can I be your one?

75 13 7
                                    

Mogłoby się wydawać, że ta noc była piękniejsza niż inne. Może rzeczywiście tak było, bo Księżyc, stary druh Yoongiego, odział się dzisiaj w piękniejsze szaty, a gwiazdom kazał świecić jaśniej. A to wszystko specjalnie dla dwójki chłopców, przepełnionych tęsknotą. Ich usta były cały czas połączone, a drżące dłonie (z zimna...?) nie potrafiły odnaleźć drogi na chłodnych, a zarazem rozpalonych ciałach. Ciężkie oddechy mieszały się, a ich usta wędrowały coraz niżej, chłonąc gładką skórę i zasysając się na niej. Doprawdy, byli jak yin i yang; zupełnie różni, jednak razem tworzyli harmonijną całość. Potrzebowali się nawzajem, bo tylko wtedy we wszechświecie panowała równowaga.

— Hej, czekaj — Yoongi oderwał się nagle od Taehyunga. — Poczekaj. Są sprawy ważne i ważniejsze.

— Ah tak? — mruknął niezadowolony szatyn. — Jakie na przykład?

— Skąd ty się tu, do cholery, wziąłeś?

Taehyung zerknął tęskno po raz ostatni na zaróżowione usta czarnowłosego, po czym z niechęcią wskazał na kamienie leżące obok.

— Siadaj i słuchaj, ale najpierw powiedz mi, co ty tu robisz.

— Cóż, w skrócie znalazłem w twoim pokoju list od króla i coś mi podpowiedziało, że muszę tu przyjść, żeby uratować ci tę tłustą dupę.

— Yoongi, czy ty zawsze musisz być taki? — szatyn przewrócił oczami. — Musisz zawsze robić wszystko po swojemu? W każdym razie teraz moja kolej. Sytuacja wygląda tak, że rzeczywiście dostałem tamten list bezpośrednio od króla Fenrira i jak sam pewnie widziałeś, zagroził mi, że jeśli nie zjawię się w zamku, to zrobi coś mojej mamie i tobie. Właśnie dlatego tutaj jestem.

— Tyle to wiem — burknął Min. — Chyba nie masz zamiaru naprawdę tam iść?

— Żartujesz, Yoongi? Ja nie mam wyboru. Nic nie może stać się mojej mamie ani tobie, rozumiesz? To wszystko, ta cała praca tutaj, to tylko dla niej. Poza tym złamałem prawo. To ja sprawiłem, że stąd uciekłeś, ja zresztą razem z tobą. Muszę ponieść konsekwencje.

— Przecież oni cię zabiją! — Yoongi podniósł głos.

Taehyung spuścił głowę, jednocześnie uciszając chłopaka gestem dłoni.

— Nic takiego się nie stanie — spojrzał w oczy czarnowłosego z uśmiechem, ujmując jego dłonie. — Obiecuję. Po prostu... zostaw to mnie, okej?

Yoongi nie odpowiedział, a jedynie wpatrywał się gniewnie w ciemne tęczówki chłopaka. Wiedział, że był niesamowicie uparty. Ale Yoongi również.

Noc nadal była piękna, mimo, że dwa żywioły siedziały w całkowitej ciszy.

✽✽✽

Jeśli Taehyung myślał, że czarnowłosy naprawdę zostawi tę całą sprawę od tak, to grubo się mylił. Yoongi miał zaprzepaścić tę całą drogę, jaką przebył, żeby znaleźć szatyna? Miał tak po prostu pozostawić go na łasce króla? Miał pozwolić jego nadziei zniknąć? No chyba nie.

Właśnie dlatego z samego rana przy śniadaniu postanowił opowiedzieć chłopakom całą historię z najdrobniejszymi szczegółami. Powiedział, jak spotkał w nocy Taehyunga oraz co ten mu powiedział, podkreślając, że król nie miał dobrych intencji i że szatyn po prostu idzie na śmierć. Mówił szybko, słowa mu się plątały. Był zdesperowany i rozkojarzony.

— No, to co chłopaki? Idziemy go ratować! — wykrzyknął Hoseok dziarsko, zrywając się z krzesła.

Reszta przyznała mu rację, przekrzykując się nawzajem, jak to mieli w zwyczaju.

crystal snow; taegiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz