please don't stay in my heart once you've gone

147 26 11
                                    

Nikłe promienie słoneczne przedostawały się przez małe okienko, a poranny śpiew ptaków podziałał na czarnowłosego chłopca niczym wiadro zimnej wody. Ocknął się i zaspany przetarł oczy, podnosząc się do pozycji siedzącej. Poczuł dziwne uczucie, jakby wcale nie wiedział, gdzie się znajduje. Stwierdził jednak, że jest w niewielkim pałacowym pomieszczeniu, a o swoim imieniu również nie zapomniał. Jednakże nie potrafił zignorować tego, że czuł, jakby o czymś zapomniał.

Stawiając małe kroki po podłodze uważał, aby się nie przewrócić, ponieważ szedł dosyć chwiejnym krokiem i w dodatku miał problem z utrzymaniem równowagi. Nie stąpał jednak na tyle uważnie, gdyż przez zamroczenie potknął się o leżącego na ziemi buta. Runął jak długi, a już po chwili usłyszał gniewny głos wzywający go do pracy. Mimo poobijanego ciała od razu stanął na nogi, ponieważ zdążył już się przekonać, że spóźnialstwo nie jest cechą pochwalaną na zamku. Co sił w nogach narzucił coś na siebie i w pośpiechu pobiegł do kuchni, gdzie tym razem przypadło mu dosyć przyjemne zajęcie, jakim było nakrywanie do stołu.

Yoongi cieszył się, że nie musiał spędzać całego dnia na zewnątrz, gdzie panował kilkustopniowy mróz, jednak z drugiej strony twierdził, że wolałby zostać tam wysłany. Przynajmniej wtedy jego myśli nie krążyłyby wokół Kim Taehyunga.
Okoliczności rzekomego snu były dosyć dziwne. Czemu akurat był to szatyn i dlaczego to wszystko wydawało mu się nazbyt realistyczne? Doskonale pamiętał uczucia radości i uniesienia, jakie towarzyszyły mu podczas patrzenia w rozgwieżdżone niebo. Pamiętał spokojną twarz Tae, niczym nie przypominającą tej sprzed kilku tygodni. Pamiętał jego lekki dotyk. Pamiętał łąkę bez śniegu i jego ukochany nieboskłon, wyglądający piękniej niż kiedykolwiek. Pamiętał, że był wtedy szczęśliwy, mogąc podziwiać jego piękno. Wydawało mu się, że naprawdę to przeżył, lecz całe to wydarzenie zaprzeczało zdrowemu rozsądkowi. Jednak czy można tutaj mówić o jakiejkolwiek logice?

Wszystko było pozbawione sensu już od samego początku.

Jedna rzecz się nie zmieniła. Wciąż nienawidził Taehyunga, bez względu na jego powody czy też cele. To on go w to wciągnął i to właśnie on odpowiadał za to wszystko. Nie chciał słuchać jego tłumaczeń, a nawet jeśli wydarzyłoby się to w jego śnie, to wciąż tylko sen. Mrzonka. Abstrakcja. Wytwór jego cholernej wyobraźni, która ostatnio na zbyt wiele sobie pozwalała. Min sam już nie wiedział, co jest jej wymysłem, a co rzeczywistością. Czuł się, jakby śnił na jawie, ponieważ to, co się tutaj wyprawiało niekoniecznie miało logiczne wytłumaczenie. Jednakże, być może jedyną rzeczą, której był pewien i wiedział, iż nie jest iluzją było to, że nienawidził szatyna z całego serca. Wmawiał to sobie cały czas, coraz bardziej w to wierząc i coraz bardziej pogłębiając to uczucie. Było to jedyne, czym mógł się zając w tym odosobnionym królestwie, gdzie wciąż był więziony.

Wieczór nadszedł szybko. W głębi duszy Yoongi był ciekawy, czy i tym razem w jego śnie pojawi się szatyn, tak więc błyskawicznie znalazł się na swoim posłaniu. Nie minęło dużo czasu, a jego domysły potwierdziły się. Było tak samo, jak wczoraj; kamienie, stukanie, dyskretne opuszczenie pałacu.

✽✽✽

Tej nocy droga była dłuższa niż ta wczorajsza, a temperatura jeszcze niższa i mimo ciepłego okrycia, które wręczył mu Taehyung, Yoongiemu wciąż doskwierał chłód. Rzeczą, którą również zauważył było to, że tym razem wspinali się pod całkiem sporą górę. Chociaż trudno było mu stwierdzić, czy rzeczywiście była taka ogromna, gdyż śnieg zasypujący jego twarz oraz szczypiący mróz skutecznie utrudniały mu widoczność, a o jakimkolwiek komforcie nie było nawet mowy. Szli godzinę, a może trzy, Yoongi nie wiedział. Droga dłużyła mu się niemiłosiernie, tym bardziej, że mijała w całkowitym milczeniu. Ośnieżona i oblodzona powierzchnia robiła się coraz bardziej stroma, co wcale nie ułatwiało chłopcu sprawy. Obaj zdążyli się już kilka razy pośliznąć, niefortunnie lądując na twardym jak skała lodzie.

Nagle Kim stanął i odwrócił się do czarnowłosego.

— Zaspa — wyszeptał, spoglądając gdzieś ponad ich głowami i pokazując Minowi gestem, aby zachował ciszę.

Blady chłopiec również spojrzał w górę, gdzie zobaczył ogromny most, rozciągający się tuż nad ich głowami, od jednego lodowego zbocza do drugiego. Przeszli pod nim najciszej, jak potrafili, nie chcąc skończyć śmiercią pod śniegiem. W miarę zbliżania się do obszaru poza zasięgiem lawiny, na twarzy Mina ponownie zaczęła osiadać gęsta pokrywa śnieżna. Trwało to chwilę, a kiedy pozbył się puchu z zziębniętej i zaczerwienionej twarzy, ujrzał przed sobą iście zatrważający widok. Wszystko pokrywał śnieg; drzewa, świątynie, drogę, jednak rzeka i wodospad wciąż tętniły życiem. Niby nic niezwykłego, jednak Yoongiego urzekła ta prostota.

Podążył za Kimem dróżką prowadzącą wprost do niewielkiego sanktuarium. Wyglądała na starą japońską kapliczkę, którą zdążył już naznaczyć czas, lecz to właśnie dzięki temu zyskała swój niepowtarzalny urok. Przy wejściu wisiały lampiony z napisami, których Min nie był w stanie odczytać. Był to moment, w którym żałował, że nie przyłożył się do nauki japońskiego. Weszli po kamiennych schodkach do środka. Wnętrze było skromne, bez zbędnych ozdób. Na wprost znajdowało się niewielkie podwyższenie, gdzie stało kilka figurek i wypalonych świec, a na ścianie wisiały zapisane, zżółknięte zwoje. Taehyung podszedł do niewielkich schodów i padł na kolana. Natomiast Yoongi, nie bardzo wiedząc co robić, po prostu stał i patrzył, zastanawiając się, dlaczego przyszli akurat tutaj. Mimo urokliwości i estetyczności tego miejsca, wolałby przebywać teraz na łące i spoglądać w niebo.

— Przychodzę tu, odkąd pamiętam — odezwał się nagle Kim, podnosząc głowę. — Nie znam spokojniejszego miejsca, niż to. Wiesz, zawsze, kiedy mam jakiś problem, zjawiam się tutaj. Jednak za każdym razem to miejsce sprawia, że czuję pewien mrok i chłód.

Yin.

— Lecz zaraz potem wschodzi słońce, a moją duszę ogarnia harmonia.

Yang.

Yoongi wyraźnie odczuwał chłód, a przed jego oczami pojawił się świetlisty rogalik.

Yin?

— Dziwne, prawda? — zaśmiał się szatyn. — W Seulu też znalazłem taką kapliczkę. Przychodzę tam i proszę o wiele rzeczy. Mówię wszystko, co we mnie tkwi. Nie boję się, nikt mnie wtedy nie słyszy. — odwrócił głowę w stronę chłopca. — Masz takie miejsce?

Czy miał? Oczywiście. Nie mógł jednak nazwać tego miejscem. Miał coś znacznie lepszego i cenniejszego - drugiego człowieka (a nawet trzech). Miał ich zawsze przy sobie, było to znacznie prostsze. Jednak teraz był sam. Nie mógł na nikogo liczyć i w tamtej chwili po raz kolejny boleśnie sobie to uświadomił.

— Ja nie mogę polegać na ludziach, zadowalam się więc wymyślnymi bóstwami i wierzę, że pewnego dnia wysłuchają moich próśb.

Czy w tym świecie Yoongi mógł na kogokolwiek liczyć?

— Czasami niektórych rzeczy nie można wyjaśnić. Czasami niektóre słowa nie są w stanie przejść przez gardło, nawet te najprostsze — szatyn skierował wzrok na okno. — Po co nam słowa? Słowa oddalają nas od prawdy.

Czarnowłosy stał, milcząc. Cały czas zastanawiał się, czemu byli właśnie tu. Zauważył, że chłopak był tym razem inny niż wczoraj. Jakby coś w nim umierało.

— Nie mogliśmy dziś pójść na łąkę — odezwał się nagle Tae, jakby czytał mu w myślach. — Dzisiaj nie należy do nas. Przyszła kolej kogoś innego.

Szatyn wstał nagle, podszedł do Yoongiego i złapał go za rękę. Wyszli z budynku, zmierzając w kierunku rzeki. Taehyung pochylił się nad taflą i zachęcił chłopca do tego samego.

— Spójrz, widzisz gwiazdy? — spytał, wskazując na wodne zwierciadło. — To coś, co bardzo kochasz, prawda? Widzisz, nieważne, gdzie się znajdziesz, one zawsze będą ci towarzyszyć i nadadzą nawet najohydniejszemu miejscu piękno. Wystarczy, że spojrzysz w górę. Jednak z ludźmi nie jest już tak łatwo. Jeśli ktoś jest zepsuty od środka, to nawet najznamienitsze szaty nie sprawią, że stanie się wspaniały. — wyciągnął dłoń, dotykając palcem piersi Yoongiego. — Wszystko jest tutaj i to od ciebie zależy, czy będziesz pielęgnował w sobie dobro. Pamiętaj - piękno tkwi w środku, nie na zewnątrz.

A Yoongi rozumiał. Wiedział o tym doskonale. Jednak tej nocy pojął coś innego; gwiazdy odbijające się na twarzy Taehyunga były piękniejsze i świeciły jaśniej niż poprzednio. 

crystal snow; taegiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz