Rozdział 27

11.4K 405 44
                                    

Mark

Szukamy jej już ponad tydzień. Gdziekolwiek nie pójdę, w połowie urywa się jej zapach. Cała wataha odczuwa brak swojej Luny, co wpływa niekorzystnie na siłę i wytrzymałość wilków. Pomimo tego złego, każdy się angażuje na swój sposób. Ostatnio młode szczeniaki podpytywały mnie gdzie jest ich "mama" i zagroziły, że jeśli jej coś zrobiłem, to pożałuję tego.

Cała sytuacja tak mnie rozczuliła, że z potężnego i niepokonanego Alfy, stałem się beksą. Oczywiście odpowiedziałem im, że Lottie musiała wyjechać na kilka dni do rodziców, bo bardzo się za nimi stęskniła. Chciałbym, żeby to okazało się prawdą, a porwanie jakimś chorym koszmarem. Niestety, to nie żadna fikcja, lecz rzeczywistość.

- Alfo, przybył właśnie Beta Mike z rodzinnej watahy Luny. Czeka na korytarzu, aby się z tobą zobaczyć. Mogę go wpuścić? - przez drzwi wszedł mój ochroniarz, kiedy analizowałem kolejne tropy, gdzie mogłaby być moja mate. Oczywiście wiedziałem, dlaczego Mike jest Betą, a nie Alfą jak ja. Zrzekł się władzy, jeszcze przed tym jak Lottie dowiedziała się, że jest wilkiem. Ona sama miała nadzieję, że nim nie zostanie, lecz los sobie z niej zakpił. Ja tam nie narzekam, bo gdyby nie to, nie miałbym tak wspaniałej kobiety przy moim boku.

- Oczywiście, niech wejdzie. - odpowiedziałem po chwili zawieszenia.

Przez ciemne gabinetowe drzwi wszedł wysoki brunet. Dziwne jest to, że są między nimi prawie cztery lata różnicy, a wyglądają prawie jak bliźniaki. Nie rozumiem tego.

- Witaj Marku. - przywitał się ze mną uprzejmie i podał rękę, którą uścisnąłem.

- Witaj, co cię do mnie sprowadza? - w obecnej sytuacji nie miałem za bardzo ochoty na rozmowę. Wolałem dalej analizować kolejne tropy i miejsca, w których jest możliwość przetrzymywania Luny.

- A jak myślisz? Moja siostra zaginęła ponad tydzień temu, a ja mam siedzieć bezczynnie i patrzeć jak wszystko stoi w miejscu? - zapytał retorycznie i spojrzał na mnie sceptycznie.

- Ale co ty możesz w tej sytuacji zdziałać? Zebrałem radę, twoich rodziców i wszystkie wilkołaki z naszych watah. Obmyślałem plany, szukałem w pobliskich miejscowościach, lasach czy opuszczonych budynkach! Dalej nie mamy do cholery nic! Żadnego tropu, bo każdy urywa się w połowie. - wymachiwałem rękami na prawo i lewo. Czułem się bezsilny, ale nie mogłem się poddać, nie teraz.

- Myślę, że jednak mogę ci pomóc. Przez ten czas, kiedy ty bezskutecznie szukałeś, ja zebrałem moich zaufanych ludzi i wszcząłem własne śledztwo. Przykro mi, że jednak tak długo to trwało, ale dosłownie przed godziną dowiedziałem się istotnych rzeczy. - poinformował mnie mój przyszły szwagier, a we mnie zatliła się iskierka nadziei.

- Mów natychmiast co wiesz! - krzyknąłem na Bogu winnego wilka.

- Spokojnie przyjacielu. Jak już mówiłem dowiedziałem się czegoś istotnego. Otóż w mojej watasze był wróg. Okazał się nim mój dobry przyjaciel - Aron. Po moim powrocie do domu rodzinnego zabrałem Lottie na weekend do stada, gdzie poznała właśnie jego. Nie wyglądał na takiego, który może jej coś zrobić. Dogadywali się jako tako, ale wymienili ze sobą tylko kilka zdań. Widocznie dla niego było to za mało. Później, gdy moja siostra wyjechała i spotkała ciebie, Aron stał się jakiś nieobecny. Znikał na całe dnie i wracał wieczorną porą. Nie wydało mi się to dziwne, w końcu nie da się kontrolować każdego. - zakończył swoją wypowiedź, a mnie zalała ogromna złość. Miałem ochotę znaleźć gnoja i spowodować, aby cierpiał tak, jak cierpi teraz Lottie i ja.

- Wiesz pewnie też, gdzie może być moja mate, prawda?- zapytałem i z niecierpliwością oczekiwałem odpowiedzi na zadane pytanie.

- Mam pewne podejrzenia, ale nie jestem co do nich przekonany. - rzekł i zamyślił się jednocześnie patrząc pustym wzrokiem w przeciwległą ścianę. - Jest jeszcze coś, Aron ma pewne plany co do Lottie. Kiedyś mówił mi, że w dzieciństwie słyszał o pewnej przepowiedni, mówiącej o przejęciu władzy przez najsilniejszego z najsilniejszych. Potrzebna jest do tego również silna wilczyca, która pozwoli to osiągnąć. - kiedy wypowiedział te słowa, po plecach przeszedł mnie zimny dreszcz. W żaden sposób te słowa mnie nie pocieszyły, wręcz spowodowały rozpacz, złość, smutek i tęsknotę.

- Na czym ma polegać to przejęcie władzy? - bałem się odpowiedzi na to pytanie. Wiedziałem, że to Lottie pełni rolę łącznika, gdyż na świecie nie ma silniejszej od niej.

- Z tego co pamiętam potrzeba wypełnić trzy podpunkty zawarte w słowach pradawnej przepowiedni:

• Pierwszy z nich to sparowanie lub, jeśli wilczyca ma już swojego mate bądź jest naznaczona, konieczne będzie pozbycie się tego i zastąpienie swoim ugryzieniem.

• Drugi to zawarcie małżeństwa, ale tego człowieczego. Obie strony muszą nałożyć sobie na palec złote obrączki, które mają symbolizować jedność w sensie cywilnym.

• Trzeci i ostatni punkt to wzajemne wypicie sobie krwi. Jest to chyba najważniejsza rzecz, aby wszystko się uruchomiło. Ten, który tego dokona stanie się niepokonany i będzie mógł zrobić ze współczesnym światem co tylko zechce.

Nie mogłem w to uwierzyć. Moja mate stała się jakimś pionkiem w grze psychopaty. Od niej zależało jak to wszystko się potoczy. 

Jednak zastanawiało mnie to, dlaczego ten cały Aron jeszcze nie podjął żadnej próby. Gdyby sparował się z Lottie nie czułbym już nic. Żadnej więzi, tylko rozdzierający ból w całym ciele, mający swoje źródło w sercu i oznaczeniu na szyi. Nic takiego do tej pory się nie stało. To dało mi nadzieję na znalezienie Luny całej i zdrowej. Teraz tylko trzeba było zlokalizować miejsce ich pobytu.

- Dalej to do mnie nie dociera, ale teraz najważniejsze jest, aby ich znaleźć i przeszkodzić w realizacji tego chorego planu. Powiedz mi, gdzie mogą być. - znów pojawiła się nadzieja, która podobno umiera ostatnia.

- Są trzy przykładowe miejsca, w których mogą przebywać. - odpowiedział zirytowanym i zarazem lekko przestraszonym tonem.

- Powiedz wreszcie, a od razu zaczniemy poszukiwania. Znajdę ją, choćby na końcu świata i nic mnie przed tym nie powstrzyma.

- Stary dom leżący w samym środku ogromnego Lasu Samotników. Opuszczona fabryka na obrzeżach Lasu Zwycięzców. Powojenny tartak w Lesie Upadłych. - bardzo dużo słyszałem o tych lasach, ale nie spodziewałem się, że są tam jakieś opuszczone i stare budynki.

- Jak myślisz, w którym mogą być? - zapytałem ciekawy wysnutych przez niego wniosków.

- W każdym, lecz nazwy mogą nam coś zasugerować. - rzekł po krótkiej chwili.

- Masz rację. Las Zwycięzców brzmi najbardziej logicznie. W końcu on chce przejąć władzę nad światem, więc w jego mniemaniu już jest tym, który ma ostatnie słowo. Lecz gdyby patrzeć na to z drugiej strony, może on to dokładnie zaplanował, miał w końcu dużo czasu. Może to, że my się dowiemy o tych miejscach miało być częścią planu? Chociaż, gdyby tak rzeczywiście było, on już dawno dokończył by to, co zaczął. - rzucałem swoimi przemyśleniami w stronę mojego towarzysza z szybkością karabinu maszynowego. Cieszyłem się, że w końcu jest jakiś punkt zaczepienia. Musiałem się go trzymać, jak najdłużej się da.

- Dobrze kombinujesz, lecz w ramach bezpieczeństwa wyślijmy w pozostałe miejsca oddziały naszych żołnierzy. - zaproponował Mike, na co przystałem z ochotą.

- W trybie natychmiastowym zwołam naradę i oznajmię, czego się dowiedziałem. Za godzinę wyruszamy. Przygotuj siebie i resztę wojska. Czas rozpocząć wojnę.

********
Mam tutaj kilka ogłoszeń:

1. Przepraszam za długi czas oczekiwania, ale nauka daje popalić, a do ferii mi jeszcze trochę zostało.

2. Informuję, że za trzy dni będzie rocznica od kiedy pojawił się prolog tej książki!  Może już dawno zakończyła bym ją pisać, lecz moje zachwianie w regularności dodawania rozdziałów przyczyniło się do tak długiej kontynuacji.

3. Dziękuję, że każdego dnia jest was tutaj więcej!  Mam nadzieję iż będziecie się ujawniać w komentarzach i zostawiać po sobie ⭐.

Biała wilczyca i Czarny wilkOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz