Rozdział 28

10.8K 413 25
                                    


Na samym początku mam małe ogłoszenie, mianowicie zostałam kilka razy nominowana, aby odpowiedzieć na zestaw pytań. I tutaj pojawia się moje pytanie, czy chcielibyście coś takiego? Oczywiście wybrałabym te najlepsze, a żeby było ciekawiej, to sami moglibyście zadawać jakieś w komentarzach.

Miałoby to charakter bardziej Q&A niż typowej nominacji, więc liczę na wasze zdanie. Jeśli większość poprze ten pomysł to zrobię coś takiego.

Teraz zapraszam do czytania!

********

Lottie

Wyczekiwana pora posiłku nareszcie nadchodzi. Z lekkim skrzypnięciem zostają otwarte drzwi od mojej celi, w których pojawia się ten sam mężczyzna co zwykle. W rękach trzyma talerz z jedzeniem, które mogłoby konkurować z tym, wydawanym w miejscowych szpitalach. Zazwyczaj zmuszam się do przełknięcia choćby kęsa materii przypominającej chleb i szynkę. Wiem, że jest to konieczne ze względu na to, iż powinnam zbierać siły na ucieczkę z tego więzienia.

Dzisiejszy dzień mogę zaliczyć do tego najważniejszego, dzięki któremu uda mi się opuścić budynek i wrócić do domu. Nie czekając za długo, wcielam w życie plan stworzony chwilę wcześniej przy pomocy wilczycy.

- Yghm. - chrząkam znacząco co skutkuje natychmiastowym zwróceniem uwagi wilkołaka na moją skromną osobę. - Mógłbyś  do mnie podejść i lekko poprawić mi ten łańcuch na nogach. Jeśli mam tutaj jeszcze chwilę posiedzieć, to pasowałoby, aby było mi w miarę wygodnie. - popatrzyłam na niego wzrokiem Alfy oczekując reakcji. Dostałam ją prawie natychmiastowo. W kilku dużych krokach znalazł się przy mnie i kucnął obok w przestępnej odległości tak, abym w razie czego nie mogła mu nic zrobić. Popatrzył mi prosto w oczy, co okazało się jego zgubą. Według twierdzenia wilczycy, właśnie teraz powinnam wypowiedzieć zbawcze słowa.

- Chciałabym, abyś od tej chwili był mi posłuszny w każdym tego słowa znaczeniu. - przez moment miałam wątpliwości, czy aby na pewno to zadziała, lecz tak jak było powiedziane, tak się stało.

Mężczyzna tym razem ukląkł przede mną i pochylił głowę w dół na znak posłuszeństwa i oddania. Kiedy znów na mnie spojrzał jego oczy pozostały w naturalnej barwie, lecz dało się zauważyć niebieskie prześwity i plamki. Zdziwienie jakie mnie ogarnęło w tej chwili było ogromne. Nie myśląc zbyt wiele, gdyż czas goni mnie nieubłaganie, przeszłam płynnie do kolejnego kroku znajdującego się na wymyślonej przeze mnie liście.

- Rozwiąż mnie. - wydałam pierwszy w życiu rozkaz z taką mocą, że aż zmarszczyłam brwi z dekoncentracji.

- Tak jest Pani. - wilkołak skinął głową i zabrał się za odpinanie łańcucha ciążącego mi na stopach. To samo zrobił z rękami, gdyż po każdym posiłku zostają one znów zakute w srebro.

Uczucie wolności jest najlepszym ze wszystkich. Brak ograniczeń i poleceń, którymi obciążają cię inni dookoła. Wolność słowa, wyboru czy wyznania to coś, co powinno być dla każdego czymś nadrzędnym i przede wszystkim naturalnym. Nigdy nie zrozumiem pomysłu zmuszania człowieka, czy tam wilka, do głoszenia narzuconej mu religii lub idei jego zwierzchnika. Niestety ja raczej nie mam tutaj nic do gadania, lecz gdybym mogła, zrobiłabym coś z tym.

Po chwilowym wewnętrznym monologu spróbowałam się podnieść, co przyniosło marne skutki. Rany na kończynach dały o sobie znać w najmniej odpowiednim momencie. Srebro zadziałało bardzo skutecznie i teraz nie mogłam poruszyć niczym, co pomogłoby mi się stąd wydostać. Zastanawiam się dlaczego nie poczułam tego wcześniej? Przecież siedziałam tutaj grubo ponad tydzień i nie zwróciłam uwagi na tą ważną kwestię. No cóż, trzeba sobie poradzić jakoś inaczej.

- Podejdź do mnie i pomóż mi wstać. - poleciłam mojemu nowemu słudze. W dwóch krokach znalazł się obok mnie i bardzo ostrożnie wziął za ręce. Z siłą wilkołaka podniósł mnie bez większego wysiłku i odstawił na ziemię. Oczywiście tak długo nie wstawałam, że teraz jest to trudne do opanowania. Czuję się jak półtoraroczne dziecko, które uczy się chodzić. Nie pomagają mi w tym otarcia i krew sącząca się z ran.

- Najciszej jak to możliwe, przynieś mi wodę utlenioną i gazę. Muszę to czymś odkazić. - przytrzymałam się ściany i cierpliwie czekałam, aż zostaną mi przyniesione potrzebne rzeczy. Po srebrze rany goją się zdecydowanie wolniej, niż po czymkolwiek innym. O dziwo wilkołak uwinął się zwinnie i szybko,  nie robiąc przy tym hałasu. Dziwne jest to, że nikt go nie złapał, ani nie zapytał po co mu te przedmioty. Może nikogo nie ma, a droga ucieczki będzie prostsza niż się wydaje?

W szybkim tempie i dzięki asekuracji mężczyzny zdołałam przemyć uszkodzone miejsca wodą i szczelnie zawinąć białym materiałem. Po tym małym zabiegu czułam się zdecydowanie lepiej, a siły powracały z każdą sekundą. Miałam już dość siedzenia w tej obskurnej piwnicy. Moje ciało domagało się świeżego powietrza i  naturalnego światła. Przebywać w ciemnościach taki szmat czasu jest niezdrowe i męczące.

- Pomóż mi się stąd wydostać. - zakomunikowałam kolejny raz i poczułam, jak unoszę się w powietrze. Wilk trzymał mnie na swoich rękach w pozycji panny młodej i mogłoby się wydawać, że nie sprawiam mu żadnego problemu, a moja waga nie gra znaczącej roli.

Przeszliśmy przez drzwi, za którymi oczywiście również panowały egipskie ciemności. Gdybym nie była wilkołakiem, nie zdołała bym zobaczyć niczego. Taka błahostka, a w każdej chwili może się okazać przydatna.

Skręciliśmy w lewo i ruszyliśmy prosto przed kamienny korytarz. W powietrzu unosił się zapach stęchlizny i ledwo wyczuwalnej krwi. Przyprawiło mnie to o dreszcze, bo przez cały okres pobytu tutaj nie słyszałam żadnych krzyków czy jęków bólu. Przeszliśmy jeszcze kawałek i naszym oczom ukazały się strome schody prowadzące w górę. Jak dotąd nikogo po drodze nie spotkaliśmy, co napawało mnie nadzieją i szczęściem.

Ostrożnie wchodziliśmy po stopniach, przy okazji nasłuchując, czy nie zbliża się potencjalne zagrożenie. Nadal tkwiłam w ramionach wilkołaka pod wpływem hipnozy, który gdyby nie moje zaklęcie, już dawno by mnie chyba rozszarpał. Nie było to ani trochę pocieszające. Zastanawiało mnie to, co będzie jak już stąd wyjdę. Przecież Aron potrzebuje mnie, aby przejąć władzę nad światem i sądzę, że tak łatwo mi nie odpuści. Z drugiej zaś strony, dlaczego nie zrobił tego przez ostatni tydzień? Cały czas siedziałam w zamknięciu, pozbawiona większości sił. Mógł zrobić ze mną cokolwiek by chciał. Jednak nie wykorzystał tego i musiał być ku temu powód. Dobrze by było zagłębić się w tą przepowiednię, której słowa są mi nie znane. Może zrozumiała bym coś więcej?

W ciągu tych kilku minut przetransportowaliśmy się na samą górę schodów, gdzie na ich końcu znajdowały się pokaźnej wielkości drzwi. Mężczyzna delikatnie postawił mnie na ziemi i jedną ręką zaczął szukać czegoś w kieszeni spodni. Jak się okazało był to pęk kluczy różnej wielkości. Odszukał ten właściwy i jednym ruchem drzwi zostały otwarte.

Tym razem o własnych siłach przeszłam przez próg i rozglądnęłam się na boki. Byliśmy prawdopodobnie w jakimś opuszczonym miejscu. Wyglądało to na halę bądź fabrykę, która kiedyś odgrywała rolę jakiegoś magazynu, składowiska czy Bóg wie czego jeszcze. Ruchem głowy nakazałam mojemu towarzyszowi iść przodem i w międzyczasie zadałam pytanie o najistotniejszą rzecz.

- Gdzie my się znajdujemy?

- Jesteśmy z opuszczonej fabryce na obrzeżach Lasu Zwycięzców. - odpowiedział mechanicznie a mnie jednym słowem zatkało. Przecież ja się stąd nie wydostanę! Z tego co wiem w pobliżu nie ma żadnej cywilizacji, a sama droga w rejony mojej watahy trwa kilkanaście dobrych godzin. Na dodatek całokształt beznadziejnej sytuacji dopełniają głosy dochodzące zza równoległej ściany, wśród których mogę rozpoznać aż dwa - Arona i Jessici.

Czy może być jeszcze gorzej?

Biała wilczyca i Czarny wilkOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz