but the moon knows all my secrets

191 29 6
                                    

Yoongi poczuł niezidentyfikowane i mokre coś na twarzy. Otworzył zaspane oczy i odkrył, że tym czymś, co przeszkadzało mu w jakże ważnej dla niego czynności, którą było spanie, był język należący do włochatego husky'ego. Odsunął od siebie merdające ogonem zwierzę, po czym z powrotem ułożył wygodnie głowę na poduszce. Dopiero po chwili zorientował się, że tym, na czym leżał, nie był wcale miękki materiał, a brzuch Kim Taehyunga, którego dodatkowo obejmował. Spostrzegłszy dziwne położenie, podniósł się jak oparzony, dziękując komukolwiek kto tam był na górze, że szatyn jeszcze spał. No, nie była to do końca prawda, bo Tae przebudził się już wcześniej, jednak nie chciało mu się specjalnie fatygować, żeby ściągać z siebie czarnowłosego. Poza tym nie chciał go też budzić, kiedy spał głębokim snem jak małe dzieciątko.

Kiedy Yoon próbował uspokoić się po krępującej sytuacji i przejeżdżał dłonią po twarzy, przeczesując raz po raz kruczoczarne włosy, Kim otworzył oczy i przywitał się grzecznie z chłopakiem. Yoongi, nadal nieco zakłopotany, rzucił jedynie "dzień dobry", chcąc jak najszybciej zniknąć z pola widzenia chłopaka. W końcu obaj wstali i podążyli w stronę salonu wraz z szaro-białą kulką, która wręcz tryskała energią. W pomieszczeniu staruszek polecił im skorzystanie z łazienki, a następnie wspólne śniadanie. Po szybkiej kąpieli każdy założył swoje ubrania przygotowane przez mężczyznę. Po posiłku oznajmili, że czas ich niemiłosiernie goni oraz że niezwłocznie muszą wyruszać.

— Do najbliższego miasta musicie iść cały czas prosto, aż zobaczycie drogę w lesie. Za tym lasem jest już bardzo blisko, na pewno traficie — tłumaczył staruszek. — Oh, naprawdę nie chcielibyście zostać tu trochę dłużej?

— Przepraszamy, ale niestety musimy iść dalej, pan rozumie — odparł Min.

— A gdzie tak właściwie zmierzacie?

— Do cudownego miejsca. Tak myślę... — westchnął szatyn rozmarzony, na co Yoongi dotkliwie nadepnął mu na stopę, aż ten syknął.

— Musimy zorientować się w którym mieście jest nasza mama, to tyle — skłamał czarnowłosy wymijająco.

Staruszek uśmiechnął się jedynie tajemniczo, po czym życzył im miłej i udanej podróży. Pożegnali się i wyszli na zewnątrz, czując chłodne powietrze. Owszem, było zimno, ale na pewno nie tak jak dzień wcześniej; było to po prostu do zniesienia, a w kurtkach i ciepłych ubraniach było im o wiele łatwiej. Ściemniało się już, a w oddali dało się dostrzec las, do którego zmierzali.

Wędrowali we wskazanym kierunku już jakiś czas. Nie rozmawiali za dużo, jednak nie było to niezbędne. Wystarczyła im wzajemna obecność, która dodawała otuchy w tej dziwacznej i nieprawdopodobnej sytuacji, w której byli zmuszeni się odnaleźć.

— Twoi rodzice nie martwią się, że nie ma cię tak długo w domu? — zagaił Yoongi, kopiąc niewielką szyszkę.

— Mama pewnie nawet nie zauważyła — wzruszył ramionami. — Zazwyczaj czas podróży pociągiem, nieważne jak długi, jest praktycznie nieodczuwalny dla ludzi znajdujących się poza tym wszystkim. W sumie to to może trwać, hm, nie wiem, może z pół godziny?

— Wow. To serio dziwne. Jesteś pewien, że to nie sen?

— Na sto procent, mały — zaśmiał się Tae, mierzwiąc chłopakowi włosy, na co ten zmarszczył nos. — A twoi rodzice? Martwiliby się?

Min zawahał się i powstrzymał chwilę przed odpowiedzią.

— Nie... Raczej nie — odparł w końcu, wypuszczając obłok pary z ust.

— Jak to?

Czarnowłosy stanął nagle jak wryty i gestem nakazał Taehyungowi milczeć. Stał tak przez krótką chwilę, co zaczęło niepokoić szatyna.

crystal snow; taegiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz