selenophile

103 22 3
                                    

Yoongi siedział z długopisem w dłoni już drugą godzinę i nadal nie wiedział od czego powinien zacząć. Jego talent pisarski (którego nigdy nie miał) skończył się akurat teraz. Była druga w nocy, a on siedział nad kartką papieru, próbując wymyślić chociaż jedno ładne zdanie. Nie chciał, żeby to było coś banalnego. Musiał naprawdę się postarać, żeby zawrzeć w tym liście wszystkie najważniejsze myśli. Odkąd Taehyung był jego księżycem, musiał naprawdę dać z siebie wszystko. A może był nim od samego początku?

Min przywalił głową w biurko po raz piąty tej nocy, jakby miało mu to w ogóle pomóc i nagle zesłać na niego wenę. A jednak po chwili zerwał się jak oparzony, czując w końcu, że wymyślił coś, co się jako tako nadaje. Przez uchylone okno wpadało zimne powietrze, dodatkowo napędzając jego mózg. Pisał jeszcze przez najbliższą godzinę, ignorując chrapanie Jina i nocny bełkot Jeongguka, który gadał o tyłku Hoseoka. Czarnowłosy w końcu poczuł, że robi coś naprawdę pożytecznego.

Najgorsze było przed nim. Musiał w jakiś sposób dać list Taehyungowi. Ale jak miał to, do cholery, zrobić? Czułby się dziwnie, tak po prostu wręczając mu list, w którym napisał więcej o swoich uczuciach, niż powiedział i okazał przez całe swoje życie. To było zbyt żenujące. Dlatego postanowił schować to do jego kurtki, kiedy wyszedł na lekcji do łazienki. Po jakimś czasie doszedł do wniosku, że teraz czuje się jeszcze gorzej. Czekanie go wykańczało; stresował się za bardzo. Właściwie nie miał pewności, że chłopak w ogóle zobaczy list. Nie miał również gwarancji, że to w jakikolwiek sposób pomoże. Posiadał jedynie nadzieję, która wyczerpywała się z każdym dniem.

✽✽✽

Była godzina 3:55. Yoongi siedział w tym samym parku, gdzie zaledwie kilka tygodni temu znalazł pijanego Taehyunga. Mieli spotkać się o czwartej i im szybciej minuty mijały, tym bardziej się denerwował. Chłodne zimowe powietrze przeszywało go na wskroś, ale nadal czekał.

04:00

04:05

04:11

Nic. Cisza.



Nikt się nie pojawił. Min siedział tam w samotności, wciąż czekając i mając nadzieję, że ten jednak przyjdzie. Lecz im dłużej czekał, tym bardziej był rozczarowany. Poczuł smutek i złość. Wstał z ławki i zaczął kopać kamyki na dróżce. Rzucał nimi przed siebie z całej siły, trafiając nimi w nieokreślone przedmioty. Był przekonany, że list do niego dotarł i że go widział. Nawet jeśli Taehyung niczego sobie nie przypomniał, mógł przecież po prostu przyjść. Czarnowłosy miał już naprawdę dosyć. Dlaczego tak sobie z nim pogrywał? Dlaczego wciąż sprawiał mu przykrość?

— Yoongi?

Min zamarł. Ten głos. Opuścił rękę, a kamień poturlał się po trawie. Czuł się jak sparaliżowany, nie mogąc się ruszyć. Po chwili odzyskał opanowanie, choć oddech miał ciężki. Odwrócił się powoli i wtedy go zobaczył. Przed nim stał Kim Taehyug o pieprzonej czwartej nad ranem, oświetlany jedynie przez księżycową poświatę. Wpatrywali się w siebie, niezdolni do wypowiedzenia jakiegokolwiek słowa. Yoongi czuł się zdezorientowany. Myśli krążyły w jego głowie jak oszalałe, nie pozwalając pozbierać się do kupy. Nagle podszedł szybkim krokiem do chłopaka i objął go z całych sił, przyciskając mocno do siebie. Potrzebował tego. Chciał wiedzieć, że szatyn jest prawdziwy. Wtulił się w miękki materiał jego szalika. Poczuł dreszcze, kiedy ręce starszego znalazły się na jego plecach.

— Yoongi, to ja. Taehyung — wyszeptał. — To naprawdę ja.

A Yoongi po prostu się rozpłakał. Łzy spływały mu po brodzie i policzkach. Nie kontrolował tego i nawet nie wiedział w którym momencie z jego ust zaczął się wydobywać coraz głośniejszy szloch. Kim objął go ciaśniej. Niekontrolowane łzy szczęścia wciąż spływały po twarzy młodszego. Czy to właśnie było szczęście? Yoongi nie wiedział. Po prostu czuł się bezpieczny. Czuł, że w końcu odnalazł coś zagubionego.

crystal snow; taegiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz