r o z d z i a ł IV - Kim Namjoon nie jest Bogiem

603 88 15
                                    

   Szatan pracował ciężko, ale Kim Namjoon jeszcze ciężej. A ostatnie dni były dla niego piekłem, w którym dostał swoje honorowe miejsce.

   Pomieszczenie, w którym znajdowała się recepcja szpitala było całe zapełnione ludźmi, tymi w miarę żywymi. Część z nich postanowiła awanturować się z pielęgniarkami i lekarzami, niepotrzebnie zajmując im ich cenny czas. Kolejna grupa ludzi po prostu czekała na swoją kolej, dyskretnie puszczając niemiłe wiązanki na personel, ogólnie na każdą inną Bogu ducha winną osobę. Reszta spała lub spokojnie rozmawiała między sobą, czekając na swoją kolej, która pewnie wcale nie nadejdzie.

   Od wczoraj Kim nie zmróżył nawet oka, ale od samego rana znów biegał od jednej sali do drugiej, sprawdzając, czy u pacjentów wszystko było w porządku. A nie było. Przyjęci ludzie zdawali się umierać jeden za drugim, jak gdyby byli w jakiejś tajemnej zmowie.

   Jednym z zadań bruneta było przewożenie zwłok do kostnicy, jednak w całym prosektorium i tak już powoli zaczynało brakować miejsca. To nie było przypisane do jego praktyk, aczkolwiek Namjoon chciał pomóc najbardziej jak zdołał, więc czasami po prostu zastępował personel, który sam już nie dawał rady.

   Korytarze były całe zapełnione, sale załadowane ludźmi ponad normę. To nie było normalne, tak nie powinno być. Kim widząc to wszystko był przerażony i zrezygnowany, jego misją było pomagać ludziom, a jedyne co robił to patrzył jak ich żywot przelewa mu się przez palce.

   W pokoju dla personelu panował chaos, zupełny chaos. Ludzie wchodzili, wychodzili, czasem przewracając się o własne nogi. Grupka wycieńczonych praktykantów siedziała pod ścianą w małym pokoiku obok. Drobna blondynka odpoczywała siedząc po turecku na kilku pudłach wypełnionych po brzegi jakimiś dokumentami, przy tym bez przerwy obserwując swoich towarzyszy. Jednak oni niczym nie różnili się od pacjentów. Jedni bez przerwy drapali się po całym ciele, przypadkowo uderzając drugich. Inni zaś próbowali z całych sił powstrzymywać napady kaszlu. Kolejni spali, miała bardzo dużą nadzieje, że tylko spali.

   Siedziała naprzeciwko wejścia, tak więc miała idealny podgląd na chaos panujący w drugim pokoju. Gdy znany jej brunet pojawił się pośród tego całego zamętu, od razu zerwała się z miejsca i na szczęście dogoniła go, mocno zaciskając swoją chudą dłoń na jego nadgarstku. Brunet szybko odwrócił się w jej stronę, a zanim zdążył coś powiedzieć, blondyna już ciągnęła go za sobą przez przepełnione korytarze placówki.

   Jedynym kompletnie odciętym od tego całego zgiełku miejscem, była klatka schodowa, z której nikt od lat już nie korzystał, ponieważ wciąż była remontowana. W teorii oczywiście. Dziewczyna oparła się o barierkę, ponieważ ostatnie nieprzespane noce dawały jej się we znaki. Ale nie tylko to. Brunet stał zdezorientowany obserwując ją, cierpliwie czekając na wyjaśnienia.

   Niespodziewanie jego towarzyszka oderwała się od barierki i zrobiła krok w stronę Kima. Następnie położyła swoje dłonie na jego talii i jednym ruchem mocno zaciskając ręce wyciągnęła jego koszulę ze spodni. Wtedy Namjoon oderwał się od niej jak oparzony, nie mając pojęcia co tak właściwie planuje.

- Nie jesteś zarażony prawda? - zapytała chcąc załagodzić sytuację, gdyż dla chłopaka na pewno zdawała się wyglądać dwuznacznie.

- Nie, ale o co ci w ogóle chodzi, Hyunmi? Tam są ludzie, którzy potrzebują pomocy. Muszę tam wracać! - wtrącił stawiając pierwsze kroki w stronę wyjścia, jednak ponownie na jego nadgarstku zacisnęła się dłoń dziewczyny.

- Namjoon do cholery! Czy ty nie widzisz co się w ogóle dzieje? - podniosła głos nie mogąc się powstrzymać. - Ten cholerny szpital to jedna wielka umieralnia. Zmywaj się stąd póki jeszcze możesz.

°Tomorrow || Yoonseok + Minjoon Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz