Yoongiego przeszły dreszcze. Otworzył zaspane oczy i spostrzegł, że jego koc leżał daleko na podłodze. Podszedł do okna i zobaczył wschód słońca. Uznał, że to dobra pora, żeby ruszać, bo w końcu im szybciej, tym lepiej. Zbudził przyjaciół po kolei, nie zwracając uwagi na ich protesty. Zjedli skromne śniadanie i wyruszyli w dalszą drogę. Na zewnątrz było rześko i bardzo zimno, przez co wszyscy starali się przyśpieszyć tempa, żeby chociaż trochę się rozgrzać. Wszędzie wokół było biało, drzewa nosiły śnieżne czapy. Słońce nie zdążyło jeszcze do końca wzejść, a chłopcy już mieli za sobą całkiem spory odcinek.
— Daleko jeszcze? — spytał Jeongguk po raz setny tego poranka.
— Przysięgam, że jeśli jeszcze raz usłyszę to pytanie w ciągu następnych piętnastu minut, to własnoręcznie cię uduszę — warknął Seokjin.
— Daleko jeszcze? — Jeon wystawił język do starszego.
Kim odwrócił się i zaczął udawać, że dusi chłopca, przez co młodszy nie mógł opanować śmiechu.
— Jeszcze jeden raz, a naprawdę to zrobię i wtedy zamiast zamiast tych suszonych owoców będziemy mieć na obiad potrawkę z królika.
— Ale serio, Yoongi, ile nam jeszcze zostało? — zawołał Jeongguk do czarnowłosego, który szedł przodem.
Yoongi zastanowił się. Jak dotąd znał okolicę, rozpoznawał tę drogę. Chwilę temu zobaczył znajome wzgórze.
Tak, właśnie to wzgórze, na którym został porwany, a rozmowa z księżycem została mu brutalnie przerwana. Później znalazł się w nieznanym wtedy budynku, nie wiedząc, dlaczego tam w ogóle był. Właśnie tutaj pojawiał się problem - przez całą drogę miał zasłonięte oczy. Yoongi nie mógł znać drogi do pałacu.
— Słuchajcie, jest problem. Nie znam dalszej drogi — odwrócił się do reszty.
— Jak to? Czemu?
— Wiesz, zostałem tu tak jakby porwany przez Taehyunga i musiałbym być geniuszem, żeby ściągnąć sobie przepaskę z oczu z zawiązanymi rękami.
— Zostałeś przez Taehyunga co?! — wykrzyknął Hoseok.
— Boże, Hoseok, to nie jest teraz ważne, okej?— westchnął Min, masując sobie skronie.
— To co robimy, hyung? — spytał Namjoon.
Yoongi zamknął na chwilę oczy i zaczął myśleć.
— Po prostu idźmy cały czas tą drogą, trzymając się lasu, potem coś wymyślę.
Tak też zrobili, kontynuując wędrówkę przez mroźną krainę. W pewnym momencie las się skończył i zobaczyli przed sobą ogromną przestrzeń pokrytą śniegiem. Po pewnym czasie w oddali dostrzegli jakiś punkt. Z początku trochę się przestrzaszyli w obawie, że to dzikie zwierzę, jednak kiedy punkt się zbliżył, okazało się, że to jakiś wóz.
— Hej, może on by nas podwiózł? — rzucił Jeongguk.
— Jedzie w przeciwnym kierunku, matole — Jin stuknął go w czoło.
— Ale możemy przecież spytać o drogę, nie?
— To nie takie głupie — mruknął Min do siebie.— Okej, ale ja pójdę.
Po kilku minutach wóz się zbliżył. Yoongi zaczął machać rękoma, aż w końcu mężczyzna zatrzymał się.
— Czego? — spytał.
— Wie pan może jak dojść do Karnevalu?
— Jaki tam ze mnie pan — mężczyzna podrapał się po karku. — Zwykły chłop ze wsi i tyle. Tak, panie, kawał drogi stąd. Co najmniej trzy dni piechotą. Jadę tam jutro z samego rańca.
CZYTASZ
crystal snow; taegi
Fiksi PenggemarRaz do roku, w zimową noc przez Seul przejeżdża niezwykły pociąg. . Yoongi to zagubiony chłopiec pozbawiony nadziei, a Taehyung pomoże mu odnaleźć szczęście. Lub Niekończąca się podróż przez śnieżną krainę, w której zorza polarna przybiera odcieni...