frozen hearts growing colder with time

143 26 15
                                    

Najważniejszym, co miał w życiu byli jego przyjaciele. Cenił każdą chwilę spędzoną ze swoimi idiotami. Skrycie cieszyły go nawet tandetne żarty Seokjina, które zawsze ucinał swoimi ripostami. Cieszył go nawet Hoseok nieudolnie próbujący rozbawić wiecznie nadąsanego Mina, mimo iż zawsze komentował to jedynie typowymi dla siebie sarkastycznymi tekstami, czy też lodowatym spojrzeniem o treści "Zabiję cię, jeśli się nie odwalisz". Cieszył go również Jeongguk, wyciągający go co drugi dzień na nogę, kosza czy też tenisa. (Yoongi protestował tylko dla zasady)

Doceniał to wszystko, bo były to pierwsze i jedyne osoby, które kiedykolwiek się nim zainteresowały i traktowały go poważnie. Mimo, iż z zewnątrz wcale na to nie wyglądało, czarnowłosy naprawdę ich kochał. Kochał jak nikogo innego. Czuł się akceptowany bez względu na swój nieprzewidywalny charakter, lekkie skrycie, czy też wrodzoną małomówność.

Taehyung również w pewnym stopniu stał się cząstką jego życia. Być może Yoongi jego również zaczął doceniać w ten sposób. Być może na nim również zaczęło mu zależeć.

Być może Kim Taehyung również był dla niego ważny.

Jednak to wszystko rozpadło się w jednej chwili. W chwili, w której to jego oblicze pojawiło się przed Yoongim.

Ich spojrzenia spotkały się. W ciemnych tęczówkach szatyna malowało się czyste zdumienie, zastąpione po chwili wściekłością.
Złapał nadgarstek Mina mocniej i przygwoździł go do ściany obok, chwytając również drugi. Ten nagły ruch zdezorientował czarnowłosego, dostatecznie już oszołomionego, do tego stopnia, że zakręciło mu się w głowie. Przymknął powieki, a kiedy je uchylił, ujrzał twarz Taehyunga dokładnie przed sobą. Był zbyt blisko. Jednak co mógł zrobić Yoongi ze swoją siłą ćmy?

Ćmy zawsze go fascynowały. Czuł z nimi pewien rodzaj powiązania. Były niczym motyle, które nie zostały obdarzone żadną piękną barwą. Były motylami pozbawionymi wszelkich kolorów. Ciemne, nudne, irytujące, odpychające. Tak właśnie widział siebie Yoongi.

Jako ćmę, pozbawioną szansy na posiadanie pięknych skrzydeł.

Tak właśnie Min Yoongi się czuł; stracił nadzieje. Musiał przystosować się do bycia kimś gorszym, kto utracił szansę na lepszy start. Może gdyby jego rodzina okazała się bardziej wyrozumiała, a znieczulica by ich nie ogarnęła, to wszystko wyglądałoby inaczej? Może teraz Min spędzałby czas ze swoimi przyjaciółmi ze szkoły, paląc po kryjomu papierosy i pijąc najtańsze wino nad rzeką Han? Może kłóciłby się ze swoją ciotką o opuszczone godziny w szkole, finalnie trzaskając drzwiami, wybiegając z domu? A może po prostu uśmiech wykwitałby na jego twarzy, spoglądając na ukochaną osobę?

Jednak były to tylko mrzonki, które nie miały nawet prawa bytu. Nigdy tak nie będzie i Yoongi dawno już się z tym pogodził, nie licząc na nic więcej. Teraz musiał zmierzyć się z rzeczywistością, która stawiała go bezpośrednio przed twarzą chłopaka, któremu nie tak dawno ufał. Chłopaka, który niemal nie poderżnął mu gardła.

Chłopaka, którego już wcale nie znał.

Czuł ciężki oddech szatyna i jego przenikliwy wzrok, który napawał go niepokojem. W pomieszczeniu panowała całkowita cisza. Yoongi wstrzymał oddech, nie mając odwagi wypuścić przetrzymywanego powietrza. Miał wrażenie, że najmniejszy ruch spowoduje coś niedobrego.
Nagle poczuł, jak Kim rozluźnia uścisk. Później ujrzał, jak ten oddala się z niewyraźną miną, mamrocząc coś pod nosem. Następnie złapał się za włosy i padł na kolana, bełkocząc.

Kara.

Odrażający grzech.

Zapłacisz.

Wybacz.

Tyle Yoongi usłyszał. Były to głównie pojedyncze słowa, niemające dla niego żadnego sensu. Nie wiedział, co działo się z szatynem, jednak nie miał zamiaru dłużej czekać. Podbiegł w kierunku drzwi. Niestety okazało się, że były zamknięte na klucz, który mógł znajdować się tak naprawdę wszędzie. Równie dobrze mogli być zamknięci od zewnątrz. Czyli nie było szansy na ucieczkę.
Nagle poczuł dotyk na ramieniu, na który nieznacznie się wzdrygnął. Odwrócił się twarzą do Kima, który wyglądał już względnie normalnie, jednak zaprzeczały temu jego włosy, roztrzepane na wszystkie strony. Wpatrywał się w niego tym samym nieodgadnionym wzrokiem, który nieźle zaczął irytować czarnowłosego, przez co miał ochotę porządnie mu przywalić.

I już po chwili jego pięść ruszyła na spotkanie z twarzą szatyna. Prawie mu się udało, jednak Tae w ostatniej chwili unieruchomił ją i ponownie złapał na jego nadgarstek. Yoongi, coraz bardziej rozzłoszczony, zaczął się szarpać i wyrywać, chcąc uwolnić się od chłopaka. Rozpoczęła się przepychanka, w wyniku której obaj wylądowali na skrzypiącym łóżku, przewracając po drodze krzesło.

Nie spodziewali się takiego obrotu sprawy. Yoongi leżał na Taehyungu, dziwnie spokojnie wpatrując się w jego ciemnie tęczówki. A Kim nie protestował. Po prostu leżał, pozwalając czarnowłosemu na kontrolowanie sytuacji.

Leżał, tonąc w oczach przed sobą.

Powodem, dla którego Yoongi tak intensywnie wpatrywał się w chłopaka pod sobą było coś, czego nie spodziewał się ujrzeć tego wieczoru. Nie wiedział, czy szatyn miał teraz jakieś pierdolone rozdwojenie jaźni, ale oblicze, na którym tak niedawno malowała się bezczelność i arogancja, teraz zdobił strach. Przynajmniej tak mu się wydawało, ponieważ chłopak wyglądał naprawdę bezbronnie, leżąc tak pod nim z niewyraźnym wyrazem twarzy. Jednak czy to nie Yoongi powinien być tym, który się boi?

Nagle Min poczuł dotyk na swoich biodrach, a już po chwili to on leżał pod Taehyungiem. Zdezorientowany spojrzał na niego, lecz nie potrafił tym razem wyczytać z jego twarzy niczego konkretnego. Natomiast w głowie Taehyunga ponownie pojawiły się te dziwne i straszne głosy, mówiące o jego okrutnej zniewadze. Próbował z całych sił się ich pozbyć. Nie chciał ich słuchać, nie teraz. Spojrzał na Yoongiego, lustrując jego twarz i zatrzymując się na drobnych ustach.

Pragnął tych ust. Cholernie.

A może to tylko złudzenie?


Min był niezwykle zakłopotany i otumaniały. Dłoń Taehyunga dotykająca jego policzka, dotarło to do niego dopiero po chwili. Nie protestował. Nie miał nawet jak, był zbyt zamroczony.

Wtem rozległ się huk, a do pokoju wbiegł Hyojong. Jego spojrzenie wyostrzyło się, kiedy spostrzegł rozgrywającą się przed nim scenkę. Poprosił tylko przez zęby Taehyunga, a później zamknął za nimi drzwi.
Yoongi słyszał głośne krzyki. Nie chciał, żeby docierały do jego uszu, więc zakrył je sobie poduszką. Postanowił nie ruszać się z łóżka, nie miał na to ani siły, ani ochoty. Miał w dupie, czy Kim się wkurzy, czy nie. Było mu już wszystko jedno. Okrył się szczelnie pierzyną, układając się wygodnie. Był zbyt wyczerpany, aby wszystkie wydarzenia zdołały do niego dotrzeć. Zasypiał z mieszaniną wcześniejszej nienawiści i rozczarowania.

Jednak nie potrafił zignorować uczucia pustki, jaka go wypełniła. 

crystal snow; taegiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz