in dreams he came

127 20 0
                                    

Oczy Yoongiego otworzyły się powoli, kiedy jego ciało przeszył chłód. Nieprzytomnym wzrokiem począł szukać źródła zimna, którym okazało się otwarte okno. Nie miał nawet ochoty na zastanawianie się, dlaczego nie zostało na noc zamknięte. Ale zaraz, przecież sam zamykał je przed położeniem się spać, dobrze to pamiętał. Nie miał jednak na tyle trzeźwego umysłu, aby to przetworzyć, tym bardziej, że coś tuż obok niego poruszyło się. Dopiero wtedy uświadomił sobie, że znajduje się w pokoju Jimina, który leżał przy nim, powoli otwierając dwie małe szparki i ziewając. Po chwili przywitał się i wstał w celu ubrania się. Robił to niesamowicie powoli, że od samego patrzenia Min robił się jeszcze bardziej senny (o ile było to w ogóle możliwe).

— Co zamierzasz teraz zrobić? — spytał. — Idziesz ze mną?

— Nie — czarnowłosy pokręcił głową. — Nie dzisiaj.

Jimin wzruszył tylko ramionami, po czym wyszedł, obiecując wcześniej, że wróci po południu z jedzeniem. Tak więc Yoongi skończył leżąc, owinięty w koce, a jedynym zajęciem na jakie było go stać było gapienie się w sufit, ewentualnie wyglądanie przez okno. Podświadomie czekał na noc, kiedy będzie mógł ponownie spotkać się z Taehyungiem. Dodawało mu to otuchy.

Być może Yoongi doskonale zdawał sobie sprawę, że chłopiec przychodził do niego naprawdę. Być może sny były tylko jego wymysłem. Być może nienawiść, którą wciąż urzeczywistniał, powodowała, że nie chciał dopuścić tego do swojej świadomości. A może było zupełnie na odwrót? Ten świat pełen absurdu i zakłamania denerwował go już dostatecznie.

Jimin, ku zadowoleniu Mina, przyniósł ze sobą trochę jedzenia. Co prawda był to skromny posiłek, lecz Yoongi wiedział, że tutaj trzeba cieszyć się nawet z jednego okruszka. Ubóstwo tych ludzi dobijało go. Nie mieli nic, byli zdani tylko na łaskę króla, który w żadnym stopniu nie objawiał swego miłosierdzia. Pracowali całe dnie, nie mając tak naprawdę, gdzie się podziać. Byli to głownie jeńcy, dłużnicy i osoby, które w jakiś sposób naraziły się państwu.

Czarnowłosy im dłużej się nad tym zastanawiał, tym coraz bardziej zaczynał doceniać życie w sierocińcu. Patrząc na to z tej perspektywy miał tam wszystko, czego potrzebował. Nie był do niczego zmuszany, nikt nie nakazywał mu wykonywać ciężkiej pracy fizycznej. Poczuł nagle wielkie pragnienie powrotu, który, póki co nie był możliwy.

O ile kiedykolwiek będzie.

Wieczór minął im w miłej atmosferze, przy ripostach i narzekaniu Yoongeigo na wszystko co się rusza oraz chichocie Jimina.

— Jimin, mogę cię o coś spytać? — odezwał się, a kiedy ten skinął głową, kontynuował. — To dosyć głupie pytanie, ale co tu właściwie robisz?

— Siedzę naprzeciw jakiegoś marudnego i irytującego kolesia z czarnymi włosami i słabymi żartami — blondyn roześmiał się po raz kolejny, nie mogąc się powstrzymać.

— Nie, pytam poważnie — westchnął. — Jak się znalazłeś na tym zamku?

Chłopiec spoważniał.

— Co masz na myśli?

— No co tutaj w ogóle robisz? Skąd jesteś i czemu jesteś teraz w tym pałacu?

— Ja — zawahał się. — Nie jestem stąd. Sprowadzono mnie tutaj.

Jednak Mina to nie przekonało.

— Czyżby? — rzucił mu podejrzliwe spojrzenie. — Słuchaj, może uznasz mnie za szaleńca, ale mam to gdzieś. Wiesz jak ja tu trafiłem? Pojechałem jakimś podejrzanym pociągiem w środku nocy, z którego potem wypadłem i byłem zmuszony błądzić po tej krainie z innym chłopakiem bez celu, tylko po to, żeby znaleźć jakiegoś gościa od życzeń, którego swoją drogą i tak nie spotkałem. — powiedział pośpiesznie na jednym wdechu. — A potem zostałem uprowadzony i zamknięty w tym zamku. Właściwie do tej pory nie wiem, czemu tutaj jestem.

crystal snow; taegiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz