Rozdział 4

27.9K 938 102
                                    

Mark

    Dzisiaj, tak samo jak wczoraj i przedwczoraj wybrałem się na badanie terenu mojej watahy. Dowiedziałem się, że niedaleko naszej granicy, do dużej willi wprowadził się nie jaki Mike Verga. Słyszałem o ich rodzinie bardzo dużo, gdyż są oni jednymi z najsilniejszych i najstarszych rodów na ziemi, nie licząc mojego. Wiem także, że wspomniany wcześniej osobnik ma siostrę i oboje są Alfami. Nigdy ich nie widziałem na oczy, ale jakoś nie kwapi mi się tego zmieniać. Teraz jedyną rzeczą, jaką muszę się zająć to prowadzenie stada i odszukanie swojej mate. Jeśli nie zrobię tego w przeciągu 2 miesięcy, będę musiał sparować się z wybraną przed rodziców kandydatką. Nie chce tego, ale nie będę miał wyjścia. Pewnie dziwi was to, że 20-latek musi się słuchać rodzicieli. Niestety taka tradycja.

Kiedy biegłem przez las, słychać było tylko trzask gałęzi, które znalazły się pod moimi łapami. W pewnym momencie w pobliżu wyczułem innego wilka, a raczej wilczycę. Zamaskowałem swój zapach i bardzo ostrożnie zbliżyłem się do miejsca, z którego wydobywał się piękny zapach bzu pomieszanego z konwalią. Pierwszy raz czuję takie połączenie. Schowałem się tuż za krzakami i uważnie obserwowałem poczynania młodego, śnieżnobiałego wilka. Ujrzałem jej oczy, kiedy zwróciła się w moją stronę. Były kryształowe. Poczułem, jak moje czarne robią się złote, a wilk siedzący głęboko we mnie wyje donośnie. Niestety, nie powstrzymałem go w porę. Moja przeznaczona, kiedy tylko mnie usłyszała zerwała się z trawy, na której jeszcze przed chwilą siedziała i w szybkim tempie zaczęła uciekać. Nie mogłem na to pozwolić i również zerwałem się do biegu. Było to żmudne, gdyż ona również ukryła swój zapach i zniknęła w gąszczu drobnych krzewów i wysokich drzew. Przekazałem jej tylko w myślach:
I tak cię znajdę maleńka, a wtedy już nikt nas nie rozdzieli.

********

Lottie

   Po kilkunastu minutach biegu dostrzegłam polanę, na której postanowiłam się na chwilę zatrzymać i odpocząć. Przez wielkie korony drzew przedzierało się słońce i przyjemnie grzało moje futro. Wygodnie położyłam się na miękkiej, zielonej trawie i zamknęłam oczy rozkoszując się panującą dookoła ciszą, przerywaną śpiewem ptaków. Swoimi myślami błądziłam wokół domu, rodziny, rodziców, brata. Najbardziej jednak przerażało mnie to, że jeszcze nie znalazłam swojego przeznaczonego. Z każdym dniem traciłam nadzieję na jakikolwiek cud ze strony losu. Zadawałam sobie pytania: Czy kiedykolwiek będzie mi dane poznać mate? Jak długo będę musiała jeszcze czekać? Czy on w ogóle istnieje? To ostatnie najbardziej mnie przerażało. A co jeśli jego nie ma? Może się jeszcze nie urodził? Nie mogłam znieść myśli, że może być między nami taka różnica wieku. W końcu nie każdemu zdarza się książę z bajki.

Moje rozmyślenia przerywa głośne wycie, najpiękniejsze jakie kiedykolwiek słyszałam. Dochodziło zza krzaków, które otaczały polanę, na której obecnie się znajdowałam. Przeraziłam się i nie zastanawiając się co robię, zerwałam się z trawy i rozpoczęłam maraton biegu. Dla bezpieczeństwa zamaskowałam swój zapach i sprintem omijałam krzewy i drzewa. Z jednej strony bałam się, że mógł być to inny wilk, a ja przez przypadek przekroczyłam granicę jego stada. Wtedy mogłabym ponieść tego straszne konsekwencje. Z drugiej jednak jego zapach, był hipnotyzujący. Połączenie lasu z owocami cytrusowymi , nigdy czegoś takiego nie czułam. Kiedy znalazłam się w pobliżu domu mojego brata, zmieniłam się w ludzką postać i mając zamiar przekroczyć próg dzielący mnie od holu, usłyszałam głęboki głos w mojej głowie:
I tak cię znajdę maleńka, a wtedy już nikt nas nie rozdzieli.

Biała wilczyca i Czarny wilkOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz