuż gęstego, iglastego lasu, w którym z pewnością by się zgubił, dlatego wolał omijać go z daleka. Świecący bielą śnieg trzeszczał pod jego stopami. Mimo całkiem ładnej pogody i błękitnego nieba temperatura była niska, przez co Kim czuł dość duży chłód. Nie miał na sobie kurtki, czapki, ani nawet szalika. Działał spontanicznie, więc nie było czasu, żeby myśleć o zabraniu jakiegoś ciepłego ubrania. Jednak nie obchodził go wtedy jego stan, najważniejsze było odnalezienie Yoongiego, tak więc szedł przed siebie, wołając chłopaka. Nie minęło sporo czasu, kiedy dostrzegł siedzącą na kamieniu czarnowłosą postać, do której natychmiast podbiegł i wykrzyknął:

— Yoongi!

Min podniósł głowę ze zdziwieniem, które powiększyło się jeszcze bardziej, kiedy ujrzał Taehyunga, który po chwili go objął.

— Boże, znalazłem cię — wyszeptał szatyn.

— T-Taehyung? — wyjąkał, odpychając go lekko. — Co ty tutaj robisz?

— Szukałem cię. Kiedy wypadłeś, wyskoczyłem za t—

— Słucham? — krzyknął czarnowłosy. — Dlaczego to zrobiłeś?!

— Chciałem po prostu cię uratować... To był taki impuls.

— Pojebało cię? Teraz obaj tutaj zginiemy!

Tae zamrugał i przyglądał mu się ze zdziwieniem. Nie rozumiał, czemu aż tak się zdenerwował.

— Yoongi, spokojnie. Wymyślimy coś. Może na początek chodźmy w kierunku biegu pociągu, hm? Spokojnie, wyciągnę nas stąd — powiedział z uśmiechem.

Tak naprawdę sam nie do końca wierzył, że uda im się dotrzeć do tego tajemniczego miejsca, do którego zmierzał parowóz, czy nawet jakiegokolwiek miasta. Jednak nie chciał tracić optymizmu, bo tylko pogorszyłby sytuację, która już i tak nie była zbyt dobra. Dokładając Yoongiego pesymistę - beznadziejna.

Min przytaknął tylko zrezygnowany i ruszyli w określonym kierunku. Panowała między nimi cisza, przerywana jedynie trzeszczącym śniegiem. Min myślał o wszystkim co się do tej pory wydarzyło i o tym, że najprawdopodobniej niedługo zginą, bo nie wytrzymają przecież na takim mrozie bez ciepłych ubrań i jedzenia. Miał ochotę płakać, gdy pomyślał o swoich przyjaciołach. Nie mógł ich przecież tak zostawić, chciał im jeszcze tak wiele dać.

Podniósł wzrok na plecy idącego przed nim Kima. Właściwie to cieszył się, że chłopak za nim wyskoczył i bardzo doceniał jego poświęcenie. Jednak z drugiej strony nie chciał, żeby narażał się tylko z jego powodu. Przecież szatyn miał swoje plany, cele, ambicje, które z pewnością było warte dalszego życia. Nie chciał być powodem, przez który ktoś straci to wszystko.

Jednak koniec końców, w zaistniałej sytuacji bez wyjścia cieszył się, że był tutaj właśnie z Taehyungiem.

Wędrowali już jakiś czas, a dojmujące zimno dawało im się we znaki. Tae cały czas zastanawiał się desperacko, co robić. Ściągnął bluzę, odwrócił się do czarnowłosego i mu ją podał.

crystal snow; taegiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz