Epilog

14.9K 427 39
                                    


                      10 lat później

Lottie

- Mamo i co było dalej? - pyta moja dziesięcioletnia córka, gdy wszyscy razem siedzimy wieczorem w salonie w domu głównym.

- Dalej to wszystko potoczyło się bardzo szybko kochanie. Kiedy tata przyswoił, że pojawicie się na świecie nie odstępował mnie na krok. Zakazał mi nawet wychodzić z sypialni, bo przecież zejście ze schodów zagraża życiu. - patrzę wymownie na mojego męża i unoszę brew na znak lekkiej kpiny.

- Ja się tylko o ciebie martwiłem skarbie. Zresztą dalej to robię. - stwierdza Mark, a ja przyznaję mu rację. Kolejna ciąża to nie lada wyzwanie. Zapomniałam już jak to jest nosić pod sercem nowe życie. W końcu po porodzie dobitnie zakomunikowałam, że więcej nie będę tego przechodzić. No, ale cóż. Mój mąż to niewyżyty samiec Alfa, a ja nie jestem lepsza.

- Chciałabym przeżyć taką miłość jak wasza. - znów odzywa się Emily wyrywając mnie ze wspomnień. Uśmiecham się do niej i przytulam jej ciałko do siebie.

- Jeszcze będziesz miała tego dość, uwierz mi na słowo. - mówię jej po cichu do ucha, lecz mam na uwadze to, że Mark wszystko słyszy. O to właśnie chodzi.

- Lottie, czy ty coś sugerujesz? - pyta mężczyzna i patrzy na mnie wygłodniałym wzrokiem.

- Ja? - wskazuję na siebie palcem. - Nic a nic.

- Tato, a co się stało z panem Aronem? - tym razem pytanie skierowane jest w stronę Alfy i zadaje je mój syn. To on urodził się pierwszy, dlatego właśnie przejmie władzę nad stadem, kiedy tylko skończy 18 lat.

- Aron, no cóż. Po wszystkim nigdzie nie mogliśmy go znaleźć. Cały teren został dokładnie przeszukany, a po nim ani śladu. Ale spokojnie jesteśmy bezpieczni. Nie pozwolę, żeby wam się coś stało. - tym razem to Nataniel jest przytulany do ojcowskiej piersi z niezwykłą czułością. Zawsze się wzruszam, gdy widzę, jak Mark opiekuje się naszymi dziećmi. Chroni je własnym ciałem i oddałby za nie życie. Tak samo jak ja. Moja rodzina jest dla mnie najważniejsza i nikt tego nie zmieni.

Kiedy tego pamiętnego dnia nasi rodzice ogłosili nam, że zostaniemy rodzicami wszystko przewróciło się do góry nogami. Wszyscy w stadzie oszaleli. Ich radość nie miała granic. Zaczęłam być traktowana z jeszcze większą ostrożnością. Przez cały okres ciąży każdy obchodził się ze mną jak z jajkiem. Wszyscy chcieli robić wszystko za mnie. Czasami czułam się, jak zamknięta w złotej klatce. "Nie rusz, nie dotykaj, uważaj, bo sobie coś zrobisz." - te słowa słyszałam średnio pięć razy w ciągu dnia. Ja rozumiem, że to duże wydarzenie, kiedy Alfa wraz ze swoją Luną oczekują potomstwa, które później obejmie władzę, lecz po co robić z tego taki szum? Niestety, teraz jest podobnie. Ciąża to nie choroba, ale mówić im wszystkim, to jak rzucać grochem o ścianę.

- Dzieci, czas do łóżek. - słyszę głos mojego męża i spoglądam na zegar stojący pod obszernym telewizorem. Potem wzrok kieruję na ogromne okno i rzeczywiście, na dworze zaczyna się ściemniać. Próbuję wstać z kanapy, co na moje nieszczęście idzie mi z oporem.

- Lottie, siedź spokojnie. Ja pomogę dzieciom w kąpieli i dopilnuję, żeby położyły się grzecznie spać. Potem przyjdę i pomogę tobie. - no i właśnie o tym mówię. Nic nie mogę zrobić sama. Jestem skazana na czyjąś łaskę, zazwyczaj na mojego męża.

- Czemu ty mi nie pozwalasz zadbać sama o siebie? Wydaje mi się, że jestem już na tyle duża, żeby zrobić kilka kroków. Ciąża to nie choroba kochanieńki. - kolejny raz już się irytuję, ale to wina hormonów.

- Masz rację, ale kocham ciebie i nasze dzieci, więc to normalne, że się o was martwię. Pozwól mi na to, bo wtedy mogę poczuć się za was odpowiedzialny. - odpowiada z miną wilczątka, które prosi swoją matkę o przysmak. Tak też wyglądają nasze dzieci, kiedy czegoś chcą. Wiadomo po kim to mają.

- Jesteś Alfą. Jesteś odpowiedzialny za całe stado. To raczej nie nowość. - uśmiecham się do niego bezczelnie.

- Tato! Natan wylał wodę z wanny! - krzyczy moja córka z górnej łazienki, przerywając nasze słowne przepychanki, a ja kolejny raz załamuję ręce. Takie akcje dzieją się u nas średnio co tydzień. Potem jest tyle sprzątania, że zajmuje to Markowi czas do późnych godzin nocnych.

- Znów to samo. Nie ruszaj się stąd. Za niedługo wracam. - mówi do mnie i całuje lekko w czoło.

Po jego wyjściu sięgam po pilota i włączam telewizor na emitowanym właśnie filmie. Kładę się na boku, a po chwili czuję, jak zasypiam.

********

Mark

Wchodzę szybkim krokiem po schodach i kieruję się do łazienki. W głowie mam nadzieję, że sytuacja nie jest aż taka krytyczna, jak to było kiedyś. Wtedy to woda ściekała, aż po schodach na parter i mieliśmy lekką powódź. Dobrze, że nikomu się nic nie stało. Ucierpiały wówczas tylko nerwy mojej mate i moje. Oczywiście dzieci dostały dwutygodniowy szlaban na telewizję i słodycze.

- Jakim cudem to się zawsze dzieje? - pytam już po raz setny i zawsze otrzymuje tą samą odpowiedź.

- Nie wiemy tatusiu. Przepraszamy. - tak, właśnie tą.

- Dobrze już dobrze. Wskakujcie do wody i idziemy spać. Musicie być gotowi na jutrzejszy dzień. Obudzę was wcześniej, bo trzeba wszystko przygotować. - przekazuję im dokładny plan co do jutra i odsyłam do łóżek. Całuję każde z osobna w czoło i opuszczam pokój zamykając za sobą drzwi.

Schodzę powoli na dół do mojej żony, którą zostawiłem na kanapie. Miałem nadzieję, że razem spędzimy ten wieczór na oglądaniu filmów i przytulaniu. Niestety, podchodząc do miejsca jej odpoczynku zauważam, że Lottie śpi sobie w najlepsze i dodatkowo pochrapuje pod nosem. Jest to bardzo uroczy widok, lecz muszę przetransportować ją do sypialni, gdzie będzie jej wygodniej. Podnosze jej ciało i delikatnie kieruję się z nią do łóżka. Układam je tak, aby zaokrąglony brzuszek nie przeszkadzał i przed nakryciem ją kocem, składam całusa w to miejsce. Kolejne szczęście rośnie pod sercem mojej ukochanej. Nie mogę być bardziej szczęśliwy, niż jestem teraz.

Stałem się Alfą stada, znalazłem największe szczęście, którym jest wilczyca leżąca obok mnie na łóżku, zostałem  dumnym ojcem dwójki dzieci i trzeciego w drodze. Niczego więcej nie potrzebuję. Zamykam oczy i z tą myślą zasypiam przytulony do mojej żony.

********

Lottie

Następnego dnia budzę się u siebie w sypialni w tych samych ubraniach co wczoraj. Ostrożnie podnoszę się do siadu i sięgam po telefon leżący na stoliku nocnym. Widnieje na nim godzina 10 rano. Powoli staczam się z łóżka i zauważam, że Marka nie ma obok mnie. Znając życie poszedł do naszych dzieci i pomógł zrobić im śniadanie. Z tą myślą kieruję się do łazienki, aby wziąć zaległy prysznic i przyszykować się. Mam ochotę na zrobienie lekkiego makijażu i ubranie sukienki. Dawno nie miałam czasu ani ochoty na takie cuda, lecz teraz  hormony dają się we znaki. Czasem bywa to przerażające, ale teraz mi to nie przeszkadza.

Wszystko udaje mi się zrobić w ciągu 40 minut, więc szczęśliwa kieruje się po schodach do salonu. Będąc już w pobliżu podnoszę wzrok, a moje usta tworzą kształt litery "o".

- Wszystkiego najlepszego! - zza kanap wyskakują dzieci, mój mąż i nasi rodzice. Na rękach bliźniaków leży ogromny tort czekoladowy z wbitymi dwoma świeczkami, które ukazują mój wiek. 28 lat to niedużo, lecz nawet nie wiem kiedy aż tyle minęło. Wiele się działo, że zapomniałam o tym dniu, lecz moi najbliżsi nie, przez co w moich oczach kryją się łzy wzruszenia.

Z całego serca dziękuję losowi za to, że wszystko się tak potyczyło. Mam wspaniałą rodzinę, dzieci, męża i niczego więcej mi nie potrzeba. No może jednak więcej cierpliwości.



Biała wilczyca i Czarny wilkOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz